Etykiety

niedziela, 26 marca 2023

Heart of China - recenzja


Możliwości, jakie dało wykorzystywanie aktorów do tworzenia gier, zaowocowały całą masą takich produkcji w latach 90. Były wśród nich nierzadko rzeczy zaledwie udające gry, będące jedynie mniej lub bardziej interaktywnymi filmami. Były  prawdziwe perły - jak "Phantasmagoria" czy "Gabriel Knght 2". Powstało też sporo tytułów zwyczajnie dobrych. Do nich zalicza się "Heart of China" stworzone przez Dynamix i wydane przez Sierrę w 1991.

Historia tu opowiedziana nawiązuje do klasycznego kina nowej przygody. Główny bohater,  Jake "Lucky" Master, jest byłym pilotem wojskowym, który po zakończeniu I Wojny Światowej prowadzi małą firmę lotniczą w Honk Kongu. Pewnego dnia zgłasza się do niego bogaty biznesmen z prośbą o pomoc, gdyż jego córkę porwał chiński watażka. Jake się zgadza, bo nie ma wielkiego wyboru - jego firma ma problemy finansowe. Mając do pomocy Chi - miejscowego ninję o sporym poczuciu humoru, Jake wyrusza ratować dziewczynę, nie wiedząc, że to dopiero początek problemów. A za każdy dzień zwłoki potrącana jest z jego honorarium pewna kwota.

Historia opowiedziana w "Heart of China" ma swój niewątpliwy urok. Całość jest ściśle skupiona na fabule, wszystko co robimy, nawiązuje do niej. Ta z kolei idzie naprzód dość szybko, bez zwolnień. Nierzadko bowiem w takich grach mamy sytuację, kiedy występuje jakiś główny wątek fabularny, ale gra zmusza nas do robienia non stop rzeczy praktycznie z nim niezwiązanych. Tutaj takich wypełniaczy nie uświadczymy. Ponadto, dwójka głównych bohaterów, Jake i Chi, została naprawdę barwnie pokazana, obaj dają się lubić.

Ktoś mógłby powiedzieć, że w temacie mechaniki w grach przygodowych trudno o jakieś większe rewolucje. To fakt, aczkolwiek twórcy "Heart of China" mimo tego starali się. Przede wszystkim zrezygnowano z umieszczania grafik na zdjęciach. Ma to swoje dobre i złe strony. Do dobrych należy to, że całość po prostu bardzo ładnie wygląda, nie ma się wrażenia, że coś jest na siłę wepchnięte do krajobrazu. Niestety, sprawia to także, że trudniej pewne rzeczy dostrzec - aczkolwiek kształt kursora zmienia się, gdy zbliżamy go do czegoś używalnego.

Tym, co zdecydowanie wyróżnia "Heart of China" na plus, jest kilka możliwych ścieżek przechodzenia tej gry, kilka dostępnych zakończeń itd. Sporo tutaj dialogów, podczas których to gracz wybiera odpowiedzi, a mają one często wpływ na przebieg rozgrywki. Do tego dochodzą jeszcze dead endy, udanie podkreślające dramatyzm poszczególnych sytuacji.

Rozgrywka nie jest specjalnie trudna, w większości przypadków raczej łatwo jest wpaść na to, jak sobie poradzić z zagadkami, większe problemy mogą, jak mi się wydaje, sprawić dialogi, choć tu zwykle trzeba umieć się zachować odpowiednio do zastanej sytuacji. W grze mamy dwie sekwencje zręcznościowe, dość dobrze wprowadzane, przez co nie przeszkadzały mi. Obie są zresztą opcjonalne.

"Heart of China" może się pochwalić bardzo dobrą grafiką. Oparto ją o zdjęcia przedstawiające lokacje jak i bohaterów. Niekiedy wyglądać to może ciut sztucznie, ale powiedziałabym, że pewna kiczowatość nawet pasuje do tej konwencji. Całość prezentuje się bardzo ładnie i stylowo. Co ciekawe, twórców gry nie stać było na zatrudnienie profesjonalnych aktorów, więc do wielu ról zaangażowano ludzi z firmy oraz ich krewnych. Efekt jednak okazał się niezły.

Nie dziwi zatem, że gra zebrała bardzo dobre opinie, krytycy pisali, że przeciera ona nowe szlaki w gatunku i robi to lepiej niż niektóre tytuły bardziej znanych i doświadczonych wydawców. Zwracano uwagę na duży nacisk, jaki gra kładła na opowiedzenie historii oraz zaprezentowanie bohaterów. Przełożyło się to także na komercyjny sukces. Mimo tego była to ostatnia gra przygodowa wypuszczona przez Dynamix.
Myślę, że śmiało mogę nazwać "Heart of China" zapomnianym i trochę zakurzonym, ale godnym uwagi każdego fana przygodówek klejnotem. Nie jest to gra specjalnie długa, ale daje sporo frajdy i potrafi uczciwie wciągnąć, co sama bardzo doceniam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz