Etykiety

sobota, 23 listopada 2019

King's Quest IV: The Perils of Rosella - recenzja

 Radość rodziny królewskiej Daventry po powrocie księcia Alexandra nie trwała krótko. Podczas uroczystej ceremonii, której początek oglądaliśmy w finale "King's Quest III: To Heir is Human", król Graham nagle zasłabł. Okazało się, że cierpi na poważny problem z sercem, który zagraża jego życiu. Rodzina zgromadziła się przy jego łóżku - tylko księżniczka Rosella pozostała na chwilę w sali tronowej. Wtedy też ujrzała, jak magiczne lustro lśni - podchodząc do niego, ujrzała postać pięknej kobiety, oferującej pomoc w ocaleniu Grahama. Przedstawiła się jako Genesta, wróżka pochodząca z królestwa Tamir, w którym rosną owoce zdolne uleczyć każdy problem. Jednakże sama Genesta ma kłopot, gdyż jej przeciwniczka, wiedźma Lolotte, skradła magiczny talizman, będący źródłem jej mocy. Resztką sił przenosi Rosellę do Tamir, jednak od tej pory księżniczka musi radzić sobie sama.

"King's Quest IV: The Perils of Rosella" już z powodu głównej bohaterki musiało przejść do historii - była to jedna z pierwszych gier komputerowych, w których sterowaliśmy kobietą. Zapowiadała to już po trochu poprzednia gra, gdzie Rosella, usłyszawszy o przygodach Alexandra, stwierdzała, że może i kiedyś ona przeżyje coś podobnego. Co prawda, trochę zabawnie wygląda to w kontekście tego, że jedną z pierwszych rzeczy, jakie przyjdzie nam tu zrobić, będzie sprzątanie domu, ale potrzeba było czasu, aby na ekranach pojawiły się Lara Croft czy Samus Aran. Widać wyraźnie, że Roberta Williams, pisząc tę grę, pisała ją właśnie pod Rosellę. Klimat gry jest wyraźnie inny od cokolwiek mroczniejszych "King's Quest II" i "King's Quest III". Dominują tu motywy bajkowe i baśniowe, w większym nawet stopniu niż w "King's Quest I". Nie sposób pozbyć sie wrażenia, że autorka chciała, aby gra ta pokazała elektroniczną rozrywkę dziewczętom. Co ciekawe, mimo tego słodkiego w sumie klimatu, gra nie straciła na fabule. Ta bowiem była już od pewnego czasu wyznacznikiem jakości gier z tej serii. Reklama gry zapowiadała, że już jej początek sprawi, iż gracze będą płakać ze wzruszenia.

Pewne zmiany zaszły natomiast w samej mechanice. "King's Quest IV: The Perils of Rosella" jest zauważalnie prostsze od poprzedniczki, która postawiła pod tym względem poprzeczkę bardzo wysoko. Przedmiotów występuje tu znacznie mniej, a ich użycie jest o wiele bardziej oczywiste. Powiedziałabym, że pod tym względem jest to jeden z najprostszych King's Questów, zupełnie jakby chciano pokazać serię graczom nie będącym hardcorowymi fanami przygodówek. Zrezygnowano także z typowych zagadek logicznych, nie ma też tak morderczych czasów, jak słynne wykradanie trójzęba w dwójce. Obszar gry też jest nieco mniejszy. Wszystko to sprawia, że grę można przejść łatwiej i szybciej. Rozwiązaniem znanym już po trochu z King's Quest II był podział czasu na dzień i noc. Tylko w nocy można np. wykonać zadania związane z nawiedzoną posiadłością. Była też pierwszą grą w serii, która dawała dwa odmienne zakończenia - dobre i złe. 

Sporo natomiast nowości wprowadzała strona techniczna, co wynikało z szybkich zmian w trendach. "King's Quest IV: The Perils of Rosella" był jedną z pierwszych na rynku gier, która wymagała karty dźwiękowej, a nie typowego, pecetowego "buczka". Zajmowała też więcej miejsca, gdyż nie grało w nią z dyskietek, ale instalowało na dysku. Największą zmianą był jednak silnik. Gra powstała na dwóch silnikach jednocześnie. Pierwszym był AGI na którym działały poprzednie części serii. Wykorzystano go z myślą o posiadaczach słabszego sprzętu. Wersja powstała na silniku SCI, który miał stać się podstawą kolejnych gier Sierry, miała trochę lepszą i wyraźniejszą grafikę. Decyzja o wypuszczeniu obu podyktowana była obawami, czy większość graczy będzie posiadać dość dobry sprzęt, aby odpalić SCI. To sprawiło, że tej wersji wypuszczono na rynek znacznie mniej.
Recenzje były entuzjastyczne - wielu pisało o grze z najlepszą muzyką, jaka kiedykolwiek powstała do gier, chwalono także grafię w wersji SCI. Przełożyło się to na bardzo wysoką sprzedaż - 100 000 kopii tylko w pierwsze dwa tygodnie po premierze. Interesujące może być to, że mniej wtedy uwagi zwracano na obsadzenie w roli głównej kobiety - zaznaczyć trzeba, że nie była to ostania część serii, której sterowaliśmy krokami Roselli. Ciekawostką jest, że tuż przed premierą gry wyciekła informacja o chorobie Grahama, co sprawiło, że fani pisali do Sierry z prośbą, aby go nie zabijać.

"King's Quest IV: Perils of Rosella" ma niestety pecha - nie doczekała się, tak jak trzy poprzednie gry, żadnego remaku. AGD, które odpowiadało za tamte wersje, rozpoczęło pracę nad czwórką (w sieci jest kilka screenów), ale niestety padło przed ukończeniem projektu. Podobnie było z innymi próbami Jeśli więc ktoś chce dziś zagrać w tę część cyklu, to polecam zdecydowanie poszukać wersji na SCI, prezentującej się lepiej od strony graficznej, szczególnie ważne jest to, że łatwiej dostrzec pewne rzeczy. Niemniej, wciąż liczę, że może ktoś kiedyś się podejmie tego wyzwania.

Jak wspominałam, jest to gra nieco inna od poprzedniczek - prostsza, lżejsza, o wiele bardziej bajkowa i nie męcząca nas aż tak bardzo skomplikowanymi rozwiązaniami. Daje sporo zabawy - nawet wątki bardziej ponure rozwiązuje z przymrużeniem oka. Grałam w nią ze sporą przyjemnością i nie miałam podczas gry ani razu wrażenia, że gra wymaga ode mnie niemożliwego (co zdarzało się w "King's Quest III"). Podsumowując, to dobra część dobrej serii. Co prawda, ja sama nadal pozostaję przy zdaniu, że "King's Quest II: Romancing the Stone" jest najlepszym, co się w tej serii zdarzyło, ale "King's Quest IV: Perils of Rosella" postawiłabym tylko jeden szczebel niżej, jako przykład bardzo dobrze zrobionej, lekkiej przygodówki.

4 komentarze:

  1. Czytam recki tej serii z zaciekawieniem bo...Od kilku lat posiadam King's Quest Collection obejmujące pierwsze siedem części i...jeszcze nie zdążyłem zagrać. Ot, kupka wstydu...Kiedyś w to zagram :) Muszę zdobyć jeszcze część ósmą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Części 1-3 polecam w wersjach AGD. Ósma to już nie jest nawet kanon, można ją spokojnie zignorować. Najtrudniej jest właśnie z czwórką, bo nie doczekała się żadnej przeróbki czy odświeżenia, więc trzeba w nią grać w wersji oryginalnej, z wpisywaniem komend ręcznie. Na szczęście jest prostsza od większości.

      Usuń
    2. Ale napiszesz recki pozostałych? :) W tym ósemki ? :P

      Usuń
    3. Tak, po kolei planuję recenzować wszystkie części serii. Mam w kolekcji wszystkie od 1 do 8, nie mam tylko tej najnowszej, recapowej, wydanej kilka lat temu.

      Usuń