Etykiety

niedziela, 7 listopada 2021

King's Quest VI: Heir Today, Gone Tomorrow - recenzja


Po bardzo udanym "King's Quest V" wydawało się, że seria osiągnęła już swój szczyt i więcej się nie da. A jednak Roberta Williams wciąż wierzyła, że da się z tej serii wyciągnąć coś więcej, a nie tylko odcinać kupony od sprawdzonej serii. Pomogła w tym znajomość z Jane Jensen, nową pracowniczką Sierry, która potem miała dać się poznać jako twórczyni cyklu "Gabriel Knight". W efekcie powstała gra, która przez wielu została uznana za najlepszą odsłonę historii rodziny królewskiej Daventry.

Od czasu opuszczenia wyspy Mordacka, książę Alexander wciąż wspominał piękną księżniczkę Cassimę. Pamiętając o jej słowach, nosił się z planami odwiedzenia Zielonych Wysp. W końcu rodzice wyrazili zgodę i Alexander wyruszył w podróż. Pech jednak chciał, że tuż u wybrzeży celu statek rozbił się. Alexander jednak przeżył i dotarł do celu - tylko po to, aby się dowiedzieć, że Cassima w żałobie po śmierci rodziców, a na dodatek jest zaręczona z wielkim wezyrem i nie ma szans, by książę z Daventry ją zobaczył. Naturalnie, to nie mogło zniechęcić naszego bohatera, który przystąpił do śledztwa, aby wyjaśnić co tu się dzieje i wreszcie zobaczyć ukochaną.

Roberta Williams wspomniała, że jej celem było z jednej strony stworzenie gry równie udanej co poprzednie, ale jednocześnie pogłębienie relacji graczy z bohaterami. Po bardziej "awanturniczym" i "przygodowym" "King's Quest V", teraz miała powstać gra, której głównym wątkiem miała być historia miłosna. W ten sposób nawiązywała ona do romantycznego "King's Quest II" oraz do "King's Quest III", gdzie głównym bohaterem był Alexander. Dzięki temu stworzono coś nowego, ale opartego na klasycznych schematach.

Nowością było podejście do animacji. Te nakręcono w całości z udziałem żywych aktorów, które następnie przełożono na sekwencje animowane. W nagraniach wzięli udział aktorzy z Hollywood, których osobiście wybrała Roberta Williams. Nakręcony w grafice 3D film otwierający grę uznano w tamtych czasach za przełomowy dla wykorzystania takich metody w grach. Co ciekawe, w samej grze wykorzystano tła stylizowane na dawniejsze części serii.
Kolejnym novum niewątpliwie było nadanie światu bardziej bliskowschodniego klimatu. Poprzednie gry były jednoznacznie osadzone w realiach klasycznie zachodnich legend. Tutaj natomiast dostajemy coś bliższego baśniom z 1001 nocy. Przyznam, że zaskoczyło mnie to, ale okazało się, że fabuła i klimat nic na tym nie straciły. Egzotyka przydała tu pewnej świeżości, która, co tu kryć, była czymś pożądanym po pięciu częściach serii. Zaznaczyć trzeba, że nie zrezygnowano całkowicie z zachodnich motywów kulturowych, część fabuły nadal opiera się na nich, co ładnie łączy się w całość.

Daje się zauważyć, że "King's Quest VI" jest nieco prostsza od poprzedniczek. Nie jest to jakiś drastyczny skok, poziom zagadek jest nadal wysoki, ale zrezygnowano praktycznie całkowicie z elementów zręcznościowych, które potrafiły dać w poprzednich częściach graczowi do wiwatu (jak choćby uciekanie przed Yeti w King's Quest III albo kradzież trójzęba w King's Quest IV). Tutaj jest po prostu kilka scen, gdzie musimy dość szybko wybrać przedmiot, ale zwykle są to prostsze fragmenty. Uproszeniem był także sposób komunikacji. Gracz na wczesnym etapie otrzymuje magiczną mapę, która pozwala się teleportować między wyspami, co mocno skraca czas biegania po świecie. Wreszcie, gra posiada dwie opcje jej zakończenia - w pierwszej omijamy niemal 1/4 całości, co pozwala ominąć sporą ilość questów.
Odzew był nad wyraz dobry - gra sprzedała się w nakładzie 400 000 tylko w ciągu pierwszego tygodnia od premiery, utrzymując tytuł jednego z bestsellerów 1992 roku. Recenzje prasowe dawały jej maksymalne noty, pisząc o najlepszej przygodówce na rynku, zaś wielu fanów uznało szóstkę za najlepszą część serii. Było to ciekawe, biorąc pod uwagę, że w roli głównej mieliśmy Alexandra, nie zaś powszechnie lubianego Grahama. Dużo pozytywnych opinii zebrała też fabuła. Jeśli pojawiały się głosy krytyczne, to dotyczyły one takich charakterystycznych dla serii elementów jak death endy. której tu miały szczególnie podstępny charakter.

"King's Quest VI" był ostatnią częścią serii wydaną także w wersji dyskietkowej. Dostała ona także wersję CD, wydaną rok później, co miało stać sie dla cyklu standardem. Niestety, tak dobra gra stała się swego rodzaju zwiastunem końca serii. Był to ostatni "klasyczny" "King's Quest" z realistyczną grafiką i przedostatni z cyklu opowieści o królewskiej rodzinie z Daventry. Bo choć oficjalnie seria liczyć miała jeszcze trzy części, to już tylko siódma z nich miała cokolwiek wspólnego z poprzedniczkami.

Szóstą część oceniłabym tak samo jak piątą - obie sa do siebie dość podobne i obie są zwyczajnie bardzo dobrymi przygodówkami, swego rodzaju pomnikami epoki, która wydała tak udane gry przygodowe. Choć Sierra miała jeszcze stworzyć kilka naprawdę markowych i świetnych pozycji, to "King's Quest VI" zwiastował wyraźnie koniec pewnej epoki, który jednak dopiero miał nadejść. Póki co, wydawało się, że jest dobrze, a ta gra była tego najlepszym przykładem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz