Kyle Hide to były policjant, który odszedł ze służby po tym, jak Bradley, jego partner, zdradził go w trakcie akcji. Choć Kyle zdołał dopaść i postrzelić byłego już kolegę, Bradleyowi udało się uciec. Porzuciwszy policję, Kyle podjął pracę w firmie Red Corner, oficjalnie zajmującej się sprzedażą, w rzeczywistości zaś wypełniającą różne nietypowe zlecenia. Podróżując po USA pod przykrywką akwizytora, Kyle wciąż szuka śladów Bradleya, chcąc się zemścić. Pewnego dnia firma wysyła go po położonego niedaleko Las Vegas hotelu Dusk. Pewien klient twierdzi, że znajdują się tam dwa należącego doń przedmioty. Jednak ich poszukiwanie to dopiero początek skomplikowanej i wielowątkowej historii, którą bohater (i gracz) będzie musiał poznać. Hotel Dusk mieści w sobie bowiem wiele zagadek…
Chociaż znajduje się na odludziu, nasz hotel nie jest pusty.
Obsługa to trójka ludzi – małomówny, gderliwy Dunning, właściciel hotelu,
sprzątaczka i kucharka Rosa, oraz chłopak do wszystkiego, Louis. Hotel ma
oczywiście swoich gości – samotnego ojca z córką, gwiazdę filmową, pisarza,
starszą kobietą, irytującego małolata i tajemniczą, milczącą dziewczynę. Żadne
z nich nie trafiło tu przypadkiem, każdy miał jakiś cel. Większość postaci
skrywa sekrety, czasem dość banalne, czasem – mroczne. Kyle będzie musiał
rozwiązać je wszystkie, wierzy bowiem, że dzięki temu zbliży się jakoś do
Bradleya. Okazuje się bowiem, że pół roku temu nocował tu mężczyzna, który
poddawał się za Kyle’a… A nie jest to jedyny ślad, który wskazuje na obecność
dawnego partnera naszego bohatera w tym miejscu.
„Hotel Dusk: Room 215” to gra udanie łącząca elementy gier detektywistyczno-dialogowych przygotówkami typu point and click. Istotnym elementem mechaniki jest to, że aby akcja posuwała się do przodu, trzeba poruszać się po budynku i
rozmawiać z postaciami. Do tego dołączono rozwiązania rodem z klasycznych przygodówek. Czasem, aby coś osiągnąć, należy pogłówkować i użyć posiadanych
przedmiotów. Od razu jednak dodam, że
nie ma ich zbyt wiele, a zastosowanie jest raczej oczywiste, sytuacji, gdzie z
ogórka, kawałka drutu i suszarki do włosów będziemy składać radio tutaj nie spotkałam.
Od czasu do czasu pojawiają się też mini gry typu „ułóż odpowiednio zapałki”, fajnie umilając i urozmaicając rozgrywkę.
Najważniejsze jednak pozostają rozmowy. One nie tylko decydują o rozwoju akcji,
ale źle poprowadzone mogą doprowadzić do przedwczesnego zakończenia gry. Takich "dead endów", które jednak nie oznaczają często nawet śmierci jako takiej, ale raczej finał naszej przygody, jest tu całkiem dużo.
No właśnie, rozmowy są o tyle ciekawe, że wymagają od gracza
niezłej pamięci oraz wyczucia sytuacji. Jeśli konwersacja zostanie źle
poprowadzona, trzeba się liczyć, że dana postać obrazi się, a w skrajnych
przypadkach zostaniemy wyrzuceni z hotelu, co automatycznie kończy grę. I nie
chodzi tu o pobicie kogoś – wystarczy dać się złapać na myszkowaniu w
pomieszczeniu, gdzie nie wolno wchodzić. Gra jest w zasadzie liniowa, drobne
szczegóły w zakończeniu zależą od tego, czy przeszliśmy wszystko bezbłędnie czy
jednak gdzieś popełniliśmy błąd. Poszczególne postaci mają swoje
charakterystyczne sposoby wyrażania się, inaczej mówi nowojorski Latynos, inaczej
pisarz, inaczej – mała dziewczynka. Gra podzielona jest na dziesięć rozdziałów
a każdy z nich kończy się krótkim testem, w którym musimy odpowiadać na pytania
związane z wiadomościami, które zdobyliśmy na tym etapie gry. Sprawia to, że
rozmów nie da się tak po prostu „przeklikać”, trzeba je czytać.
Robi wrażenie grafika, a zwłaszcza sposób przedstawienia i
animacji postaci, stylizowane na ręcznie rysowane szkice. Wypada to naprawdę
świetnie i klimaciarsko, budując nieco nastrój produkcji noir. Tutaj bohaterowie podczas
rozmów poruszają się, zmieniają wyraz twarzy, gestykulują – chciałabym, aby ten
trend zagościł także na dobre w takich grach, choć zdaję sobie sprawę, że
zapewne znacznie podniosłoby to koszta ich produkcji. Grafika związana z
postaciami zrobiła na mnie naprawdę bardzo pozytywne wrażenie. Tła utrzymane są
w stonowanych barwach, lekko wpadających w sepię, co podtrzymuje wrażenie
pewnej staroświeckości. Po hotelu poruszamy się przy pomocy mapki wyświetlanej
na dolnym ekranie, zaś na górnym widzimy to, co Kyle widzi przed sobą. Jak na
grę tego rodzaju, grafika w „Hotel Dusk: Room 215” wypada naprawdę dobrze.
Podobnie jest ze stylową muzyką, lekko jazzującą, ale kiedy trzeba –
poważniejszą. Postaci niestety nie mówią podłożonymi głosami, a szkoda.
Warto zwrócić uwagę na to, że gramy trzymając konsolę DS w
pionie, nie w poziomie. Kontrola jest w całości oparta o stylus, przy jego
pomocy wybieramy odpowiedzi, kierujemy ruchem naszego bohatera. On także służy
do przechodzenia minigierek i manipulowania przedmiotami. Co ciekawe, są
przypadki, kiedy trzeba konsolę zamknąć i otworzyć, aby akcja potoczyła się
dalej. Czyni to „Hotel Dusk: Room 215” tytułem zaskakującym. Najmocniejszą
stroną jest niewątpliwie ciekawa i wciągająca historia, gdzie bardzo szybka
gracz orientuje się, że wszystkie początkowe przypuszczenia odnośnie spotykanych postaci
są dość dalekie od prawdy. Kolejne zagadki wyjaśniają je stopniowo, ale i tak
pozostawiono pewne rzeczy tylko częściowo rozwiązane. Można dyskutować, co
lepsze, ja osobiście wychodzę z założenia, że lekki niedosyt jest lepszy od
przesytu. Zakończenie śmiało mogę nazwać satysfakcjonującym.
Gra zebrała pozytywne recenzje, choć pojawiały się głosy krytyczne. Dotyczyły one głównie liniowości fabuły oraz tego, że nie mamy możliwości zmieniania w jej przebiegu czegokolwiek, wszystko zmierza tu do jednego końca. To poniekąd cena "filmowo-powieściowego" charakteru tej gry. Fakt, że jest to tytuł japoński (czego zresztą po grafice zupełnie nie widać), sugerował zapewne krytykom, że spodziewać się tu należałoby czegoś typowego dla gier visual novel, gdzie zwykle mamy wiele różnych zakończeń. Niemniej, gra doczekała sie sequela, "Last Window: The Secret of Cape West".
To dobra gra, nawet bardzo dobra, pod warunkiem, że sięgnie
po nią gracz, który wychodzi z założenia, że do gry potrzeba głowy, nie tylko
zręcznych i szybkich palców. Na pewno może dać sporo radochy fanom przygotówek, choć pewnie zawiedzie ich prostota tego elementu gry i jego nie
tak znowu duży wpływ na całość. W pierwszej kolejności polecam ją fanom kryminałów i serii detektywistycznych, wymagających umiejętności pamiętania i kojarzenia faktów. Generalnie, wszystkim miłośnikom gier, w
których najważniejszym elementem jest opowiadana historia, „Hotel Dusk: Room
215” ma spore szanse się spodobać.Sama doskonale się bawiłam podczas gdy, choć nie jestem fanką historii kryminalnych.