Etykiety

niedziela, 12 maja 2019

Corrosion: Cold Winter waiting - recenzja

 Większość gier komputerowych z gatunku grozy stara się nas przestraszyć przy pomocy epatowania makabrą lub budowania nastroju osaczenia, by zaskoczyć gracza nagłymi wydarzeniami. Mniej z nich stawia na dotarcie do wyobraźni samego gracza, wykreowanie w niej wizji tego, o czym gra ledwie napomyka i skłonienie go do tego, by sam zrozumiał, czego jest świadkiem. Do przykładów takiego właśnie podejścia należy "Corrosion: Cold Winter Waiting".

Fabuły gry rozpoczyna się w 2009 roku, kiedy podczas patrolu samochodowego szeryf Alex Truman z niewielkiego, sennego miasteczka Deacon  Oaks mało nie zabija na drodze idącego przed siebie niczym lunatyk mężczyzny. Facet trafia do szpitala, jednak nie jest w stanie wydobyć z siebie nawet słowa, nie wiadomo, co sprawiło, że jest w takim stanie. Mija kilka miesięcy i ze szpitala przychodzi wiadomość, że od pewnego czasu zaczął on powtarzać trzy słowa: "Cold Winter Farm". Jest to nazwa opuszczonego budynku nieopodal. Szeryf wyrusza tam, zaś podczas eksploracji Cold Winter nadchodzi burza śniegowa, która sprawia, że nie może opuścić budynku. Odnalazłszy wejście do podziemi, Alex rozpoczyna odkrywanie tajemnic tego miejsca.

"Corrosion: Cold Winter Waiting" jest grą przygodową FPP z gatunku "weź przedmiot i go użyj". Wcielając się w Alexa, przemierzamy podziemia Cold Winter Farm, znajdując w nich wiele tajemniczych, a nierzadko szokujących rzeczy. Twórcy dawkują nam wszystko dość ostrożnie, w efekcie na samym początku gracz może czuć się zaskoczony i nawet ciut pogubić w tym, co go otacza. Stopniowo wszystko staje się jednak jasne - i coraz bardziej przerażające. Chociaż gra do samego końca nie daje stuprocentowych odpowiedzi na wszystkie pytania, to oferuje nam naprawdę ciekawą historię, której odkrycie nie będzie proste, ale potrafi dać satysfakcję.

Określenie tej gry jako "weź przedmiot i go użyć" oddaje podstawę jej mechaniki, ale nie jest pełne. Obok zadań, które faktycznie na tym polegają, równie istotne jest odkrywanie tajemnic. Musimy poznawać pewne kluczowe pojęcia i umieć skorzystać ze znalezionych baz danych, kamer systemu ochrony, bazy nagrań, by dowiedzieć się, co tu się właściwie wydarzyło. Pod tym względem gra może przypominać nieco "Goetię", jest tu także trochę czytania, a dodatkowo - słuchania. Nie ma tego jednak aż tak wiele, jak tam, zaś kolejne relacje układają się jednak w bardziej spójną całość.

Poziom zagadek jest zróżnicowany. Problemem może być to, że chyba najtrudniejsza z nich, przynajmniej dla mnie, pojawia się na samym praktycznie początku gry. Jest to dość skomplikowane zadanie matematyczne, które daje nam dostęp do mapy wszystkich lokacji. Nie tylko jest trudne, ale może wywrzeć na graczu mylne wrażenie, bo podobnych do niego wyzwań w grze już nie ma. Większość zagadek związanych z przedmiotami jest raczej prosta, bodaj dwa razy trzeba rzeczywiście kombinować z konstrukcjami godnymi mistrzów majsterkowania. W "Corrosion: Cold Winter Waiting" jest niestety tylko jednak czasówka z dead endem, w pozostałych przypadkach możemy chodzić i kombinować ile chcemy bez żadnego ryzyka. Trochę szkoda, bo pod tym względem można było fajnie nadać tej grze więcej dramatyzmu. Ja osobiście bardzo sobie cenię takie rzeczy w grach grozy.  

Na plus muszę dopisać grze, że nie stawia nas w sytuacji biegania po dużym obszarze w tę i z powrotem. Lokacji nie ma tu znowu aż tak wiele, a dostęp do nie jest nam dawany stopniowo, przez co raczej się nie pogubimy. Poszczególne miejsca mają tę zaletą, że gdy stoimy przed drzwiami, to widzimy nazwę lokacji, do której te drzwi prowadzą. Wejścia otwierane są kartami kodowymi oraz czterocyfrowymi kodami. Aby zdobyć tego drugie, musimy czytać znalezione dzienniki i zapoznać się z nagraniami. W tym drugim przypadku trzeba z kolei wiedzieć, kiedy, o której i w jakim miejscu dane nagranie było zrealizowane.

Pod względem technicznym "Corrosion: Cold Winter Waiting" jest grą raczej "ekonomiczną". Lokacje są statyczne, animacje występują śladowo, grafika jest prosta, ale czytelna. Mogę jej  za to oddać, że gra nie korzysta z tak modnego z komputerowych horrorach trzymania gracza w półmroku. Tu takich momentów jest ledwie kilka, zdecydowana większość rozgrywki ma miejsce w oświetlonych lokacjach. Większość tekstów, jakie mamy do przeczytania, jest wyraźna i czytelna (w "Goetii" niektóre kartki, choć zapisane ślicznym pismem, nie zawsze były wygodne w lekturze). Przedmioty nie są jakoś wyróżnione graficznie, ale zwykle są na tyle charakterystyczne, że trudno je przegapić. Pochwalić muszę za to muzykę - ładnie buduje klimat, ale nie przytłacza i nie rozprasza, co czasami w przygodówkach się zdarza.

Przyznam, że grając tę grę bawiłam się całkiem nieźle. Historia przypadła mi do gustu, podobnie jak sposób budowania nastroju. "Corrosion: Cold Winter Waiting" nie jest grą "wypasioną", ale raczej uczciwie zrobioną przygodówką grozy, adresowaną do konkretnych graczy, takich jak ja. Im także powinna przypaść do gustu, choć obawiam się, że bardziej casualowym już niekoniecznie. 

2 komentarze:

  1. Swego czasu naprawdę lubiłem tego typu gry, ale po pewnym czasie mechaniki były mi na tyle znane, że ukończenie danych poziomów, czy rozwiązanie spraw stało się zbyt szybkie i nie dawało takiej samej satysfakcji, jak na początku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W tej dodatkową atrakcją jest zbieranie do kupy fabuły - dostajemy w trakcie gry fragmenty historii, ale by zrozumieć, co się stało, musimy sami ruszyć głową.

      Usuń