Etykiety

niedziela, 10 maja 2020

Larry 2: W poszukiwaniu miłości - recenzja


Sukces gry "Larry 1: W krainie próżności", choć nie przyszedł łatwo ani szybko, pozwalał myśleć o stworzeniu ciągu dalszego. Twórcy gra, Al Lowe, wyciągnął wnioski z prac nad pierwszą częścią i postanowił stworzyć coś więcej niż po prostu jej kopię. Co więcej, kierownictwo Sierry, nauczone doświadczeniami i problemami związanymi z jedynką, postawiło autorowi pewne konkretne warunki.

Gra rozpoczyna się niemal równo po zakończeniu jedynki. Larry przybywa do Los Angeles w towarzystwie Evy, ta jednak bardzo szybko wyrzuca go z domu. Nasz bohater ląduje na bruku bez grosza przy duszy, mając jedynie swój nieodłączny biały garnitur. Po znalezieniu jednego dolara, Larry stawia wszystko na jedną kartę, kupując los na loterię. Zbieg okoliczności sprawia, że wygrywa podwójnie - milion dolarów i rejs luksusowym statkiem w towarzystwie ślicznotki z programu randkowego. Brzmi zbyt pięknie? No cóż, w międzyczasie Larry przypadkowo wikła się w intrygę, w którą wmieszany jest szalony doktor Nonookee oraz agenci KGB.

Opis fabuły dość wyraźnie pokazuje pierwszą istotną różnicę między częścią pierwszą a jej sequelem. "Leisure Suit Larry 2: Looking for Love (in several wrong places)" posiada normalną linię fabularną, a rozwój historii wyznacza kolejność zdarzeń. Poszczególne lokacje odwiedzamy w ścisłej kolejności i nie mamy już takiej swobody w eksploatacji świata, jak w jedynce. Nie ma już opcji podróżowania taksówką, zniknęła też właściwie ekonomia - Larry niemal o początku ma kasy jak lodu, więc po prostu płaci za wszystko jak leci, nie musi się martwić jej brakiem (poza pierwszymi minutami rozgrywki).

Tym samym gra znacznie zbliżyła się do innych pozycji Sierry. Ciągłość fabuły korzystnie wpłynęła na jej treść. Gra nie jest już skupiona na "wyrywaniu panienek", ale na przetrwaniu. Na życie głównego bohatera czychają wszędzie jakieś zagrożenia. Zupełnie jak w "King's Quest", zginąć można tu wszędzie i na wiele sposobów (a jak już mowa o King's Quest - w grze pojawia się gościnnie Rosella z "King's Quest IV: Persils of Rosella"). Oczywiście, to nadal mocno humorystyczna gra, parodiująca wiele różnych motywów, więc jak ktoś szuka poważnej opowieści szpiegowsko-przygodowej, to nie tutaj. Pewnym rozczarowaniem jest dla mnie kreacja postaci - tutaj nadal wszystko się skupia na Larrym, nikt inny poza nim nie jest bohaterem. Na zmiany w tym kierunku trzeba było poczekać do trzeciej części serii.

Następna różnica, która wielu najbardziej rzucała się w oczy, to grzeczność. "Leisure Suit Larry 2: Looking for Love (in several wrong places)" jest o wiele mniej sprośna od poprzedniczki. Nie ma tu scen seksu w trakcie rozgrywki, a ilustracje bohaterek o wiele mniej eksponują ich wdzięki. Seks pojawia się w postaci żartów, aluzji czy odniesień, ale wszystkiego jest mniej. Sierra zażyczyła sobie bowiem, aby gra była tak zrobiona, żeby można było uniknąć problemów z dystrybucją, jakie dotknęły jedynkę. Dzięki temu nie trzeba było montować zabezpieczeń dla dorosłych, jak w poprzedniczce.Czy wyszło to grze na dobre? Na pewno tak, bo dzięki temu więcej wysiłku trzeba było włożyć w inne aspekty rozgrywki.

Te uległy poprawie - zagadki nabrały sensu, stały się bardziej wymagające, choć nadal nie dorównują poziomem trudności innym grom Sierry. Rzadko kiedy mamy do dyspozycji więcej niż kilka przedmiotów, ich większość lokacji, poza pierwszą, jest na tyle mała, że szybko i łatwo można odgadnąć, co i jak. Wprowadzono także czasówki, które dodają grze nieco pazura, bo to właśnie ich zaliczenie może sprawić najwięcej problemów - wykonanie kilku zadań w ciągu ok. pół minuty, w sytuacji, kiedy na dodatek nie mamy licznika czasu, może być wyzwaniem.

Grafika uległa pewnej poprawie, choć trzeba przyznać, że jest już dzisiaj bardzo mocno archaiczna. Tym, co na pewno może utrudniać życie, jest fakt, że wielu przedmiotów nie widzimy na ekranie, trzeba np. obszukać półkę, aby je znaleźć. Za to bardzo mocną stroną, jak na swoje lata była muzyka, wykonania co prawda w midi, ale kapitalnie dopasowana, podtrzymująca żartobliwy charakter gry - np. w salonach fryzjerskich słyszymy wyłącznie piosenki Cranberries, zaś w szczególnie dramatycznym momencie pobrzmiewa nuta z Mission Impossible.

Gra ukazała się w 1988, będąc jedną z pierwszych, które wykorzystywały nowy silnik Sierry - Creative Interpreter, dostosowany do grafiki EGA. To była jej siła jak i słabość - niebawem bowiem EGA miało odejść w przeszłość na rzecz VGA. "Leisure Suit Larry 2: Looking for Love (in several wrong places)" wykorzystywało ponadto mechanikę opartą na tekstowym wpisywaniu komend. Wszystko to sprawiało, że gra prosiła się o remake, poprawiający zarówno oprawę wizualną jak i sterowanie, jednak takiego nie otrzymała. Przynajmniej nie oficjalnie. W 2004 ukazał się bowiem fanowski remake, w którym mechanikę gry całkowicie zmieniono na czyste point and click. Można go pobrać ze strony Adventure Game Studio. Jeśli dzisiaj ktoś chciałby zagrać w tę grę, to zdecydowanie polecam tę wersję. Podobnie jak pozostałe pierwsze pięć gier z serii, ta ukazała się także po polsku dzięki wydawnictwu Play - In, pod tytułem "Larry 2: W poszukiwaniu miłości" w 2001. 

Jeśli chodzi o moje wrażenia, że to drugi Larry jest grą ciekawszą od jedynki, a przede wszystkim lepszą w rozgrywce, choć dalej daleko jej do najlepszych gier Sierry z tamtych czasów. Poprawił się humor, nie bazujący wyłącznie na seksie i tematach z nim związanych. Irytować może ograniczenie roli postaci kobiecych wyłącznie do obiektów seksualnych czy idiotek. Gdyby odłożyć na bok otoczkę seksualną, to zostałaby cokolwiek przeciętna pozycja. 

"Leisure Suit Larry 2: Looking for Love (in several wrong places)" było chwalone przez krytyków za bycie "prawdziwą grą", choć nie brakowało opinii, że ugrzecznienie odebrało jej nieco z charakteru. Sprzedała się jednak dobrze, co gwarantowało powstanie kontynuacji - i dopiero ona miała okazać sie pozycją równie istotną co pierwszy "Larry",, Ale to już inna historia...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz