Etykiety

niedziela, 7 lipca 2019

Divi-Dead - recenzja


Ranmaru Hibikiya większą część życia spędził w łóżku. Od dziecka był bardzo chorowity, więc nawet nie chodził do szkoły. Jedyną osobą, z którą się przyjaźńił, była trochę starsza od niego dziewczyna o imieniu Azusa. Ranmaru dorósł jednak a jego zdrowie trochę się polepszyło. Pewnego dnia wezwał go jego wujek. Prowadzi on bardzo starą szkołę z internatem. Od pewnego czasu dzieją się w niej dziwne rzecyz, ale jako dyrketor, wuj nie bardzo może odkryć, co się dokładnie dzieje. Dlatego proponuje Ranmaru, żeby obserwował innych uczniów, odkrył ich tajemnice a następnie powiadomił go o wszystkim. Nie wiedząc, o co dokładnie chodzi, Ranmaru zgodził się spełnić prośbę wujka.

Już pierwszego dnia pobytu w szkole okazało się, że nie będzie tu łatwo. Ranmaru uratował jedną z dziewczyn przed nauczycielem WF, który się do niej dobierał, ale w zamian za to zdobył w nim wroga. Najdziwniejsze jednak było, kiedy na jednej ze szkolnych alejek spotkał Azusę. Ale dziewczyna, chociaż nazywała się tak samo jak jego dawna koleżanka i wyglądała podobnie, stwierdziła, że widzi Ranmaru pierwszy raz. Poza tym, gdyby rzeczywiście nią była, to powinna już dawno skończyć szkołę. Mimo tego Azusa i Ranmaru zaprzyjaźnili się. Tak samo łatwo Ranmaru dogadał się z chłopakiem z akademika, Yuto. Inni uczniowie a szczególnie ci męscy, nie są jednak tacy mili. Im bardziej Ranmaru poznaje sekrety szkoły, tym więcej odkrywa. Początkowo wydaje się, że to tylko typowe problemy nastolatków, takie jak szkolna miłość i zabawa w czary. Ale jednak okazuje się, że historia, która tu się rozgrywa, jest bardzo mroczna, krwawa i ponura.

Z japońskimi grami przygodowymi spod znaku visual novel miałam zwykle pod górkę. Nie podobała mi się koncepcja, że cała gra składa się z tekstu i kilku obrazków, zaś interakcja z graczem to odpowiedź na kilka pytań zadanych w ciągu kilku-kilkunastu godzin gry. Zgadzam się, że taka opcja pozwala stworzyć fabułę i jej rozgałęzienia w stopniu niedostępnym dla innych gatunków gier. Problem jednak polega na tym, że ginie w tym idea gry jako takiej. Znajomy, który zachęcił mnie do zagrania w "Divi-Dead" argumentował, że tu robi się coś więcej. I to mnie przekonało do dania tej grze szansy.

Ale nie tylko to. "Divi-Dead" to gra z gatunku Visual Novel, która jest jednocześnie horrorem. Jestem fanką literatury grozy i gier nawiązujących do niej. Z tego, co udało mi się zorientować, wśród visual novel horrory pojawiają się bardzo rzadko, a po angielsku - jeszcze rzadziej. Bardzo dobry, animowany opening, świetnie wprowadza w nastrój grozy. Początkowo gra kojarzy się z typowo szkolną historyjką. Bohater przybywa do szkoły, poznaje uczniów i uczennice oraz personel szkoły, chodzi, rozmawia, nawiązuje znajomości i sympatie. Ale wszystko staje się stopniowo coraz bardziej mroczne, okazuje się, że za zbudowaniem szkoły kryje się dawna i ponura historia. Nagle zaczyna się lać krew, pojawiają się duchy, a dobrze znane osoby okazują sie być kimś innym. I przyznaję, to działa - "Divi-Dead"ma bardzo dobrze zbudowany klimat, jak w rasowym dreszczowcu. Rzeczywiście, w żadnej innej znanej mi grze nie widziałam tak ciekawej historii tego rodzaju.
W "Divi-dead" nie ma czegoś takiego, o czym pisałam wyżej, mianowicie, że gra sama popycha gracza, a on tylko wybiera odpowiedzi na zdawane co kilka godzin pytania. Tutaj samemu trzeba chodzić po mapie szkoły, rozmawiać z ludźmi, uczestniczyć w wydarzeniach a dopiero wtedy coś się zaczyna dziać. Mamy jakiejś poczucie prowadzenia śledztwa, zdobywania informacji, docierania po nitce do kłębka. Szkoła jest raczej niewielka a dzięki mapie łatwo przenosimy się z miejsca na miejsce. Jeżeli się zatniemy, to wtedy trzeba po prostu odwiedzić wszystkie miejsca i w pewnym momencie na pewno trafi się na punkt, w którym historia pójdzie do przodu. Trudniej jest za to z odkryciem zakończeń. Tylko część pytań jest wyraźnie zaznaczona, niektóre zależą od miejsca, które gracz odwiedzi. Dlatego warto robić sobie savy co jakiś czas - choć nie da się w tej grze "zginąć". Co jest zresztą, moim zdaniem, jedną z jej większych wad. W końcu po horrorach wymagamy tej niepewność co do naszego losu.

Drugi problem, jaki zawsze miałam z grami visual novel, to obowiązkowa obecność scen seksu. Nie mam problemu z seksem jako takim, ale z jego wykorzystaniem w takich tytułach. Chodzi mi to, że sprowadzają się one do "pokemonowego" podejścia - bohater po prostu zalicza jak leci wszystkie dziewczyny, by pod koniec wybrać sobie jedną. W "Divi-Dead" także to występuje, choć mam wrażenie, że twórcy chcieli wyrwać się trochę ze schematu. Dlatego sceny seksu zostały wplecione w fabułę (co w horrorze ma swój sens) i zamiast typowego "przeleć je wszystkie" mamy coś więcej. Dobre i to, chociaż część tych scen sprawia jednak wrażenie wciśniętych na siłę, tak aby każdą bohaterkę można było "podziwiać" w takich akrobacjach bez większości przyodziewku.

Bardzo podoba mi się grafika w tej grze. Nie ma nic wspólnego ze współczesnymi, kolorowymi obrazkami, gdzie bioegają roześmiane bohaterki o wielkich oczach i wielkich biustach. To jest oczywiście nadal kreska mangowa, ale taka trochę poważniejsza. Bohaterki pewnie będą przez to dla niektórych wyglądać mniej ciekawie niż typowe mangowe dziunie - choć nie zmienia to wrażenia, że bohaterki są bardzo ładne - moją faworytką jest pani bibliotekarka. Niemniej, sceneria szkoły i wygląd wnętrz - wszystko wydaje się mroczne i ponure. Pod koniec jest, jak na horror przystało, kilka scen bardzo brutalnych, z krwią, wnętrznościami i innymi elementami gore. "Divi-Dead" jest grą w całości udźwiękowioną, wszystkie postaci mówią normalnymi głosami, a muzyka jest bardzo dobra i kapitalnie oddaje klimat grozy.

"Divi-Dead" nieco zmieniło moje podejście do gatunku gier visual novel. Nie uczyniło ze mnie jego entuzjastki, ale pokazało, że ma on coś do zaoferowania także i dla mnie. Ta gra ma doskonały klimat i nastrój. Historia rozwija się powoli i trzeba ją śledzić bardzo uważnie, żeby się nie pogubić. Skończy się pewnie szybko, bo to jedna z tych gier, które trzymają gracza przy sobie bardzo mocno. Jeśli lubicie mroczne opowieśc autorstwa Cliva Bakera, Petera Strauba, Stephena Kinga albo Grahama Mastertona, to polecam zagrać w "Divi-Dead" - nawet, jeżeli tak jak pisząca te słowa, macie wątpliwości względem takich gier. Fakt, że gra otrzymała ładnie zrobiony remake na konsolę PSP, może w tej decyzji pomóc.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz