Etykiety

niedziela, 13 grudnia 2020

Breath of Fire 2 - recenzja


Kiedy tworzy się sequel udanej gry, często stara się zachować pewne charakterystyczne dla poprzedniczki elementy. Seria Final Fantasy opanowała to w stopniu mistrzowskim, udanie łącząc nowe rozwiązania ze starszymi. Kiedy tworzono Breath of Fire 2, zapewne też rozważano, co zachować, a co zmienić. I choć seria ta uważana jest raczej za przykład konserwatywnego podejścia, to pomiędzy częściami 1 i 2 zaszło kilka zmian. Niektóre zdecydowanie na lepsze, inne - cóż, można dyskutować. Gra trafiła na rynek w 1994, zaś jej anglojęzyczna premiera miała miejsce rok później.

Fabuła zaczyna się, gdy główny bohater jest jeszcze dzieckiem. Bawiąc się z innymi, wychodzi z wioski, aby odszukać swoją zgubioną koleżankę. Kiedy ją znajduje, ta zostaje zaatakowana przez potwora. Na pomoc przybywa ich ojciec, odganiając monstrum. Kiedy jednak nasz bohater po pewnym czasie wraca do wioski, odkrywa z zaskoczeniem, że nikt go tam nie rozpoznaje. Skazany na żywot sieroty, trafia pod opiekę miejscowego kapłana, a następnie zostaje wychowany na najemnika w towarzystwie swojego kumpla - Bow. Pewnego dnia otrzymują zlecenie ukradzenia czegoś z posiadłości miejscowego bogacza. Bow zostaje przyłapany - i choć udaje mu się uciec, to staje się ściganym przestępcą. A co ciekawsze, twierdzi, że to wcale nie on dokonał kradzieży. Nasz bohater wyrusza, aby złapać prawdziwego złodzieja - i tym samym rozpoczyna się jego przygoda.

"Breath of Fire 2" zaczyna się z mniejszym przytupem niż część pierwsza. Nikt nam na starcie nie mówi, że jesteśmy wybrańcem, że musimy ocalić świat itd.. Nasze motywy są o wiele prostsze, cele - daleko bardziej przyziemne, a działania - ograniczone. Musi minąć trochę czasu aby bohater i jego towarzysze dostrzegli pewną prawidłowość w tym, co dzieje się na świecie i zaczęli łączyć to z nową religią, która od wielu lat zdobywa serca i dusze mieszkańców kolejnych miast. Tu zaczyna się dopiero zasadnicza opowieść, która jest już nieco bliższa tej z poprzedniej gry, ale i tak znacznie bardziej rozbudowana i ciekawsza. Rozgrywa się ona w tym samym świecie, ale kilka stuleci później, przez co możemy raczej zapomnieć o większości bohaterów z tamtej gry - choć jedna z postaci, które towarzyszyły nam wtedy może i tu dołączyć do drużyny.

Fabuła to ten punkt gry, gdzie zmiana nastąpiła zdecydowanie w dobrym kierunku. Nie jest to może historia tak głęboka jak ta, którą znamy z, powiedzmy, Final Fantasy VI, ale jednak progres jest dostrzegalny. Bohaterowie też dostali nieco ciekawsze historie poboczne, każda z nich jest osobnym wątkiem, często dodatkowo wymagającym od nas wykorzystania tej właśnie postaci, a co za tym idzie - rozwoju jej. Być może "Breath of Fire 2" nie oferuje jakichś spektakularnych zwrotów fabularnych, ale mogę śmiało stwierdzić, że to porządnie napisana i ciekawa opowieść.

Wspomniałam o postaciach - tak jak w jedynce, podczas podróży dołączają do nas kolejni towarzysze, pochodzący z różnych ras i mający różne umiejętności. Bohaterowie różnią się od siebie dostępnymi czarami, statystykami i umiejętnościami specjalnymi. Mamy łącznie osiem postaci podstawowych i jedną opcjonalną - jest to znana z Breath of Fire 1 czarodziejka Bleu. W drużynie możemy mieć na raz cztery postacie (przy czym główny bohater jest obowiązkowy), co daje trochę kombinacji. Dodatkowo, od pewnego momentu otrzymujemy możliwość tworzenia szamańskich przemian, które pozwalają łączyć i wzmacniać poszczególnych bohaterów. Przypomina to trochę przemiany Karna z poprzedniej gry, ale jest bardziej elastyczne i nie ograniczone już tylko do jednej postaci.

Zmieniono jeden z firmowych symboli gry, czyli smocze przemiany głównego bohatera. Może i dobrze, bo każdy kto grał w jedynkę, ten wie, że były one zbyt silne i pod koniec gry pozwalały łatwo kasować praktycznie każdego bossa W tej grze działają one na zasadzie jednorazowych, silnych ataków - aby wykonać następne, trzeba odzyskać całe AP, a to nie jest proste, gdyż kolejnym utrudnieniem, jakie wprowadzono  grze, jest kwestia przedmiotów. Sklepy oferują nam mocno ograniczony asortyment, w trakcie rozgrywki nie jesteśmy też już zasypywani przedmiotami podnoszącymi statystyki, jak w poprzedniej grze. Aby zdobyć porządne przedmioty leczące i podnieść sobie umiejętności, musimy się nieco bardziej wysilić.

Najbardziej zauważalną nowością jest rozbudowa własnego miasta. W trakcie gry spotykamy ludzi, którzy mogą się do nas przenieść. To dzięki nim możemy zdobywać potem nowe czary, przygotowywać nowe przedmioty czy uczyć się nowych przemian. Wędkowanie, obecne już w poprzedniej grze, tu rozwinięto do całej mini gierki - a łowione ryby są nam niezbędne, aby móc tworzyć nowe przedmioty. Niestety, coś za coś - zrezygnowano  z poszukiwań skarbów, które, moim zdaniem, były mocnym elementem poprzedniej gry.

Wzrósł nieco poziom trudności - co odbieram pozytywnie, bo pamiętam, że jedynka była miejscami ewidentnie ciut za prosta. Dobrym pomysłem było wprowadzenie solowych walk - wymusza to dbanie o wszystkie postacie, a nie tylko przechodzenie całej gry czwórką ulubionych bohaterów. Co ciekawe, najlepsze przedmioty leczące musimy nosić pojedynczo, nie da się ich grupować, co ogranicza nam ich ilość w ekwipunku. Wymusza to oczywiście poświęcenie więcej czasu na zdobywanie poziomów doświadczenia - ja ukończyłam grę, mając drużynę na poziomach 46-48.
Zaznaczyć muszę, że, podobnie jak w przypadku BoF 1, tu także grałam w remake gry wydany na GBA z poprawioną grafiką względem oryginału wydanego na SNES. Nie różni się on za bardzo od poprzedniczki - grafika jest trochę lepsza, poprawiono zwłaszcza wygląd świata i animacje, ale o jakimkolwiek przełomie nie może być mowy. Problemem tej gry był natomiast czas premiery - trafiła na rynek w chwili, w której pojawiło się Playstation. I choć recenzje były pochlebne, to nie sposób było oprzeć się wrażeniu, że Breath of Fire 2 prezentowało jakość z właśnie przemijającej epoki. Chwalono długość gry, dopracowanie grafiki, ale jednak nie brakowało głosów, że czegoś brakuje, że można było to zrobić lepiej.

Jest w tych głosach sporo sensu - Breath of Fire 2 jest klasycznym przykładem typowego, dobrze zrobionego jRPG z tamtej epoki, który daje sporo frajdy każdemu fanowi gatunku. Nie wnosi natomiast niczego nowego i dość mocno trzyma się schematów - do tego zresztą stopnia, że ktoś, kto grał już w kilka takich produkcji, szybko odczuje pewną schematyczność. To zresztą na długo miało stać się charakterystycznym rysem tej serii, aż do Breath of Fire: Dragon Quarter, która w założeniach twórców miała zrewolucjonizować tę serię, a ostatecznie ją zabiła. No ale to już temat na zupełnie inną historię.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz