Etykiety

niedziela, 13 października 2019

Final Fantasy IV - recenzja



Dzięki technologii budowy statków powietrznych i taktyce ich wykorzystania, królestwo Baron stało się dominującą siłą na świecie, zaś pozostałe państwa uznały jego supremację. Jednakże nic nie zwiastowało kłopotów, przynajmniej do momentu, kiedy król Baron wydał swoim wojskom rozkaz zgromadzenia kryształów, będących źródłem mocy i wiary dla mieszkańców poszczególnych państw. Dowodzona przez wychowanego na dworze Baron Cecila, eskadra Red Wings siłą wydzierała kolejne kryształy, łamiąc bezwzględnie jakikolwiek opór. Nawet jej dowódca, bezwzględnie lojalny wobec swego władcy, zaczął mieć wątpliwości, czy to co robi, jest słuszne. Jako sierota, przygarnięty przez władcę, żyjący na zamku wspólnie ze swoją ukochaną, Rosą, nie miał wielkiego pola manewru. A jednak, gdy tylko wyraził cień wątpliwości, odebrano mu dowództwo i wysłano na misję - która, jak się okazało, miała całkowicie zmienić jego życie.

Wydana w 1991 roku Final Fantasy IV prezentowała zupełnie nową jakość w stosunku do swoich poprzedniczek. Chociaż twórcy czerpali pełnymi garściami z doświadczeń, to jednak ich ambicją było stworzyć grę, jakiej jeszcze świat nie widział. Poprzednie części, choć dobre, nie były w żadnym momencie naprawdę przełomowe. Dopiero przy okazji czwartej Square miało stworzyć tytuł, który zdystansował konkurencję i sprawił, że w świecie jRPG nazwa "Final Fantasy" miała lśnić jaśniej niż jakakolwiek inna marka.

Tym, czym Final Fantasy IV wyprzedzało wszystkie bodaj ówczesne gry RPG, było podejście do fabuły. Żadna inna gra, czy do azjatycka czy zachodnia, nie mogła pochwalić się tak rozbudowaną historią i postaciami głęboko w niej osadzonymi. Do tej pory zasadą było, że historia stanowiła bardziej tło dla kolejnych questów. Tutaj zrobiono inaczej - każdy element gry jest jednocześnie elementem historii, każda postać ma w niej swoje ścisłe miejsce, choć nie każda musi dożyć jej końca. Podczas gry obserwujemy zmiany na świecie, bohaterowie długo nie wiedzą nawet, kto jest ich prawdziwym wrogiem. Wyjaśnienie wszystkiego potrafi mocno zaskoczyć. Od tej chwili Final Fantasy miało przez długie lata wyznaczać stopień złożoności fabuły w grach RPG.

Podejście do postaci było także zupełnie inne. Tylko jedna z nich, główny bohater, Cecil, jest w niej od początku do końca, ale nawet i ona przechodzi zmianę. Pozostali członkowie przychodzą i odchodzą, czasami giną, niekiedy mają coś innego do zrobienia, w efekcie czego ostateczny skład krystalizuje się dopiero po ok. 2/3 rozgrywki. Fakt, że w drużynie możemy mieć aż pięć postaci, pokazuje, jak wielu bohaterów się tu pojawia. Ich wzajemne relacje też nie są zawsze oczywiste, co najlepiej widać na przykładzie Kaina i Rosy. Nawet antagonista nie jest kimś całkowicie obojętnym, ale postacią ważną dla historii. Po raz pierwszy stworzono tu pełnokrwistą fabularnie obsadę, co miało stać się już znakiem firmowym serii. Był to całkowity odwrót od schematu zapoczątkowanego przez serię Dragon Quest, gdzie zakładano, że stworzenie "cichej" i pozbawionej osobowości postaci pozwala graczowi lepiej się z nią utożsamiać.

Zrezygnowano ze znanego z FF I i FF III modelu, gdzie gracz sam kreował drużynę z dostępnych klas zawodowych. W FF IV każda postać ma swoją unikalną klasę i zdolności. Odebrało to oczywiście swobodę kreacji, ale to była cena tworzenia znacznie bardziej zindywidualizowanych bohaterów. W pewnym sensie wyrównano to w remaku, wprowadzając Augment Abilities, dodatkowe umiejętności, które można przydzielać postaciom. Co ciekawe, większość klas zawodowych, które widzieliśmy w FF III, tutaj powróciła. Wcześniej była duża na to, że gracz je po prostu ignorował, teraz zaś musi operować tym, co ma.

Final Fantasy IV jest też grą znacznie bardziej liniową niż poprzedniczki - było to niezbędne, aby fabuła mogła nabrać głębi i stać się spójna. Długo przyjdzie tu czekać na względną swobodę w eksploracji świata, przez ponad połowę gry będziemy dość czytelnie kierowani. Ograniczać nas będą głównie środki komunikacji - zaczynamy od własnych nóg, potem pojawi się poduszkowiec, a następnie kilka typów statków latających, i wreszcie.... Nieważne. Lochy w tej grze też nie są jakieś szczególnie skomplikowane i generalnie nie nastręczają trudności. Podczas rozgrywki nie napotkałam znowu aż tak wiele kłopotów - za wyjątkiem bossów. Nawet w temacie bossów pojawiło się coś nowego - po pierwsze, oni także zostali mocno wpisani w fabułę, a po drugie, zostali dużo bardziej zindywidualizowani. W większości przypadków do ich pokonania potrzebna jest określona taktyka, zwykłe stanie i walenie najmocniejszymi atakami nie wystarcza.

Muzyka Nobuo Uematsu była charakterystycznym elementem serii od jej początku, ale możliwości techniczne SNESa dały jej nowy blask. Wiele kompozycji stało sie klasykami, z tematem czterech władców żywiołów na czele. Podobnie grafika - to chyba pierwsza część serii, w którą można dzisiaj nawet grać w jej oryginalnej postaci (a nie trzeba bo wyszło sporo remaków) bez zgrzytania zębami na kiepską jakość obrazu. Świetne projekty postaci i wrogów, barwny świat i animacje - wszystko to w swoim czasie biło na głowę konkurencję.

Oceny były entuzjastyczne - praktycznie wszystkie recenzje z tamtej epoki dawały Final Fantasy IV najwyższe noty. Chwalono zarówno mechanikę, która uniemożliwiała proste przechodzenie gry, jak i fabułę, o której pisano, że nie ustępuje klasycznym powieściom fantasy. Podobnie było z muzyką, która przebijała konkurencję. Do dzisiaj Final Fantasy IV uważane jest za jedną z najważniejszych gier RPG w dziejach gatunku i tytuł, który zdefiniował najważniejsze i najbardziej charakterystyczne elementy jRPG. Wszystko, co pojawiło się tutaj, występuje w większości takich gier do dzisiaj.
Choć oryginalna gra pojawiła się w 1991, to sześć lat później ukazała się wersja na Playstation, wzbogacona o sekwencje FMV. W 2005 pojawiła się wersja na GBA z poprawioną nieco grafiką.  Wersja na DS z 2008 przynosiła zupełnie nową grafikę 3D, rozbudowaną mechanikę o nowe elementy oraz nowe lokacje i bossów. Doczekała się ona porówna Androida, IOS i PC. W 2011 ukazała się ponadto wersja na PSP, będąca portem tej z GBA, ale wzbogaconej o kontynuację: Final Fantasy IV: The Years After. Gdybym miała wybierać i polecać, zdecydowanie wskazywałabym na wersję 3D, która wyszła na najwięcej platform i jest najbardziej rozbudowana.

Final Fantasy IV jest wciąż doskonałą grą. Piszę to z pełną świadomością, bo gdy niedawno przechodziłam ją, to wciągnęła mnie ona całkowicie. Dała mi więcej przyjemności niż wszystkie trzy poprzednie części razem wzięte - a przecież to także całkiem udane gry. To nie tylko tytuł, w który wypada zagrać, aby zobaczyć, skąd się to wszystko wzięło. To po prostu kawał znakomitej gry, której czas nie zdołał wyrządzić krzywdy.

1 komentarz:

  1. NIe jest ani doskonałą ani w jakikolwiek sposób wybitną. Zestarzała się jak dobre mleko a wygląda za przeproszeniem jak kupa. Przy zachodnich rpgach te Final Fantasy to jak rowery bez kół przy samochodach.

    OdpowiedzUsuń