Etykiety

niedziela, 10 stycznia 2021

Quest for Glory 2: Trail by Fire - recenzja


Eksperymentalne "Quest for Glory: So you want to be a hero" okazało się dla Sierry sporym sukcesem. Pomysł na połączenie gry RPG z przygodową chwycił nad wyraz udanie, a zarówno gracze jak i krytycy powitali ten tytuł jako coś nowego i świeżego na rynku. Oczywistym zatem było, że musi powstać kontynuacja. I tak w 1990 ukazała się "Quest for Glory 2: Trial by Fire". Zgodnie z przyjętym założeniem, część druga osadzona była w realiach legend arabskich.

Gra rozpoczyna się tam, gdzie skończyła się jedynka. Po uratowaniu mieszkańców Spielburga, nasz bohater, w towarzystwie Sheemy, Shameena i Abdullaha udaje sie do nich ojczyzny. W arabsko wyglądający mieście Shapeir, z którego pochodzi małżeństwo kocich ludzi, źle się dzieje, głównie za sprawą nieszczęść, jakie dotknęły sąsiednie miasto Raseir. Nasz bohater musi tym razem zająć się problemami aż dwóch miejsc, choć nie jest już kimś zupełnie anonimowym i może liczyć na pewną pomoc ze strony przyjaciół. Co nie znaczy, że będzie łatwo.
"Quest for Glory 2: Trial by Fire" to pod wieloma względami nieco inna gra niż jedynka, nawet jeśli wykorzystuje podobną mechanikę. Tam mieliśmy bardzo dużą swobodę w wykonywaniu działań, kolejności itd. Tutaj gra toczy się w obrębie dwudziestu dni (technicznie rzecz biorąc - trzydziestu, ale dziesięć zajmuje podróż), a poszczególne wydarzenia rozgrywają się w określonych dniach, dając nam limit czasu na ich wykonanie. Jeśli jakieś pominiemy, to mogiła, nie będziemy już mogli do niego wrócić. Narzucenie takiego ograniczenia nadaje grze pewien dramatyzm i zmusza graczy do ostrożniejszych działań - ale niestety oznacza także, że stosunkowo łatwo coś przegapić. Co prawda, zwykle mamy kilka dni na daną akcję, ale i tak, może się zdarzyć, że coś nam umknie.

Zmianie uległo poruszanie się po świecie. Samo Shapeir jest wielkie niczym cały świat pierwszej części gry, na szczęście szybko zdobywamy mapę, dzięki której automatycznie poruszamy się między odwiedzonymi już lokacjami. Gorzej jest na pustyni - choć jej obszar nie jest może ogromny, to jego monotonia sprawia, że można się tu zgubić. Dlatego chodząc po niej, lepiej trzymać się znanych ścieżek, najlepiej wzdłuż skał blisko miast.

Gra nadal pozostaje połączeniem RPG i przygodówki, wykorzystując mechanikę z obu gatunków i robiąc to z dużym wdziękiem. Dodatkowo, tak jak poprzednio, mamy do dyspozycji trzy klasy zawodowe, a przechodzenie gry każą z nich wygląda nieco inaczej. W jedynce najwygodniej się grało złodziejem, w dwójce taką optymalną klasą stał się natomiast wojownik. Zagadki nie powinny nastręczać wiele trudności, o ile umiemy słuchać tego, co mówią inni. Nowością, która mi się spodobała, jest wprowadzenie swego rodzaju zasad towarzyskich - wobec niektórych postaci musimy zachowywać się uprzejmie, aby chciały nam pomóc, wprowadzono umiejętności społeczne takie jak communication czy honor. Rozbudowano znacząco system walki, choć w moim odczuciu walki stały się prostsze niż w jedynce. Może wynikać to z tego, że łatwiej tutaj trenować i rozwijać statystyki. Za do dorzucono więcej walk fabularnych.

"Quest for Glory 2: Trial by Fire" jest grą zdecydowanie dłuższą od poprzedniczki. Musimy tu poświęcić więcej miejsca na trenowanie. Chodzenie po świecie, zwłaszcza na początku, też zajmuje sporo czasu, a i sama rozgrywka, z racji podziału na dni, trwa dłużej. Miałam raz czy dwa razy wrażenie, że trochę się to ciągnie, a innym razem - że leci za szybko. Tak jak w jedynce, sporo tutaj humoru, odniesień i żartów, np. do serii Star Trek. Gra kładzie spory nacisk na różne ścieżki dla różnych profesji, przez co niektóre miejsca odwiedzamy tylko wtedy, jeśli gramy daną klasą.
Problemem podstawowym tej gry było, że ukazała się w 1990. Był to ostatni moment, w którym Sierra korzystała jeszcze z silnika opartego na tekstowych komendach oraz na grafice EGA. W efekcie czego gra była już przestarzała w chwili wydania. O ile pierwsza część doczekała się bardzo szybko remaku z grafiką VGA i na silniku point and click, tak dwójka nie miała tyle szczęścia. Dopiero w 2008 ukazał się dopracowany remake "Quest for Glory 2: Trial by Fire", stworzony przez AGD, który dostępny jest dziś za darmo na stronie tej grupy. W niego też grałam, kiedy pisałam recenzję i opis przejścia tej gry.

Gra zyskała mieszane recenzje. Dostało jej się za nieco już archaiczną w chwili wydania grafikę oraz początkową powolność rozgrywki. Chwalono natomiast frajdę, jaka dawała, humor oraz fakt, że mimo wszystko, nie była tytułem hardcorowym i mogła dać dużo zabawy zarówno fanom przygodówek jak i RPG. Poprowadzenie fabuły oraz kreacje postaci to także jej zdecydowanie mocne strony. Remake autorstwa AGD zlikwidował większość problemów - grafika została dostosowana do bardziej współczesnych standardów, wprowadzono mechanikę point and click, a fabuła stała się jeszcze bogatsza.
"Quest for Glory 2: Trial by Fire" jest udanym tytułem, to nie ulega wątpliwości. Trochę ustępuje w moim odczuciu jedynce, ale nie na tyle, abym miała skreślać tę grę. Co ciekawe, gra wprowadzała opcje (jak np. zdobycie bonusowej klasy paladyna), które mogły być wykorzystane dopiero w trzeciej części gry. Sierra wyciągnęła wnioski i część trzecia, która ukazała się w 1992, została uznana za lepszą pod każdym względem. Ale o tym opowiem innym razem...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz