Etykiety

sobota, 8 kwietnia 2023

Shin Megami Tensei: Devil Survivor 1 - recenzja

Choć seria Megami Tensei zadebiutowała na konsolach firmy Nintendo (Megami Tensei 1 i 2), by potem na nich osiągnąć duży sukces (Shin Megami Tensei 1 i 2 oraz If...), to następnym jej etapem był romans z Sony. To na Playstation ukazała się hitowa seria spin offów pt. Persona, a na Playstation 2 - Shin Megami Tensei: Nocturne. Jednak, na całe szczęście, Atlus nie zapomniał o Nintendo. To właśnie na przenośną konsolę tej firmy - DS, miały ukazać się kolejne, bardzo udane pozycje w tej serii. Jedną z nich był Shin Megami Tensei: Devil Survivor.

 Akcja toczy się w centrum współczesnego Tokio. Trójka bohaterów - nerdowaty Atsuro, luzacka Yuzu oraz główny bohater, wybrała się tam na umówione spotkanie. Jednak codzienność zmienia się nagle w koszmar, kiedy centrum Tokio zostaje odcięte przez wojsko od reszty świata. Początkowo mowa jest o awarii gazu, potem pojawiają się kolejne wyjaśnienia, aż w końcu okazuje się, że w całym centrum zaczęły pojawiać się demony. Co więcej, nasi bohaterowie mogą je sami przywoływać, dzięki otrzymanym od kuzyna głównego bohatera konsolom. Jednak nie tylko oni, takich jest bowiem wielu. Gdzieś tam w tle za wszystkim stać ma sekta Shomonkai, zaś jeszcze dalej - machinacje istot rządzących tym światem - Boga i Szatana. Wszystko zaś musi się rozstrzygnąć w siedem dni. 

 Oczywiście, poza wielkimi sprawami, toczą się i małe. W odciętym od świata centrum powoli zaczyna szerzyć się bezprawie, wojsko nie może zareagować, a policja nie ma szans w walce z gangsterami przywołującymi demony. Niektórzy chcą się wyrwać i uciec, inni - dowiedzieć się, co się stało, a jeszcze inni - załatwić przy okazji własne sprawy. Gdy pomiędzy ludźmi zaczynają kroczyć istoty boskie, nic nie  jest pewne i nie wiadomo, kto ma jaki cel. 

Devil Survior godnie nawiązywał do klasyki cyklu. Rezygnował ze szkolnego settingu, znanego z Persony, na rzecz klimatu bliskiego wczesnym SMT. Fabuła tutaj to konflikt interesów trzech stron, prezentujących odmienną ideologię. Postacie, które przewijają się przez fabułę, reprezentują te ideologie, ale nie robią tego wprost, bardziej sugerują. Moim zdaniem to krok do przodu, wcześniej bowiem w grach z tej serii jasno było widać, kto stoi po której stronie. Tutaj bohaterów jest dużo, więc opcji jest więcej. Przekłada się to także na ilość zakończeń.

 Cechą charakterystyczną cyklu SMT było to, że seria ta nigdy nie przywiązywała się do jednego typu mechaniki. Devil Survivor jest pierwszą (nie licząc spin offów) grą z tego cyklu wykorzystującą mechanikę taktycznych RPG, którą na dobre rozpropagowały cykle Fire Emblem oraz Final Fantasy Tactics. Niemniej, sama mechanika starć została w pewnej mierze przeniesiona z poprzednich gier. Powstał bardzo udany miks, który łączył nowe ze starym.

Zachowano kanoniczny dla serii motyw demonów, ich przyzywania, łączenia i używania. Każda postać może posiadać dwa demony, a w trakcie bitwy na polu walki możemy mieć maksymalnie cztery postaci. Do tego możemy zdobywać na pokonanych demonach nowe umiejętności, które można dawać naszym postaciom, o ile ich statystyki na to pozwalają. Mnogość rozwiązań daje nam sporą swobodę w tworzeniu naszych ulubionych zespołów i taktyk walki.

 Gry z tego cyklu uchodzą zwyczajowo za trudne. Devil Survivor miał być grą nieco prostszą, co częściowo się udało. Dopiero pod sam koniec gra robi się naprawdę trudna, choć dużo zależy tu od wyborów gracza. O ile poprzednie części zwykle oferowały trzy zakończenia, to tu jest ich sześć, przy czym finałowe walki dość mocno różnią się poziomem trudności. Widać wyraźnie, że gra została mocno przygotowana pod kilkakrotne jej przechodzenie - tylko w ten sposób można poznać całą historię. No właśnie, fabuła w tej grze jest głęboka i gęsta, sporo tu czytania.

Od strony graficznej gra nie powala, choć projekty demonów, nawiązujące często do starszych gier z cyklu, wyglądają całkiem ładnie. Przyznaję, że jednak cykl SMT nigdy chyba nie był tym, który by stawiał na oszałamiającą grafikę. Bardzo dobrze wypada natomiast muzyka, a główna piosenka z tej gry, czyli Reset, leciała u mnie naprawdę długo. 

 Gra została bardzo dobrze przyjęta przez krytyków, chwalono ją jako powiew świeżości i coś nowego w cyklu, a jednocześnie szacunek dla jego tradycji. Porównano do takich tytułów jak Disgaea czy The World Ends with You. Większość prasy i serwisów dała jej wysokie oceny, a towarzyszyła temu całkiem wysoka sprzedaż. 

W 2011 ukazał się remake - Devil Survivor Overlocked. Gra wprowadzała jeden dodatkowy dzień fabuły, zwiększała ilość demonów (ze 130 do 150), dodawała pewną ilość scenek, nieco zmieniała grafikę oraz wprowadzała pełny dubbing. Gra ukazała się też w Europie, ale europejska wersja miała bugi, które prowadziły do zacinania się rozgrywki.W tym samym roku ukazał się także sequel - Devil Survivor 2. 

Sama oceniam tę grę bardzo wysoko - dała mi ona bowiem masę frajdy, przywołując najlepsze wspomnienia wiążące się z tym cyklem. Pokręcona, pełna mitologicznych nawiązań fabuła potrafi naprawdę wciągnąć. Swoboda, jaką mamy w tworzeniu drużyny, daje poczucie, że nie robimy wszystkiego na jeden możliwy sposób. Do wad można zaliczyć nieco staroświecką grafikę oraz długość samych walk, wynikającą z mechaniki. Niemniej, jestem pewna, że fanom MegaTenów oraz taktycznych RPG ta gra przypadnie do gustu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz