Etykiety

niedziela, 19 lipca 2020

Wizardry 3: Legacy of Llylgamyn - recenzja


Po wydaniu i bardzo pozytywnym odbiorze części pierwszej i drugiej serii "Wizardry", panowie z Sir-Tech przystąpili do prac na częścią trzecią. Wiadomym było, że gra będzie chodziła na tym samym silniku i wykorzystywała tę samą mechanikę co poprzedniczka - były to warunki niezbędne, aby móc zachować możliwość przenoszenia drużyny z tamtych gier. Postarano się jednak, by wprowadzić pewne zmiany, które by sprawiły, że gra nie byłaby tylko  wyłącznie powtórką z rozgrywki z części pierwszej oraz drugiej. Wydana w 1983 "Wizardry 3: Legacy of Llylgamyn" nie byłą rewolucją, ale raczej nieznaczną ewolucją.

Fabuła gry rozpoczyna się kilkadziesiąt lat po zakończeniu "Wizardry 2: Knight of Diamonds". Ocalone przed oblężeniem Llylgamyn nękają tym razem katastrofy naturalne, przede wszystkim trzęsienia ziemi oraz erupcje okolicznego wulkanu. Władcy miasta zwracają się do bohaterów, będących potomkami tych, którzy niegdyś ocalili miasto, aby wyruszyli na szczyt górującego nad miastem wulkanu i odnaleźli smoka L'kbretha, który być może będzie w stanie uratować Llylgamyn przed zniszczeniem.

Zmiany zaszły w obrębie eksploracji lochów. Po pierwsze, teraz wspinamy się na szczyt góry, nie zaś w głąb labiryntu. To byłby jednak ledwie zauważalny drobiazg. Bardziej istotne jest to, że w tej części zniknęła liniowość przechodzenia poziomów. Gra posiada ich sześć, tak jak dwójka, z czego 2  4 są dostępne tylko dla drużyny, która posiada więcej postaci dobrych niż złych, zaś 3 i 5 - na odwrót, tylko dla drużyn z przewagą postaci złych. Pierwszy i ostatni są dostępne dla wszystkich.

Takie podejście wymusza inną niż poprzednio taktykę - przede wszystkim dużo większe zwracanie uwagi na charaktery postaci. W połączeniu z faktem, że pewne profesje dostępne są tylko dla określonych charakterów, komplikuje to sytuację. Logika by wskazywała, że najlepiej jest grać drużyną neutralną, z jedną tylko postacią o innym charakterze. Owszem, to najlepszy pomysł, ale trzeba pamiętać, że neutralni magowie nie będą mogli stać się czarodziejami, neutralny złodziej - ninją, a neutralny wojownik - lordem. Można kombinować z budowaniem sobie składów pod konkretne sposoby przechodzenia. Sprawia to, że "Wizardry 3: Legacy of Llylgamyn" jest grą bardziej wymagającą myślenia od poprzedniczek.

W temacie samego przechodzenia - zachowano tu rozwiązania z dwójki - aby więc zaliczać przejść przez pewne miejsca, trzeba zdobyć określone przedmioty, tych z kole często bronią grupy silniejszych wrogów. W wersji komputerowej trzeba było ponadto poznawać hasła i rozwiązywać zagadki, w wersjach konsolowych zastąpiono je dodatkowymi przedmiotami. Zwiększono wyraźnie liczbę podpowiedzi dla gracza, czyniąc wszystko nieco prostszym. Nie ma już jednak tak potężnych elementów ekwipunku, jak zbroja rycerza diamentów z dwójki.

Ciekawostką był "reset" w oryginalnej, komputerowej wersji gry. Jako że po częściach 1 i 2 drużyna była już zapewne mega przepakowana, to w trójce fabularne założenie jest takie, iż gramy potomkami bohaterów z tamtych gier. Zaczynamy z tą samą drużyną, jej imionami oraz klasami zawodowymi, ale wszyscy są na poziomie pierwszym. Gracz może też, co jest tu bardzo przydatne, zmienić na starcie ich charaktery. W wersjach konsolowych ten problem nie istniał, gdyż za każdym razem grało się nową drużyną, nie było opcji przenoszenia jej między grami.
Tak jak w przypadku jedynki i dwójki, recenzje były pozytywne, doceniano wprowadzone zmiany i chwalono ten tytuł jako najlepszą z odsłon całej serii. Nie mam niestety danych odnośnie sprzedaży, ale musiała być niezła, zważywszy na fakt, że cykl był kontynuowany. Zwraca tutaj uwagę pewna kwestia - gra ukazała się w 1983, tak jak "Ultima 3: Exodus". Dostrzec można było, że tworząc swoją kolejną grę, Richard Garriott, zaczerpnął nieco z "Wizardry", wprowadzając do niej drużynę. Ponadto, "Ultima 3" bardzo mocno odróżniała się od poprzedniczek, podczas gdy "Wizardry 3" stawiało na ciągłość. Z każdą kolejną częścią miało stawać się coraz bardziej widoczne.

"Wizardry 3: Legacy of Llylgamyn" udanie zamykało pierwszy etap historii cyklu. Choć pamiętać trzeba, że mechanika i silnik funkcjonowały jeszcze w dwóch kolejnych grach, to z pewnych względów są już one osobnym fragmentem historii. Fanom oldschoolowych cRPGów powinna przypaść do gustu. Sama oceniam ją całkiem wysoko - postawiła przed graczami nowe wyzwania i uczyniła rozgrywkę bardziej taktyczną. Chcącym dzisiaj zagrać w ten tytuł, polecam wersje na SNES lub PSX, znacząco poprawione graficznie w stosunku do wersji z 1983.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz