Etykiety

niedziela, 28 stycznia 2024

Trace Memory - recenzja



Kiedy Ashely miała ledwie trzy lata, jej matka została zamordowana. Ukryta w szafie dziewczynka patrzyła, jak umiera na jej oczach. Niedługo potem zniknął jej ojciec. Dziecko wychowała ciotka, Jessica, zastępując oboje rodziców najlepiej jak tylko mogła. Przez cały ten czas dziewczynkę dręczyły koszmary, w których na nowo przeżywała śmierć matki. I nagle, kiedy Ashley miała trzynaście lat, otrzymała paczkę, a w niej dziwne urządzenie o dwóch ekranach i wiadomość, że ojciec chce się z nią spotkać na wyspie Blood Edward. Nie zwlekając, wyruszyła tam wraz z Jessicą. Jednak na przystani nie czekał na nie nikt, a po Jessice, która wyruszyła poszukać ojca Ashely, ślad zaginął niedługo potem. Trzynastolatka, nie mając wyjścia, sama ruszyła, by odnaleźć swoich bliskich i poznać prawdę o wydarzeniach, zarówno tych z niedalekiej, jak i z bardziej odległej przeszłości.

„Trace Memory” (wydana także jako „Another Code:  Two Memories”) to gra przygodowa, wydana przez Cing, firmę znaną głównie z dwóch znakomitych historii tego rodzaju, wydanych nieco później – “Hotel Dusk: Room 215” i „Last Window: The Secret of Cape West”. Ten tytuł, opublikowany w 2005, był niejako przymiarką do tego rodzaju gier. Przymiarką bardzo udaną, dodajmy, gdyż wielu uznało, że to pierwsza naprawdę dobra gra przygodowa, jaka powstała na DS. Historia w niej opowiedziana nie jest może tak wciągająca jak przygody Kyla Hyde, jednak ma swój klimat. Sięga czasami do połowy XX wieku, a specyficzny wystrój domu, w którym się rozgrywa, pomaga tu bardzo. Pewną słabością historii jest niepotrzebne wmieszanie wątków paranormalnych. Osobiście wolę takie opowieści w wersjach całkowicie realistycznych. Dają one bowiem większą frajdę, choć jednocześnie wymagają od twórców większego zaangażowania. Trzeba jednak pamiętać, że na tej grze Cing uczyło się dopiero.

Mechanika opiera się na klasycznym systemie przygodówek, czyli poszukiwaniu przedmiotów i używaniu ich, by fabuła toczyła się dalej. Tu mam jedno zastrzeżenie – aby móc zabrać przedmiot i użyć go, musimy najpierw stawić czoła problemowi, dopiero potem można wrócić po przedmiot i go zabrać. Wcześniej będzie on leżał i nie będzie szans, by go ruszyć. W pewnym sensie upraszcza to grę, która, przynajmniej jeśli chodzi o przedmioty i tak do specjalnie trudnych nie należy, bo akurat zagadki z nimi związane nawet średnio doświadczony fan przygodówek rozgryzie bez większego kłopotu. Zwraca jednak uwagę ich większa ilość niż w opowiastkach o Hydzie. Nie to jednak stanowi prawdziwe mięcho w tej grze.

Jeśli już gdzieś się można w „Trace Memory” zaciąć, to na typowo DSowych zagadkach. Twórcy w pełni wykorzystali możliwości, jakie niesie ze sobą konsola Nintendo. Trzeba tu będzie poruszać przedmioty stylusem, nakładać na siebie obrazki, dmuchać w mikrofon. Cieszy to, bo o ile są gry, gdzie takie dodatki wydają się być niczym więcej jak wrzuconymi na siłę bajerkami, to w przygodówkach sprawdzają się doskonale. Czasami trzeba się nagimnastykować, na szczęście głównie intelektualnie, bo wątków stricte zręcznościowych tu na szczęście nie ma. Pod względem frajdy, jaką daje sama rozgrywka, oceniłabym „Trace Memory” dość wysoko. Podobnie jak w „Hotel Dusk…”, gra podzielona jest na rozdziały, zaś po zakończeniu każdego zadawane jest nam kilka pytań związanych z fabułą gry.

Słabością jest z kolei niewielka ilość postaci. Przez całą grę przewija się ich w sumie sześć, z czego tylko dwie występują przez jej większość, reszta pełni rolę bohaterów epizodycznych. To znacznie ogranicza ilość rozmów. W „Hotel Dusk…” to właśnie rozmowy stanowiły przeważającą część gry, a także istotny element rozgrywki. Tu zaś w roli takiego występują dopiero pod sam koniec. Reszta dialogów ma charakter wyłącznie opisowo - fabularny. Taka a nie inna ilość bohaterów sprawia, że nie ma tu także możliwości rozwoju relacji głównej bohaterki z nimi i różnorodnych zakończeń. Tak naprawdę mamy możliwość uzyskania jednej, dodatkowej sceny, jeżeli odkryjemy wszystkie wspomnienia D. Nie ma też właściwie szans na niepomyślne ukończenie gry, takich jak choćby questy czasowe.

Broni się za to grafika. Wykonana w niezłym 3D, wykorzystującym jak na swoje czasy całkiem dobrze możliwości DS. Poszczególne lokacje zostały dopracowane i różnią się od siebie. Niektórych może zaskoczyć brak wyróżnienia graficznego przedmiotów i miejsc ważnych fabularnie – po prostu trzeba uważnie obszukiwać półki, szafki i obrazy. Projekty postaci są ciągle jeszcze w sporym stopniu „japońskie”, realizmu, który dominował w grach o przygodach Kyla Hyde próżno tu szukać, choć nie powinno to przeszkadzać. Mamy też tu trochę scenek, wszystkie jednak mają charakter statyczny. Muzyka jest dobrze zrobiona i wprowadza w odpowiedni nastrój, przy czym część dźwięków (jak choćby fanfara zwiastująca udane rozwiązanie zagadki) pojawia się także w „Hotel Dusk…”. Ograniczono za to do minimum rolę efektów dźwiękowych. Nie ma tu także głosów, wszyscy "mówią" wyłącznie napisami. Mimo tego, od strony technicznej gra wypada co najmniej dobrze.

To przyzwoita gra przygodowa, która spodoba się szczególnie graczom nie sięgającym po nie na co dzień. Ci bardziej wyczuleni zapewne rozczarują się prostotą większości zagadek. Jednak jeśli ktoś jedynie od czasu do czasu sięga po takie gry, to ów wyśrodkowany poziom trudności uzna zapewne za zaletę, bo choć gra się w przygodówki po to, by ruszać głową, to  jednak nie każdy lubi walić nią o ścianę, zastanawiając się nad najbardziej abstrakcyjnymi możliwościami. Względnie krótki czas trwania i mimo wszystko średnia fabuła oraz niewielka ilość postaci to wyraźne wady „Trace Memory”, nie na tyle duże jednak, by przekreślały jej grywalność.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz