Etykiety

niedziela, 1 sierpnia 2021

Fire Emblem: New Mystery of the Emblem: Heroes of Light and Shadow - recenzja


"Fire Emblem Gaiden" nigdy nie istniał - taki wniosek można by wyciągnąć z grania w trzecią część serii "Fire Emblem" zatytułowaną "New Mystery of the Emblem: Heroes of Light and Shadow". Faktem jest, że będąc bezpośrednią kontynuacją fabularną części pierwszej, zrezygnowała niemal zupełnie ze wszystkich innowacji, które wprowadzono w części drugiej.

"Fire Emblem: New Mystery of the Emblem: Heroes of Light and Shadow" zaczyna się raptem kilka miesięcy po zakończeniu jedynki. Archanea leczy rany zadane po wojnie wywołanej przez Gharnefa. Na tronie cesarstwa zasiedli Nyna i Hardin, zaś Marth wrócił do Altei, by odbudować swoje zniszczone królestwo. Niestety, trudno mówić o spokoju, gdy po świecie wciąż krążą bandy dezerterów z różnych armii. W związku z czym Marth musi powołać nową armię, w skład której wchodzą młodzi Altejczycy. Jednym z nich jest bohater gry (stworzony przez gracza). Podczas treningu wyróżnia się i zostaje dowódcą oddziału, zaś jego najlepszą przyjaciółką jest Katrina, młoda taktyczka. Wkrótce jednak dochodzi do zamachu na Martha, będącego zaledwie preludium do wojny, w której dawni towarzysze broni staną się wrogami na śmierć i życie.

Fabułą trzeciej części gry wypada ciekawiej od "Shadow Dragon", nawet jeśli wykorzystuje w sporej części te same postacie. Pogłębiono nieco ich rys i psychikę, poświęcając więcej miejsca wzajemnym relacjom. Historia jest nieco bardziej zaskakująca i mniej oczywista, choć opiera się na w sumie podobnym schemacie. Udanie uzupełnia całą historię o Altei i niejako zamyka ją, gdyż kolejne gry z tej serii poświęcone były już innym bohaterom, miejscom i konfliktom.

Jak wspomniałam, zrezygnowano tu niemal ze wszystkich innowacji, które pojawiły się w "Fire Emblem Gaiden". Wróciło to wszystko, co mieliśmy w "Shadow Dragon" z nieznacznymi tylko zmianami. Tym, co rzuca się w oczy najbardziej, jest kreacja głównego bohatera. Gracz sam tworzy swoją postać, określając jej wygląd, płeć, klasę zawodową. Do pełni szczęścia brakowało mi jeszcze, aby sama mogła wpływać na relacje z innymi bohaterami. Spodobało mi się natomiast, że nasza postać jest także mocno osadzona w fabule. Zdarza się bowiem, że w takich przypadkach postacie graczy są po prostu nieistotnym dodatkiem.

Kolejne zmiany maja juz bardziej kosmetyczny wymiar. Dorzucono kilka nowych przedmiotów i czarów. Co ciekawe, to właśnie one są jedynym łącznikiem tej gry z "Fire Emblem Gaiden", mamy więc czar "Nosferatu" czy bronie przypisane określonej płci lub klasę specjalną Falcon Knight. Pojawiły się też rozmowy z członkami naszej drużyny, toczone między misjami. Niektóre służą po prostu pełniejszemu ich pokazaniu, inne dają nam bardzo konkretne i przydatne informacje odnośnie tego, jak sobie z kolejnymi misjami poradzić lub jak zwerbować nowych członków.

Nieco podstępne może być podejście do mechaniki. W grze występują niemal wszyscy bohaterowie z poprzedniczki oraz nieco nowych. Zmieniono jednak statystyki i postacie, które w poprzedniej części mogły być najlepsze, w tej już wcale nie muszą. Zgodnie z zasadą, że postać rozwijana od zera robi się silniejsza od postaci, którą otrzymamy już po awansie, lepiej rozwijać nowych bohaterów, choć niektórzy ze starych nada okazują się przydatni. Ciekawostką jest wyraźne osłabienie Martha - i to zwraca uwagę, bo w finale są walki, które Marth musi stoczyć i jeśli go nie wzmocnimy przedmiotami (zwłaszcza jego szybkość i obronę), to będzie miał problemy.

Pewne zmiany zaszły w obrębie trudności gry. Wprowadzono kilka poziomów tejże, w zależności od wyboru gracz. Im wyższy poziom, tym wrogowie są mocniejsi i jest ich więcej. Ale nawet grając na niższych poziomach, musimy mieć świadomość, że tej gry nie da się przejść tak łatwo jak "Shadow Dragon". Nieprzypadkowo wprowadzono tzw. "Drill grounds", czyli opcję toczenia walk treningowych między misjami. Gdy kończyłam rozgrywkę, większość mojej drużyny była na 20 (maksymalnym) poziomie swojej drugiej klasy zawodowej. I wcale nie oznaczało to, że kosiłam wroga jak trawę, nie napotykając żadnych trudności. Niektóre misje musiałam powtarzać po kilka razy, co w "Shadow Dragon" rzadko mi się zdarzało. Warto odnotować, że wprowadzono tu przydatną dla wielu opcję - postacie zabite w trakcie bitwy nie giną permanentnie, ale po bitwie dalej możemy ich używać. Ta opcja zresztą bardzo podzieliła fanów - wielu ją chwaliło, inni narzekali, że psuje ona ducha gry.

Pewnym rozczarowaniem był dla mnie fakt, że spora część map została żywcem przeniesiona z pierwszej części. Sprawia to, że taktyka walki na nich nie ulega większym zmianom, nawet jeśli jest nieco trudniej, bo np. w tej części nie mam już po naszej stronie balist, która tak bardzo ułatwiały życie w jedynce. Wrogowie częściej posiadają za to mocniejsze bronie. Nie zaobserwowałam zmian w ich taktyce - nadal konsekwentnie atakują najsłabsze postacie, choć nie potrafią manewrować i zwykle walczą tylko grupami. Wyraźnie zwiększono natomiast ilość pojawiających się na planszach uzupełnień. W zakresie grafiki nie zaszły żadne zmiany, gra wykorzystuje ten sam silnik, który mieliśmy w "Shadow Dragon", zmieniono jedynie obrazki między rozdziałami, teraz są one bardziej kolorowe.

Ga po raz pierwszy trafiła na rynek w 1994. Był to pierwszy "Fire Emblem" wydany na konsolę SNES. Zawierała ona oryginalnie remake pierwszej części z nową grafiką oraz drugą, tytułową część. Sprzedała się bardzo dobrze, stając się jednym z największych bestsellerów w dziejach serii. W 2010 ukazał się jej remake, wydany na konsolę DS, na podstawie którego zresztą pisałam tę recenzję. Został on ciepło przyjęty przez krytykę, ale sprzedał się słabiej niż "Shadow Dragon". Co ciekawe, nie został nawet oficjalnie wydany po angielsku, ale fani wykonali sami tłumaczenie, dzięki któremu można zagrać w tę grę w zrozumiałym języku.

"Fire Emblem: New Mystery of the Emblem - Heroes of Light and Shadow" udanie uzupełnia tę serię, domykając historię Martha i jego drużyny. Lekkie podniesienie poziomu trudności zostało zrównoważone przez brak permanentnej śmierci postaci. Jest to na tyle dobrze zrobiona rzecz, że gra się w nią ze sporą przyjemnością, choć w warstwie fabularnej widać, że nadal odstaje, gdy się porówna z tak udanymi fabularnie grami tRPG jak "Final Fantasy Tactics" czy "Devil Survivor".


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz