Etykiety

niedziela, 22 października 2023

Super Castlevania IV - recenzja


Jakoś tak się złożyło, że na większość platform ukazywały się zwykle trzy części Castlevanii. Po wydaniu "Castlevania III: Dracula's Curse" w 1989, kolejna, czwarta część cyklu ukazał się już miała na konsolę nowej generacji - SNES. Aby to podkreślić, gra dostała w tytule słowo "Super", nawiązujące do nazwy konsoli. Ale nie było bez pokrycia. Wydana w 1991 "Super Castlevania IV" została przez wielu uznana za jedną z najlepszych gier w serii.

Fabularnie gra toczy się w 1691. Wcielamy się w rolę znanego z dwóch pierwszych części cyklu Simona Belmonta, który stawić czoła musi ponownie wskrzeszonemu Draculi. Fabularnie "Super Castlevania IV" nie jest odkrywcza - ot, po prostu dowiadujemy się, że co 100 lat siły dobra, wiążące Draculę, słabną, dzięki czemu może on powrócić do świata żywych. Trzeba przyznać, że pod tym względem gra ustępuje nawet swojej poprzedniczce. Ale fabuła to jedyny element, w którym gra ta może jeszcze jakoś nie domaga.
"Super Castlevania IV" zrobiła duży krok naprzód w temacie obsługi. Po raz pierwszy główny bohater porusza się naprawdę naturalnie, bez pewnej drewnowatości charakterystycznej dla poprzedniczek. Simon może teraz poruszać się na kuckach i uderzać batem pod kątem w różne strony. Co więcej, można wykorzystywać bicz, by łapać się uchwytów, podciągać na nich i huśtać. Gra nabrała przez to zdecydowanie większej dynamiki, choć i wzrósł stopień trudności, bo aby przejść przez niektóre fragmenty, trzeba dokonywać naprawdę karkołomnych akrobacji.

No właśnie, trudność to bardzo charakterystyczny element tej gry. Nie żeby którakolwiek z "Castlevanii" była prostą grą, ale zapewniam was, przejście czwórki to naprawdę wyzwanie. Ciekawostką jest ostatni poziom - złożony wyłącznie z naprawdę trudnych zagadek zręcznościowych oraz aż czterech walk z bossami.

W temacie bossów też zaszły zmiany - jest ich zdecydowanie więcej niż w poprzednich grach. Mamy oczywiście paru starych znajomych, jak Śmierć czy Frankenstein, ale jest też sporo nowych. Niektórych da się pokonać z marszu, inni wymagać będą kombinowania - szczególnie finałowa ekipa potrafi napsuć krwi. Co jednak nietypowe, sam Dracula nie należy do specjalnie trudnych - ma zresztą tylko jedną formę i wąską gamę ataków.

Gra jest całkowicie liniowa, czym odchodzi od zmian wprowadzanych w 2 i 3. Za to dostajemy naprawdę duży, zróżnicowany i ciekawy obszar. Lokacje mają więcej zakamarków, nieśmiało nawet wprowadzono tutaj pewne elementy zagadek logicznych. Bardzo mi się to spodobało i aż żałuję, że nie ma tego więcej - acz to był pewien drogowskaz na przyszłość. Ciekawostką jest nowy rodzaj wrogów - ukrytych w różnych miejscach (typu okna, obrazy, dziury) i atakujących nas z zaskoczenia. Są też elementy otoczenia, które nie atakują nas bezpośrednio, ale np. łapią, zatrzymując bądź spowalniając.

Dużej poprawie uległy aspekty techniczne - choć gra ukazała się w 1991, to wyciągała z możliwości SNESa naprawdę dużo. Zamek prezentuje się naprawdę ładnie, wrogowie także, podobnie animacje. Pod tym względem między częściami na NES a tą grą jest przepaść. Ale nie tylko tu. "Super Castlevania IV" ma fenomenalną oprawę dźwiękową. Grając w poprzednie części potrafiłam ją wymutować i puścić sobie coś klimatycznego z youtube. Tutaj nie musiałam - muzyka w grze jest zróżnicowana i naprawdę przyjemna, choć przecież powstała trzydzieści lat temu. Niemniej, moje doświadczenia z grami SNESowymi potwierdzają, że wiele z nich ma naprawdę kapitalną i wciąż cieszą uszy ścieżkę dźwiękową.

Recenzje były bardzo pozytywne - chwalono praktycznie wszystko, wskazując na o wiele większy dostępny zakres akcji do wykonania, rewelacyjną muzykę, bardzo wysoką grywalność oraz gotycki nastrój. W recenzjach powstających w późniejszych latach nierzadko wskazywano "Super Castlevania IV" jako grę wręcz wzorcową dla serii.

Ja mam nieco inne zdanie - dla mnie ta gra to powrót do korzeni, ale odrzucenie tego, co prowadziło ten cykl naprzód. I cieszy mnie, że "Super Castlevania IV" nie stała się jednak pod każdym względem drogowskazem dla cyklu. Bo choć pewne elementy przetrwały, to kolejne gry szły inną drogą - wprowadzały większą ilość postaci, rezygnowały z liniowości oraz rozbudowywały fabułę. Dlatego też, choć nie sposób nie uznać tego tytułu za udany, to jednak na pewno nie umieściłabym go wśród moich ulubionych gier z serii "Castlevania". 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz