Etykiety

niedziela, 16 grudnia 2018

King's Quest 2: Romacing the Stone - recenzja


Znacie to uczucie, kiedy po zakończeniu jakiejś gry opadacie na krzesło, wzdychacie głęboko i myślicie sobie "O, jaka to była piękna gra!". Jest satysfakcja z jej ukończenia, ale i nutka melancholii, że to już koniec. Miałam tak z "Final Fantasy VIII", "Ultima VIII: Pagan", "The Longest Journey", "Elder Scrolls III: Morrowind", "Heavy Rain", "Blair Witch: Rustin Parr" czy "Persona 2". Teraz do tej listy dołączyło "King's Quest 2: Romancing the Stone".

Bo objęciu tronu Daventry, Graham teoretycznie miał wszystkie powody do radości - jego panowanie przyniosło królestwu spokój i dostatek, Daventry rozkwitało, sąsiednie państwa liczyły się z nim. A jednak, król coraz więcej czasu spędzał pogrążony w melancholii. Jeden z jego ministrów zwrócił mu w końcu uwagę, że może by warto rozejrzeć się za małżonką?  Graham sam o tym myślał od pewnego czasu. Spojrzawszy w magiczne lustro, dostrzegł w końcu wielkiej urody kobietę, która zdawała się być uwięziona w jakiejś wieży położonej na wyspie Kolyma. Nie tracąc czasu, król kazał przygotować swój okręt i wyruszył, aby ją odnaleźć. Nie wiedział, że tym samym wkracza w gęstą sieć intryg, których pętla powoli zaciska się wokół jego karku.

Powstała w 1985 roku gra była kontynuacją swojej bardzo udanej i przełomowej poprzedniczki. Ale jaką kontynuacją! Roberta Williams nie poszła najprostszą ścieżką, robiąc po prostu drugą taką samą grę, tylko z innymi questami. Napisała pełnowymiarową kontynuację fabularną "King's Quest 1", rozwijając znacząco to, co tam zaczęła. W "King's Quest 2" graczy czekały nowe wyzwania. Przede wszystkim, Kolyma jest dużo bardziej żywa i gęściej zaludniona, w związku z tym to od ludzi (i nie tylko...) będziemy otrzymywać kolejne zadania, ale też czasami będziemy  musieli ich oszukać, okraść lub pokonać. Akcje gracza wpływają na świat, na to, co robią inni.

Największą chyba zmianą była fabuła - stała się ona zasadniczą częścią gry - kolejne nasze działania są z nią ściśle związane, poznajemy stopniowo kolejne warstwy intrygi (dlatego np. warto ze wszystkimi rozmawiać i czytać wszystko, co się da), a w przerywnikach obserwujemy działania naszych wrogów. Nie zawsze też z góry wiadomo, kto kim jest - czasami ktoś, kto udzieli nam pomocy, może okazać się wrogiem, a ktoś, kogo uznam za nieprzyjaciela - potencjalnym sojusznikiem. Klimat gry też się zmienia - początkowo jest bardzo lekki, z bajkowymi cechami poprzedniczki, ale stopniowo robi się coraz mroczniejszy, by miejscami zbliżyć się do klasycznie gotyckiego horroru. Zachowano fantastycznego narratora, którego błyskotliwe opisy i dowcipne, niekiedy złośliwe komentarze, doskonale budują nastrój. Autorka przyznała w wywiadzie, że kiedy robiła "King's Quest 2: Romancing the Stone", zależało jej, aby móc stworzyć grę o bardziej złożonej historii niż wcześniejsze tytuły tego typu.


 Zmianie uległo też podejście do zagadek - jest ich kilka rodzajów. Pierwszy to typowe "weź przedmiot i użyj go gdzieś". Drugie to zagadki na tzw. rozkminę. Np. dostajemy kartkę z opisem fabuły kilku znanych książek, a potem musimy w bibliotece wybrać te książki po ich tytułach (angielskich, ofc!). Są też zagadki na szybkość (czyli mamy ściśle określony limit czasu na daną akcję) i na zręczność. Na dodatek, jedne mogą się łączyć z drugimi. Zauważyłam, że zagadki "przedmiotowe" stały się jakby prostsze, bardziej oczywiste i mniej udziwnione. To jednak równoważą zagadki na interpretację - te potrafią naprawdę mocno rozgrzać mózg. Interesujące jest to, że świat nie uległ przy tym jakiemuś istotnemu powiększeniu.

Zaznaczyć muszę, że zachwycam się tak uwspółcześnioną wersją tej gry z 2009 roku, z zupełnie nową grafiką, całkowicie "mówionymi" kwestiami (a nawet piosenką), animacjami itd. Oryginał z 1986 bardzo szybko się zestarzał pod kątem technicznym. AGD, odpowiedzialne za ten remake, zrobiło niesamowitą robotę, dodając dodatkowo grze nowe wątki fabularne, przez co historia znacznie zyskała na głębi. I, co bardzo ważne, remake ten jest dostępny za darmo na oficjalnej stronie grupy. Link podałam w solucji.
Tak, "King's Quest 2: Romancing the Stone" dało m bardzo dużo przyjemności. Nie jest to gra krótka, tak jak jedynka, nie da się jej skończyć w jeden czy dwa wieczory. Ale też rozgrywka jest na tyle fajna i wyzywająca, że dobrze, iż trwa dłużej. Zachęcam gorąco każdego do zmierzenia się z tym tytułem - czas mu poświęcony nie będzie czasem straconym - a po obejrzeniu pięknego, klasycznego finału, pewnie natychmiast poczujecie chęć zagrania w kolejną część serii - tak jak ja.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz