Etykiety

niedziela, 20 czerwca 2021

Police Quest 1: In Pursuit of the Death Angel - recenzja


Po przygodówkach Sierry z grubsza wiadomo, czego się spodziewać - wysokiego poziomu zagadek, niezłych historii, dopracowania szczegółów i sporej frajdy z gry. Firma ta zbudowała przez lata swoją markę na tym właśnie gatunku. Niemniej, nawet w jego ramach potrafiła tworzyć coś innego - przykładem może być "Police Quest", przygodówka będąca jednocześnie symulatorem współczesnego (z lat 80 i początku 90) amerykańskiego policjanta. Jest to gra, podczas której należy zapomnieć o większości tego, co z grami Sierry kojarzymy.

Sonny Bonds to młody policjant, który już odznaczył się w pracy. Znudzony rutyną codziennej służby, na którą składają się zatrzymania nietrzeźwych kierowców czy interwencje z awanturnikami, składa podanie o przeniesienie do wydziału ds. narkotyków. Moment jest odpowiedni - Lytton, miasto, w którym mieszka, zmaga się właśnie z plagą narkotykową, za którą odpowiada nowy, ambitny i bezwzględny szef półświatka, zwany "Aniołem śmierci". Jedynym zaś pewnym kontaktem Sonnyego w tym świecie jest Marie - jego szkolna miłość, obecnie prostytutka.
"Police Quest 1: In Pursuit of the Death Angel" było pierwszą chyba tak realistyczną i poważną produkcją Sierry. Zniknęły tu jakiekolwiek elementy fantastyczne (obecne nawet w serii "Larry"), a i humor, tak typowy dla tych gier, gdzieś tam został stonowany. Cel był jeden - maksymalne oddanie realiów pracy "gliniarza". Za realizm ten odpowiadał twórca gry, Jimmy Wales, będący sam emerytowanym policjantem. W efekcie gracz nie ma tu pełnej swobody - musi podążać w myśl określonych procedur, których przestrzeganie jest ważniejsze od kombinowania.

No właśnie, "Police Quest 1" nie jest grą na kombinowanie typowe dla innych produkcji Sierry. Niby wykorzystuje ten sam silnik i mechanikę gier "weź przedmiot i go użyj", ale przez całą rozgrywkę przez nasze menu przewinie się nie więcej niż dziesięć przedmiotów i zdecydowana ich większość to standardowe wyposażenie policjanta - pistolet, pałka, kajdanki, mandaty, długopis itd. Motyw "znajdź przedmiot X i użyj w miejscu Y, by zdobyć przedmiot Z i użyć go z kolei..." całkowicie tu zniknął. Zagadki rozwiązujemy poprzez składanie faktów w całość. Liczy się jednak przede wszystkim wykonywanie obowiązków i podejmowanie odpowiednich decyzji. Gdy zatrzymamy podejrzane auto, nie wolno nam zapomnieć o wcześniejszym powiadomieniu o tym centrali i sprawdzeniu jego numerów rejestracyjnych, a gdy kogoś złapiemy, zawsze musimy najpierw odczytać mu jego prawa.
Robi to wszystko spore wrażenie i dla kogoś, kto nie ma wiedzy o policyjnym fachu, wymaga nabrania pewnych przyzwyczajeń, nietypowych dla gier. Niestety, coś za coś. Stawiając na tak pojęty realizm, twórcy zrezygnowali z klasycznych wątków sensacyjnych. Nie mamy tu więc szalonych pościgów ulicami miasta, strzelanin, w których obie strony faszerują się ołowiem, wielowątkowych intryg itd. Gra pokazuje, że większość policyjnej codzienności jest przyziemna i, co tu kryć, mało porywająca.

I tu pojawia się chyba główny problem tej gry. Fabuła jest po prostu słaba. Główna intryga jest prosta i sztuką jest nie jej rozwiązanie, ale wykonanie czynności, które do tego doprowadzą. Większość czasu spędzimy jeżdżąc z punktu A do punktu B i wykonując nasze obowiązki. Lepiej wypadają bohaterowie i ich relacje z Sonnym, pod tym względem "Police Quest 1" prezentuje już całkiem nieźle. Podobnie rzecz się ma, jeśli chodzi o samą kreację głównego bohatera, Sonny jest jedną ze staranniej stworzonych przez Sierrę postaci. Po prostu szkoda, że realizm wygrał tu z fabułą. Choć, jak sam bohater mówi jednemu z zatrzymanych, "Naoglądałeś się za dużo filmów o policjantach".
Ciekawostką jest metoda nawigacji - po mieście jeździmy samochodami, zaś przez radio dostajemy powiadomienia i wskazówki, gdzie się udać. Kierowanie autem jest proste - mamy do dyspozycji trzy kierunki (lewo, prawo, prosto), pedał gazu, hamulec oraz syrenę. Problemem może być to, że Lytton nie jest takie małe, a lokacji, które musimy odwiedzić jest niewiele. Do tego gra może zaskakiwać tym, że czasami po prostu trzeba jeździć minutę czy dwie, by coś się wydarzyło. Dlatego, kiedy robiłam do niej solucję, postarałam się także o stworzenie dokładnej mapki.

Graficznie "Police Quest" prezentował poziom typowych dla gier Sierry, z silnikiem opartym na ręcznym wpisywaniu komend. Jednak w 1992 ukazał się remake z grafiką VGA i mechaniką opartą całkowicie na point and click. Na jego podstawie pisałam także tą recenzję. Nie zmieniał on zbyt wiele w samej grze, poza kwestiami wizualnymi oraz pewnym uproszczeniem prowadzenia auta. Co ciekawe, była to pierwsza gra Sierry, w której nie występował dead endy, tak typowe dla innych przygodówek tego wydawcy.
Gra została całkiem dobrze przyjęta, godnym odnotowania faktem jest, że wykorzystywała ją nawet amerykańska policja do szkolenia początkujących funkcjonariuszy, doceniając fakt, że gra wymaga drobiazgowego przestrzegania reguł rządzących policjantem i wtłacza pewne nawyki. Zapoczątkowała też całą serię gier z cyklu "Police Quest", w skład której, poza przygodówkami, wchodziły później także i strzelanki. Pozostawała ona najbardziej realistyczną serią przygodową, jaką kiedykolwiek wypuściła Sierra.

A jak prezentuje się dzisiaj? Bardziej jako ciekawostka, osobliwe podejście do konwencji gry przygodowej, z wyraźnym nastawieniem na realizm, które nawet dzisiaj nie zdarza się tak znowu często. Ma swoje wady, o których pisałam powyżej, ale nie jest specjalnie długa i warto na nią rzucić okiem, jako na coś zwyczajnie innego. Choć niektórych fanów rasowych przygodówek może rozczarować, o czym lojalnie uprzedzam. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz