Historia to klasyczny horror. Wiele lat temu na rodzinę bohatera pewna czarownica rzuciła klątwę, w myśl której za każdym razem, kiery narodzą się bliźnięta, jedno zostanie kimś bardzo złym. Nasz bohater poznaje wieść o tej klątwie, a ma brata bliźniaka. Odziedziczywszy posiadłość wuja, w której znajduje się wielki gabinet figur woskowych, dowiadujemy się, że jest sposób, aby zniszczyć klątwę, w tym celu zresztą powstał ów gabinet. Otwiera on bramy od czterech różnych wymiarów czasowych, gdzie nasi przodkowie dokonali podłych rzeczy. Teraz należy się tam udać i pokonać ich, co pozwoli zmierzyć się ostatecznie z czarownicą i uratować brata.
Przed nami cztery poziomy, każdy nawiązujący do schematów grozy - egipska piramida z wymyślnymi pułapkami i strażnikami, cmentarz, na którym robi się od nieumarłych, kopalnia opanowana przez stwory rodem z mitów Cthulhu oraz XIX-wieczny Londyn, na ulicach którego grasuje Kuba Rozpruwacz. Każda z tych lokacji jest inna, zarówno jeśli chodzi o podejście do rozgrywki jak i do zagadek, choć cel jest ten sam - znaleźć i wyeliminować miejscowego głównego złego. Wymagać to będzie zarówno siły jak i myślenia."Waxworks" jest przykładem hybrydowego podejścia do gier, gdzie elementy RPG przeplatają się z przygodowymi. Gra wykorzystuje mechanikę klasycznego dunegon crawla, jeśli chodzi o ruch. Walcząc z wrogami oraz eksplorując lokacje zdobywamy doświadczenie, które zwiększa nasze punkty życia. Jednak sama walka to mało. W Egipcie czeka nas garść zagadek logicznych. Na cmentarzu dominuje walka, ale dopiero rozmowa z przodkami wyjaśni, jak dać sobie tu radę. Londyn to jeszcze co innego - tu nie walczymy, ale uciekamy i prowadzimy śledztwo. Kopalnia to natomiast szkoła przetrwania przy kurczących się łatwo zasobach.
Naprawdę jestem pod wrażeniem, jak przy bardzo prostej mechanice autorom udało się stworzyć ciekawą i niesamowicie wciągającą grę. Bo Waxworks mnie złapało za ręce i trzymało przy sobie bardzo mocno - to dla mnie zawsze cecha dobrych gier, w które chce się grać, bez względu na to, jak bardzo niekiedy nas frustrują poziomem trudności. Waxworks jest tu zróżnicowany - taki cmentarz przejdziemy szybciutko, ale już kopalnię przechodziłam dobrych kilka razy, bo za każdym razem nie zrobiłam czegoś, co było niezbędne. W Londynie zginąć niezmiernie łatwo, ale jest dość krótki. Piramida to z kolei sześciopoziomowe monstrum, zrównoważone pod kątem zagadek i walki.Ciekawą opcją jest obecność naszego martwego wuja, zaklętego w magicznej kuli, z którym możemy wciąż utrzymywać kontakt. Udziela on nam porad w czasie gry, może też od czasu do czasu pomóc bardziej bezpośrednio. Bo i zaznaczmy, ogólnie Wax Works nie jest grą prostą. Nie, żeby to była hardkorowa przygodówka Sierry, co to to nie. Niemniej, bardzo ograniczone możliwości leczenia, trudne walki oraz sporo zagadek sprawiają, że gra nie jest spacerkiem po parku. Śmierć czyha na każdym kroku. Zginąć można czasem w jednej walce, nawet gdy mamy pełne HP, a pułapek, które zabijają automatycznie także tu nie brak.
Mocnym elementem gry jest jej grafika - twórcy z Horrorsoft poszli tu ostro po bandzie, tworząc zdecydowanie jedną z najbrutalniejszych gier komputerowych lat 90. Nawet dużo bardziej krwawe gry, jak np. Mortal Kombat, nie były tak kreatywne, jeśli chodzi o sposoby śmierci. Na dodatek każda śmierć został przedstawiona w postaci sugestywnej, odpowiednio drastycznej grafiki. Moim zdaniem dopiero "Phantasmagoria" Sierry zbliżyła się do tego poziomu horroru, jaki prezentował "Waxworks".Jak na ironię, był to powód częstej krytyki. Gra powstawała dość długo, a gdy wyszła, wielu recenzentów chwaliło ją, ale krytykowało właśnie brutalność i naturalizm, twierdząc, że gra jest zbyt drastyczna. Nie wszystkim podobał się też rozstrzał między rozmiarami poziomów oraz dość losowa mechanika rozstrzygania starć. Chwalono natomiast muzykę i to, że gra lepiej niż jakakolwiek inna obecna na rynku łapa klimat horroru.
W 2020 powstał remake - "Waxworks: Curse of the Ancestors", jednak zebrał mocno mieszane recenzje. Krytykowano linearność (trzeba przechodzić grę wedle określonej kolejności), bugi, brak podpowiedzi do niektórych zagadek i zwiększenie nacisku na walkę oraz praktycznie brak muzyki. Co więcej, o ile w oryginalnym Waxwork trudno coś przegapić, tak tutaj wielu graczy wspominało, że przedmioty są mocno nieczytelne. Chwalono natomiast udane przeniesienie w 3D i dużo lepszą widoczność.Naprawdę żałuję, że nie powstało więcej takich gier - była to bowiem ostatnia produkcja Horrorsoft, które po jej wydaniu zmieniło nazwę na AdventureSoft i poszło w bardziej klasyczne przygodówki, z serią "Simon the Sorcerer" na czele. A choć horror w grach komputerowych miał rozgościć się na dobre, to jednak chyba już nigdy nie pokuszono się o grę tak udanie łączącą elementy przygodówki i RPG oraz grozy jak własnie Waxworks.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz