Etykiety

niedziela, 27 grudnia 2020

Alicia Griffith - Lakeside Murder - recenzja

Grając w gry zdarza się pewnie co jakiś czas trafić na pozycję ani dobrą ani zła, po prostu zwyczajnego przeciętniaka. Zauważywszy to, często nawet nie kończymy takich gier, co najwyżej ciesząc się, że kupiliśmy je w promocji lub w bundle. Przyznam, że poza przypadkiem, kiedy gra jest zabugowana czy zwyczajnie niegrywalna, zwykle staram się przejść każdą, którą gram, licząc, że może jednak znajdę w niej coś ciekawego (poza tym, staram się zwykle pisać solucje...). Trochę podobnie było u mnie z grą "Alicia Griffith - Lakeside Murder".

Tytułowa bohaterka jest policyjnym detektywem. Właśnie wzięła urlop i wynajęła sobie mały domek nad jeziorem w cichej miejscowości Turmville na głębokiej, amerykańskiej prowincji. Pech chce, że tego samego dnia, kiedy tam przyjechała, w miasteczku miało miejsce morderstwo. Jego ofiarą padła wynajmująca także domek nad jeziorem pisarka. Miejscowy szeryf, nie mając doświadczeń z takimi sprawami, prosi Alicję o pomoc. Okazuje się, że morderstwo miało charakter rytualny, zabójca pozostawił na miejscu zbrodni dziwne symbole, a cała sprawa przypomina zbrodnię, którą kiedyś już w popełniono w tym miejscu - ale zdarzyło się to blisko 70 lat wcześniej. Przed Alicją zatem zadanie niełatwe, ale i intrygujące.
"Alicia Griffith - Lakeside Murder" sugeruje po opisie fabuły klasyczny kryminał - i na to też się nastawiłam, rozpoczynając rozgrywkę. W miarę jednak upływu czasu okazuje się, że grze tej bardziej niż do kryminalnej, bliżej jest do gatunku typu "paranormal investigation". Nie traktuję tego jako zarzutu, wręcz ucieszyło mnie to. Zresztą, gdyby gra miała byś wyłącznie kryminałem, to byłaby w swojej klasie dość słaba. Porządny kryminał bowiem dajemy dużo tropów (prawdziwych i mylnych), wielu potencjalnych podejrzanych itd. W tej grze nie ma niczego takiego. Posuwamy się powoli i metodycznie do przodu, ale tak naprawdę o tym, co stoi za historią, dowiadujemy się na samym końcu. Nie ma za bardzo opcji, aby móc odgadnąć to samemu.

Zaskakiwać może nader ograniczona obsada. Po takiej grze spodziewałabym się wielu postaci, wśród których bohaterka, a w raz z nią - gracz, szukaliby winnych. Tymczasem zliczyłam raptem pięć postaci, które spotykamy podczas gry - i w zasadzie wszystkie są epizodyczne. Nawet, gdyby przyjąć, że akcja toczy się w małym miasteczku, to i tak niewiele. Niestety, ciężko mi też napisać coś więcej o kreacji głównej bohaterki. To zresztą dość typowe dla wielu gier przygodowych, gdzie twórcy, zakładając chyba, ze gracz powinien utożsamiać się z kierowaną przezeń postacią, raczej nie nadają głównych bohaterom zbyt charakterystycznych osobowości. Trochę lepiej wypada klimat i nastrój historii - to one trzymają nas w dużej mierze przy tej grze.
Od strony mechaniki "Alicia Griffith - Lakeside Murder" prezentuje swego rodzaju "dwa w jednym". Pierwszy element to klasyczne "weź przedmiot i go użyj". Tutaj gra jest prosta - powiedziałbym nawet, że bardzo prosta i że większość zagadek tego typu niejako rozwiązuje się sama, bo najczęściej przedmiot leży tuż obok miejsca, w którym musimy go użyć i jest oczywisty. Dodatkowo, gra oferuje system hintów. W zależności od wybranego poziomu trudności, możemy otrzymywać podpowiedzi odnośnie użycia przedmiotów lub też miejsc, które powinniśmy obejrzeć.  Czyni to z tej pozycji rzecz niezłą dla tych, którzy boją się przygodówek jako gier trudnych lub też nie przepadają za przepalającymi zwoje mózgowe zagadkami a'la Roberta Williams (autorka m.in. serii "King's Quest").

Drugi element mechaniki to minigierki. Jest ich tutaj ponad dwadzieścia. Niektóre są oczywiste i do rozwiązania w minutę, inne wymagają poświęcenia nieco więcej wysiłku intelektualnego, choć znowu, żadna z nich nie dorównuje skalą skomplikowania czy trudności temu, co znamy np. z "7th Guest". Są one całkiem przyjemne i stanowią atut rozgrywki, mile ją urozmaicając. Niepotrzebnym, moim zdaniem, uproszeniem, jest to, że każdą minigierkę można automatycznie ominąć, co skutkuje jedynie tym, że nie zdobędziemy pewnych achievmentów.
Tym, co mnie trochę rozczarowało, jest skupienie się wyłącznie mechaniki na tych dwóch elementach. W efekcie czego nie ma tu jakichkolwiek momentów zręcznościowych czy też scen, podczas których błąd może kosztować naszą bohaterkę życie. W moim odczuciu takie rzeczy podnoszą doskonale dramatyzm rozgrywki i dodają jej klimatu, zwłaszcza w takich grach jak ta. Bez tego bowiem dziwnie się czuję, kiedy nie wisi nade mną żadne zagrożenie i nieważne, co by się działo, mam tyle czasu ile chcę na spokojne rozwiązywanie zagadek.Choć zdaję sobie sprawę, że wielu miłośników przygodówek nie lubi takich urozmaiceń.

Od strony graficznej "Alicia Griffith - Lakeside Murder" prezentuje przyzwoitą średnia. Lokacje są wykonane elegancko, z dbałością o detale i przyjemnie się je zwiedza, chociaż o animacjach możemy zapomnieć. To, czego możemy jakoś użyć czy obejrzeć, jest raczej widoczne, choć nie jest  jakoś wybitnie wyróżniane. Nie miałam podczas rozgrywki problemów typu "O, to tutaj było? Nie zauważyłam!". No ale jak pisałam wyżej, to generalnie prosta gra. Postacie mówią dość porządnie dobranymi głosami, a muzyka nie przeszkadza w rozgrywce - choć przyznam, że sama często w takich grach ją wyłączam, aby mnie nie rozpraszała.
"Alicia Griffith - Lakeside Murder" to dość casualowa, prosta przygodówka, zrobiona nieźle, ale bez tego czegoś, co by sprawiało, że miałabym pewność, iż zapamiętam ją na dłużej. To klasyczny przykład gry, którą jest sens kupować w różnych promocjach, aby się pobawić przez kilka wieczorów i nie wpaść przy tym w intelektualne kompleksy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz