Etykiety

niedziela, 24 kwietnia 2022

Space Quest 1: Roger Wilco and the Sarien Encounter - recenzja


W 1986 roku dwóch pracowników Sierry, Scott Murphy i Mark Crowe, postanowiło stworzyć grę. Obaj panowie, przekonani, że wydawnictwu przyda się odpoczynek od poważniejszych gier, postanowili zaprojektować coś radosnego i głupiego, jak samo to nazwali. Chcieli też odejść to bardziej średniowiecznych klimatów fantasy na rzecz science fiction. I tak narodziła się ich wspólne dzieło - "Space Quest", które miało stać się jedną z najbardziej znanych  najdłuższych serii Sierry.

Główny bohater (w późniejszych częściach jego imię to Roger Wilco - w oryginalnej grze nie podano) jest sprzątaczem na pokładzie statku kosmicznego Arcada, wyposażonego w potężny, eksperymentalny generator. Urządzenie to sprawia, że statek jest celem ataku złowrogich Sarian, który napadają na Arcadę. Rogerowi udaje się uratować życie i uciec ze statku, ale wkrótce dowiaduje się, że jest jedynym, który może powstrzymać Sarian przed wykorzystaniem generatora celem stworzenia super broni. Tylko czy facet, który całe życie pracował z miotłą, się do tego naddaje?

Na pierwszy rzut oka "Space Quest 1" wydawał się niewiele różnić od sztandarowego dzieła Sierry, czyli "King's Quest". Gra wykorzystywała ten sam silnik i tę samą mechanikę, opierając się na motywie używania znalezionych przedmiotów. Było jednak kilka kwestii, które odróżniały historię Rogera od przygód Grahama. Po pierwsze, gra była wyraźnie łatwiejsza, jeśli chodzi o skomplikowanie zagadek. Podczas gry miałam dużo mniej momentów, kiedy łapałam "zwiechę" i nie miałam pojęcia, co ja tu właściwie mam zrobić. Przyczynia się do tego mniejsza ilość przedmiotów oraz fakt, że poruszamy się po ograniczonych obszarowo lokacjach. O ile w "King's Quest" zwyczajowo mieliśmy sporo, dość otwarty świat, tak tutaj lokacje są niewielkie i po ich zaliczeniu przechodzimy do kolejnych, nie wracając już do poprzednich.

Ma to jednak swoje negatywne konsekwencje - jeśli czegoś zapomnimy gdzieś zrobić i nie będziemy posiadać save game, to może się nawet okazać, że trzeba będzie zaczynać grę od początku. Nie jest to jakiś wielki problem - choćby dlatego, że "Space Quest 1" jest grą stosunkowo krótką, sprawny gracz zaliczy ją w godzinkę - dwie. Jej charakterystyczną cechą natomiast jest spora ilość dead endów - zginąć tu nawet łatwiej niż w grach o Grahamie i jego rodzinie. Fajne to oddaje klimat kosmicznych niebezpieczeństw i na swój sposób równoważy prostotę zagadek. Zaznaczyć warto, że początek gry może zmylić - jest on wyraźnie trudniejszy od reszty rozgrywki, ponieważ jest czasówką.

Historia przedstawiona w "Space Quest 1" jest lekka. Nie jest to coś absurdalne humorystycznego jak np. przygody Larryego Laffera, acz dowcipów jest tu sporo - także i nawiązań do takich klasyków jak "Star Trek", "Doctor Who", "Star Wars", a nawet do gry "Planetfall", która mocno inspirowała twórców. W grze pojawiły się nawiązania do zespołów, takich jak ZZ Top czy Blues Brothers a nawet sieci sklepów Toys R Us. Nie jest to także opowieść miary tych z "King's Quest", ale trzeba pamiętać, że celem twórców nie było stworzenie czegoś równie poważnego.

Pierwsza odsłona "Space Quest 1" ukazała się na rynku w 1986, szybko zdobywając uznanie i popularność, co przełożyło się także na wysoką sprzedaż. Chwalono lekki klimat, dowcipy i nawiązana, a także przyjazny poziom trudności i kreskówkowy nastrój. Doczekała się dwóch wersji z nieco poprawioną jakością dźwięku i obrazu. Pretensje właścicieli praw do niektórych marek sprawiły, że zrezygnowano z części nawiązań obecnych w oryginalnej grze.

W 1991 ukazał się ponadto pełnowymiarowy remake, zrobiony z grafiką VGA, taką jak w świeżo wówczas wydanej czwartej części serii. Co ciekawe, przywrócono tu pewne, usunięte poprzednio, nawiązania. Gra nosiła tytuł "Space Quest 1: Roger Wilco and the Sarien Encounter". Nawet dzisiaj wypada całkiem fajnie i jest zdecydowane grywalna - czego nie można powiedzieć o oryginale z 1986 roku.

To lekka, wesoła i krótka gra, która zainteresować może w pierwszej kolejności fanów Sierry i historii gier przygodowych. Polecam ją jako rozrywkę na jeden-dwa wieczory, myślę, że każdy fan przygodówek, któremu nie przeszkadzać będzie oldschoolowa konwencja graficzna, nie będzie mieć powodów do narzekań.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz