Etykiety

niedziela, 19 czerwca 2022

Gabriel Knight: Sins of the Fathers - recenzja


Na początku lat 90 Sierra wydawała się być w szczytowej formie. A jednak jasnym było, że nic nie może trwać wiecznie. Kolejne gry nabijały numery w seriach i było oczywiste, że potrzeba czegoś nowego. Sierra zaczęła więc szukać tytułów, które zajęłyby miejsce pomnikowych pozycji. Jedną z nich miał stać się wydany w 1993 "Gabriel Knight: Sins of the Fathers".

Gabriel Knight, właściciel antykwariatu w Nowym Orleanie, cierpi od pewnego czasu w skutek koszmarów. Samym miastem z kolei wstrząsa seria morderstw, które wydają się mieć podłoże w religii voodoo. Aspirujący do bycia pisarzem, Gabriel wykorzystuje swoją przyjaźń z pracownikiem policji, by poznać sprawę od środka.  W ten sposób styka się z piękną milionerką Malią Gedde, w której zakochuje się. Jego prywatne śledztwo prowadzi go jednak nie tylko w stronę sekretów Nowego Orleanu, ale także ku mrocznej przeszłości własnej rodziny.

Autorka "Gabriel Knight: Sins of the Fathers", Jane Jensen, miała ambitny plan stworzenia gry, która mogłaby osiągnąć ten sam poziom, który prezentowała seria "King's Quest", pomnikowy tytuł Sierry. Zainspirowana filmem "Angel Heart" oraz kinem nowej przygody, zaproponowała firmie grę w podobnym klimacie. Ken Williams podszedł do pomysłu z entuzjazmem, dając pani Jensen bardzo dużą swobodę w kreacji fabularnej. Jak wspomniała autorka, Sierra nie naciskała na nią w żadnym aspekcie, choć gra powstawała w trakcie przechodzenia firmy na nowy silnik. To spowolniło tworzenie gry, gdyż w połowie jej tworzenia trzeba było przejść na nowy silnik i zrobić złożone debugowanie.

Była to pierwsza gra Sierry, która miała być ambicję być pełnowymiarowym tytułem grozy. Co prawda, w swoich poprzednich tytułach, Sierra hojnie szafowała możliwością śmierci w trakcie gry, ale nawet w "Space Quest", która tutaj przebijała wszystko, zawsze byłą cyklem pół serio, pół żartem. W "Gabriel Knight: Sins of the Fathers" dostaliśmy już opowieść całkowicie poważną, pozbawioną jakichkolwiek wstawek humorystycznych. To stało się dla firmy drogowskazem - w przyszłości miał on zaowocować jednym z najgłośniejszych i najbardziej chyba kontrowersyjnym tytułem Sierry, czyli "Phantasmagorią".

"Gabriel Knight: Sins of the Fathers" pozostawał klasyczną przygodówką typu "weź przedmiot i go użyj", opierając się na zmodyfikowanym silniku Sierra Creative Interpreter. Dodano do niego kilka nowych opcji, stworzonych na potrzeby tej konkretnej gry. By zachować klimat śledztwa, jako ważnego elementu fabuły, gra kładła duży nacisk na rozmowy i wypytywanie ludzi o różne sprawy. Wprowadzono także szyfr Voodoo, którym musiał się niekiedy posługiwać główny bohater. Co ciekawe, w grze zmniejszono, w porównaniu choćby do "Space Quest" ilość momentów, w których główny bohater może zginąć.

Mocną stroną tej gry jest fabuła, a także obsada. Przyłożono się, by wszystkie postacie były wyraziste, miały swoją historię i zapadały w pamięć. Powiedziałabym, że pod tym względem  "Gabriel Knight: Sins of the Fathers" było bardziej dopracowane niż jakakolwiek wcześniejsza przygodówka Sierry. Bardzo udanie oddano też klimat kreolskiego Nowego Orleanu z jego podziemnym światkiem wyznawców dawnej religii.

Od strony graficznej gra prezentowała typowy dla Sierry poziom z epoki "King's Quest V-VI". Duży nacisk położono na dopracowanie lokacji, które pełne były detali. Ciut słabiej wypadały tu wciąż mocno pikselowe projekty postaci. Za to wersja dźwiękowa gry była już perełką - muzyka skomponowana przez  Roberta Holmesa, męża autorki scenariusza, była jedną z lepszych w dziejach gier Sierry. Dodatkowo w wersji płytowej gra dostała pełen dubbing, gdzie pojawił się m.in. Mark Hamill.

Recenzje gry były bardzo dobre - chwalono praktycznie wszystko, o czym pisałam powyżej, podkreślając, że jest to najbardziej dojrzała z produkcji Sierry oraz to, że po względem fabuły nie ustępuje w niczym filmom czy książkom. Pojawiały się zarzuty, że jak na pełnowymiarowy horror, gra jest jednak ciut za mało straszna. Udźwiękowienie zebrało także brawa, na czele z nagrodą za najlepszy dubbing dla Victorii Capers, której charakterystyczny, ponury głos towarzyszy graczowi przez cały czas rozgrywki.

Niestety, pomimo tego, "Gabriel Knight: Sins of the Fathers" nie okazało się komercyjnym sukcesem. Plany Jane Jensen na stworzenie następcy "King's Quest" okazały się tu nierealne. Choć historia tej gry nie zamknęła się na pierwszej części. Powstały jeszcze dwie kolejne, zaś w 2014 ukazał się remake gry "Gabriel Knight: Sins of the Fathers - 20 Anniversary Edition" z mocno poprawioną grafiką i nieco rozbudowanymi zagadkami.

 Mimo dalekich od oczekiwań wydawcy wyników sprzedażowych, Gabriel Knight: Sins of the Fathers" zapisał się mocno w historii gier przygodowych, często goszcząc na wysokich miejscach różnych zestawień najlepszych pozycji w tym gatunku. Przyznaję, to całkiem udana pozycja, taka, która zdecydowanie zapada w pamięć na długo po zagraniu w nią. Moim zdaniem broni się nawet lepiej niż trudniejsze od niej i pewnie dla wielu dzisiaj frustrujące wręcz sztandarowe produkcje Sierry z serii "Quest".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz