Etykiety

sobota, 8 października 2022

Lone Survivor - recenzja

 Czasami zdarza się nam trafić na grę z gatunku "ni pies, ni wydra", taką, która wydaje się czerpać z paru gatunków, nawiązywać do znanych klasyków, ale zarazem mieć w ofercie coś nowego, co sprawa, że gdy się do niej przywiążemy, to łatwo nas oderwać się nie da. Właśnie taką perełką jest "Lone Survivor".

W grze wcielamy się w rolę bezimiennego bohatera, żyjącego w mieście, które spustoszyła nieznana nam choroba. Większość mieszkańców nie żyje, część przemieniła się w podobne do zombie stwory. Czasami może się wręcz wydawać, że nasz bohater jest ostatnim żywym człowiekiem w okolicy. Bo choć zdarza mu się spotykać innych ludzi, to coś jest jakby nie do końca w porządku. Od pewnego momentu gracz zaczyna się zastanawiać, w którym momencie to co widzimy, jest prawdą, a kiedy jest to wyłącznie wyobraźnia stopniowo popadającego w szaleństwo bohatera?

 Gdy odpaliłam tę grę po raz pierwszy i trochę w nią pograłam, to pierwsze, co mi przyszło do głowy, to klimat wczesnych "Alone in the Dark". Izolacja, zagrożenie, dodatkowo konieczność rozsądnego gospodarowania zasobami, rzeczywistość mieszająca się z fantazją - wszystko to przypominało nieco tamte gry. Ale "Lone Survivor" nie kończy się na byciu po prostu kolejnym survival horrorem. I całe szczęście. Gra pełnymi garściami czerpie także z przygodówek. Cały czas znajdujemy jakiejś przedmioty. Część z nich to niezbędne nam jedzenie i lekarstwa, amunicja i baterie, ale części trzeba użyć w nieco bardziej wysublimowany sposób.

No właśnie, nawet z tak banalnych spraw jak jedzenie, "Lone Survivor" potrafiło wycisnąć więcej. Znajdujemy tu najróżniejsze rodzaje pożywienia - część to puszki, część to słodycze, część gotowa do zjedzenia, część wymaga jakiejś obróbki (np. rozpuszczenia, ugotowania). A by to zrobić, musimy znaleźć odpowiednie przedmioty - butlę z gazem, wiadro do zbierania deszczówki itd. Ta podwójna warstwa przygodówkowa (przedmioty niezbędne do przejścia oraz przedmioty pomagające nam przeżyć) daje sporo frajdy.

 Wspominałam na początku o potworach. Faktycznie, tu i tam kręcą się różne paskudy. Dość szybko znajdziemy pistolet, który pozwala z nimi walczyć, ale jego używanie nie jest czymś, co zalecałabym zbyt często. Zasoby amunicji w grze są ograniczone. Jeśli tylko się da, wrogów najlepiej jest omijać lub wywabiać. Można też używać flar, by ich na pewien czas sparaliżować. Są naturalnie tacy, których trzeba po prostu zabić. Ale im mniej zabijania tym lepiej, także dla naszego zdrowia psychicznego.

Ten aspekt czyni grę dodatkowo ciekawą. Głównego bohatera charakteryzują trzy współczynniki - zdrowie fizyczne, psychiczne i głód. Każdy z nich jest ważny. Co gorsza, nie widzimy ich w postaci żadnych pasków czy cyferek, jedynie ogólne sugestie dają nam do zrozumienia, że z czymś może być gorzej. Ciekawym dodatkiem są tu pigułki, które znajdujemy. Możemy nimi uzupełniać zasoby, ale użycie każdej odbija się na naszym zdrowiu, psychicznym lub fizycznym.

 "Lone Survivor" jest grą trudną. Nie wynika to, tak jak np. w "Dark Souls", z trudności walk lub, jak w "King's Quest", z trudności zagadek. Problemem są przede wszystkim nasze zasoby, które łatwo się kurczą, a których odnawialność jest problematyczna. W grze nie ma opcji dokupywania nieskończonych ilości przedmiotów, niemal każdy z nich jest jeden i unikatowy. Może więc dojść do sytuacji, w której nagle zabraknie nam amunicji albo flar. Jedyne dwa rodzaje przedmiotów, których mamy możliwość uzupełnienia w nieskończoność, to zgniłe mięso (używane do wabienia stworów) oraz tabletki. Ale żaden z tych zasobów nie jest kluczowym.

Gra nie oferuje zbyt wielu podpowiedzi. Na szczęście za każdym razem, kiedy mijamy jakiś przedmiot, gra nas o tym informuje. Są one zresztą w większości dość dobrze widoczne. Ale jak ich użyć? To już wymaga często pomyślunku. Lokacje nie są może wielkiej, ale trochę biegania jest - tu szczęście pomocą służą lustra teleportacyjne oraz możliwość odblokowywania sobie skrótów. I na sam koniec, chyba rzecz, która najbardziej utrudnia grę - tylko jeden slot zapisu gry, z autosavem na dodatek. 

 Jest to gra z grafiką 2D, w dodatku nie wyglądającą na pierwszy rzut oka oszałamiająco. To może pewnie niektórych zmylić. Od siebie dodam, że też miałam wątpliwości, ale z drugiej strony, "Lone Survivor" przestraszyło mnie kilka razy, a to nie zawsze udawało się grom 3D. Autorom udało się świetnie operować połączeniem światła i dźwięku, tworząc naprawdę sugestywną atmosferę. W rezultacie powstało coś naprawdę unikatowego i jednocześnie udanego. 

Śmiało mogę polecić "Lone Survivor" każdemu, kto szuka w przygodówkach czegoś nowego. Ta gra w pewnym sensie może wyznaczać nowe trendy w dość skostniałym jednak gatunku. Jest to gra, która może miejscami ciut sfrustrować poziomem trudności, ale ja bym to odbierała jako zaletę. Bo zakończenie takiej gry zawsze przynosi dużo więcej satysfakcji niż ukończenie kolejnej casualowej gierki.

1 komentarz:

  1. Minimalizm z pięknym wnętrzem (do pełni szczęścia brakuje tylko spolszczenia).

    OdpowiedzUsuń