Etykiety

niedziela, 25 listopada 2018

Dracula: Zmartwychwstanie - recenzja


Hrabia Dracula jest bez wątpienia jednym z najpopularniejszych bohaterów negatywnych w dziejach popkultury i najsłynniejszym wampirem ever. Doczekał się licznych filmów, książek, a także i gier. Jedną z ciekawszych pozycji jemu poświęconych była gra "Dracula: Ressurection" (w Polsce wydana jako "Dracula: Zmartwychwstanie") stworzona prze francuską firmę Index+ w 1999.

Fabuła rozpoczyna się siedem lat po zakończeniu powieści Brama Stokera. Mina Harker od pewnego czasu czuje się nieswojo, by nagle pewnego dnia opuścić Londyn i wyruszyć do Transylwanii, pozostawiając po sobie enigmatyczny list. Jej śladem rusza natychmiast Jonathan Harker, narzeczony dziewczyny. Przybywszy na miejsce, zaczyna się orientować, że Dracula, zabity niegdyś przez niego i jego towarzyszy, wcale nie odszedł na zawsze. Zaś los Miny sprawia, że trzeba się spieszyć.

"Dracula: Zmartwychwstanie" to dość ciekawa gra. Jest to przygodówka z gatunku "weź przedmiot i użyj go", ale nie do końca typowym dla tego gatunku widokiem FPP. To zresztą bardzo dobry wybór, gdyż jedną z największych zalet tej gry są lokacje. Wykonano je w bardzo ładnej grafice i podziwianie wnętrz oraz otoczenia przy możliwości pełnego obrotu w każdą stronę, daje sporo okazji, by to robić. Traci na tym natomiast trochę sterowanie - operujemy wyłącznie myszką, ale poruszać się nie możemy z zupełną swobodą - jedynie między wyznaczonymi przez strzałki kierunkami. Ogranicza to naszą wolność ruchu i trochę psuje efekt.

Fabuła jest, moim zdaniem, dość przeciętna. Bazuje na prostym schemacie i w trakcie całej rozgrywki nie zostaje w zasadzie nigdy pogłębiona, nie wiadomo, jakim cudem Dracula znowu żyje, co sprawiło, że Mina podążyła do Transylwanii, jakie są cele wampira... Całość sprowadza się zatem do prostego questu polegającego na ratowaniu pięknej kobiety w opałach. Uważam, że historia miała o wiele więcej potencjału. Bohaterów w tej grze też występuje niewielu, a wpływ na fabułę ma jeszcze mniej.

Do zalet "Dracula: Zmartwychwstanie" trzeba natomiast zaliczyć piękną grafikę. O lokacjach już wspominałam, ale gra może się też pochwalić bogatą ilością pięknie zrobiony sekwencji animowanych, które naprawdę cieszą oczy grających. To za ich sprawą ten tytuł zapada w pamięć. Nie tylko mamy tu misternie wykonany sceny działania różnych przedziwnych machin, ale też dynamiczne sceny akcji. Choćby dla nich warto w tę grę zagrać.

Tym, co jedni uznają za zaletę, a inni za wadę, jest stopień trudności - a w zasadzie łatwości gry. W odróżnieniu od wielu starszych przygodówek, "Dracula: Zmartwychwstanie" jest grą, która nie sprawia, że mózg nam się gotuje od myślenia, co połączyć z czym, aby zrobić coś innego. Tutaj przedmioty w większości używamy krótko po tym, jak je znajdziemy, po czym zwykle znikają z ekwipunku, zatem rzadko kiedy mamy tam więcej niż 3-4 rzeczy. Nie ma też problemów, by wykombinować, co gdzie użyć. Łamigłówki, oparte nie na przedmiotach, ale na kombinowaniu, które wymagają ciut więcej myślenia, pojawiają się dopiero w samej końcówce gry - właściwie szkoda, bo sama takie rzeczy bardzo lubię.

Jak już mowa o prostocie, to muszę zwrócić uwagę na jeszcze jeden aspekt - w tej grze nie da sie zginąć. Nie brakuje przygodówek, gdzie za złe decyzje bohater płaci życiem. Tutaj tematyka zachęcała wręcz do tego, tymczasem, ku mojemu zaskoczeniu, niczego takiego nie ma, jeśli po prostu coś źle zrobimy, to nic się nie wydarza, a my musimy kombinować dalej. Właściwie nie da się tu zaciąć ani zablokować, całość można przejść na jednym save game. Tak samo zdziwił mnie np. brak zadań czasowych, któe przecież bardzo pasowałyby do konwencji wyścigu z czasem, na jakim opiera się fabuła gry.  

"Dracula: Zmartwychwstanie" to gra z właściwie równą ilością zalet i wad, które się na tyle równoważą, że czynią ten tytuł nadal fajnym i atrakcyjnym. Dodatkowo jest tytułem dość krótkim - przeszłam ją w jakieś trzy wieczory. Była też wielkim hitem sprzedażowym i doczekała się aż czterech kolejnych gier w serii. Moim zdaniem warto sięgnąć, zwłaszcza, jeśli ktoś lubi przygodówkowe horrory, których aż tak wiele przecież nie ma.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz