Wraz z rewolucyjnym Dragon Quest III i udanym DQ IV, Enix
kończyło swoją przygodę z NESem w wielkim stylu. Teraz jednak nadchodził czas
na coś nowego. Obecna od pewnego czasu na rynku nowa konsola – SNES, dawała
dużo większe możliwości, których wstyd było nie wykorzystać. Pytanie brzmiało,
czy nowa część smoczej sagi dorówna swoim poprzednikom. Kiedy jednak piąty
odcinek cyklu, nazwany „Dragon Quest V: Ręka niebiańskiej narzeczonej” ujrzał
światło dzienne, wielu wątpliwości nie było. Szybko bowiem okazało się, iż oto
powstała gra, która jako jedyna miała szansę równać z wielkim DQ III. Do dziś
DQ V uważana jest przez wielu za najlepszą część cyklu, zaś w licznych
plebiscytach najlepszych konsolowych rpg nieodmiennie plasuje się w ścisłej
czołówce, na głowę bijąc nawet uznane hity na PlayStation. Co stało za tym wynikiem?
Gracz wciela się, jak w każdej części cyklu, w bezimiennego
bohatera. On i jego ojciec, Papas, wrócili właśnie z długiej podróży. Oboje
mieszkają w wiosce Santa Rosa, w której Papas jest uznanym bohaterem. Bohater,
jeszcze jako dziecko, poznaje Biancę, córkę przyjaciela jego ojca. Odwiedza także
znajdującą się w innym wymiarze wioskę elfów. Sielanka nie trwa jednak długo –
pewnego dnia Papas i jego syn zostają wezwani przez władcę królestwa Reinhart,
którego potomek - Henry jest w niebezpieczeństwie. Wkrótce potem książę Henry
zostaje porwany, zaś bohaterowie wyruszają mu na odsiecz. Niestety, nie kończy
się ona pomyślnie – Papas zostaje zabity, a jego syn, podobnie jak i Henry,
zostaje niewolnikiem. Po wielu latach pojawia się szansa ucieczki… a wraz z nią
początek właściwiej przygody głównego bohatera, która pozwoli mu odkryć prawdę
o swoim pochodzeniu, spotkać miłość swojego życia i pomścić los swoich
rodziców.
Dragon Quest V to saga rodzinna w prawdziwym tego słowa
znaczeniu. Zaczynamy jako dziecko, by w finale mieć własną rodzinę i dzieci.
Ba, od gracza zależy, kto będzie ich matką. Podczas gry spotkamy bowiem dwie
kobiety – Biancę i Florę (w wersji na NDS pojawia się trzecia – Debora). W
pewnym momencie przyjdzie nam wybrać, którą z nich poślubi główny bohater. Nie
ma to większego wpływu na fabułę, ale jest dość ciekawym jej uzupełnieniem.
Wątek pokoleń, obecny choćby w serii Romancing SaGa, tu sprawdził się
znakomicie, wprowadzając powiew świeżości. A sama historia? Skłamałabym, gdybym powiedziała, że należy do
optymistycznych. To zapewne najmroczniejszy z Dragon Questów, są tu chwile,
kiedy gracz zaciska bezsilnie pięści, wiedząc, że nic nie może zrobić. Życie
bohaterów nie jest usłane różami. Pod tym względem DQ V jest nawet bardziej
poważne od analogicznych części Final Fantasy, chyba tylko FF VI jest tu nieco
podobne klimatem. Fabuła DQ V jest jednocześnie logiczna i nie przesadnie
skomplikowana, w odróżnieniu choćby od DQ VI, gdzie twórcy przesadzili już z
komplikacjami i gracz w pewnym momencie zaczyna się gubić, zapominając, o co
właściwie w grze chodzi.
Jeśli zaś odstrasza was perspektywa grania na emulatorze,
dodam że ukazała się wersja DQ V na konsolę NDS, a także jej port na telefony i PC. W Japonii wyszła
ponadto w pełni trójwymiarowa wersja na PS2, jednak nie doczekała się ona
tłumaczenia. Uchodzi ona za trudniejszą, ale i w odróżnieniu od oryginału, w
niej możemy posiadać w drużynie aż cztery postaci. Pojawiła się także manga,
opisująca przygody dzieci głównego bohatera gry, poszukujących swego ojca po
starciu w Northern Tower. Akcja mangi rozciąga się na przestrzeni owych 10 lat,
które zajęło dzieciom odnalezienie ojca. Kolejne wersje okazywały się
bestselleremi – port na NDS, stał się siódmą najlepiej sprzedającą się grą 2008
w Kraju Kwitnącej Wiśni, osiągając wynik 1.7 miliona sztuk sprzedanych w
Japonii i dalsze 1.3 miliona na świecie. Wielu krytyków przyznawało, że jest to
być może najlepsze jrpg, jakie ukazało się na DS. Zdecydowanie, w tę wersję polecam dzisiaj grać.
Wspaniała historia to jednak tylko jedna z zalet piątki.
Kolejną, być może dla niektórych najważniejszą, jest system gry. Wprowadza on
bowiem na wielką skalę możliwość łapania i trenowania potworków. Wśród wielu
wrogów, w grze spotykamy czterdzieści potworków, które możemy schwytać i przeciągnąć
na swoją stronę, następnie trenować, ekwipować (a są typy broni i zbroi
specjalnie dla nich dostosowane), a następnie używać jako członka drużyny. Tych
graczy, którzy lubią „grzebać” w możliwościach oferowanych im przez grę, ta
opcja zapewne ucieszy. Jej popularność była tak duża, że Enix wypuściło potem cały
cykl gier pt „Dragon Quest: Monsters”. A pamiętajcie, że było to na
kilka dobrych lat przed Pokemonami… Poza potworkami w drużynie mamy też postaci,
przy czym jej skład dość często się zmienia. Jak na tę serię przystało,
zaoferowano nam sporo środków transportu – od wozu przez statek, latający zamek
aż po smoka. Świat DQ V to klasyczne, kanoniczne fantasy, tak jak w przypadku
innych części tego cyklu.
Tym, co wypada nieco słabiej, jest grafika. Gra powstała
dość wcześnie i nie wykorzystywała zalet i możliwości SNESa w takim stopniu jak
choćby Final Fantasy V czy Chrono Trigger. Widać to zwłaszcza w lokacjach,
które prezentują się niestety dość ubogo. Częściową rekompensatą jest co prawda
dość duży świat, jednak widać, że można to było zrobić lepiej. W zasadzie
grafika jest jedyną słabością tej gry – już muzyka prezentuje się całkiem
nieźle. Nie ma tu może tak zapadających w pamięć melodii jak ten znane z serii
Final Fantasy, ale wcale nie jest źle. Poziom trudności jest moim zdaniem
idealnie wypośrodkowany. Jeśli systematycznie rozwijamy drużynę, to nie powinno
być większych kłopotów, sytuacji takich jak np. w DQ III, gdzie w połowie gry
pojawia się boss tak silny, że levelowanie drużyny aby ta mogła się z nim mierzyć,
wymaga masy czasu, tutaj nie ma. Podobnie jak w DQ IV, mamy tu bohaterów o
jasno określonych zdolnościach i typach ekwipunku. Fanów pełnej swobody, znanej
z DQ III, może to zniechęcić, ale za to dostaną potężny system rozwoju i łapania
stworków.
O pozycji, jaką Dragon Quest V zdobył sobie wśród japońskich
fanów, pisałam na początku. Dopiero ósma część cyklu dorównała mu
popularnością, choć zdaniem wielu nawet ona nie była równie udana. Naturalnie,
dziś na tę grę można patrzeć inaczej, gdyż w oczach co bardziej przywiązanych
do wizualiów graczy piątka zapewne będzie gorsza od wielu gier na Playstation. Jednakże, mimo wielu lat, jakie minęły od jej ukazania
się na rynku, nadal ma sporo do zaoferowania, bijąc na głowę liczne jrpg
wydawane oryginalnie na Nintendo DS czy PlayStation Portable. Yuji Horii, autor
serii, właśnie tą część uważa za najbardziej udaną. Ale przyjemność przekonania
się o tym osobiście zostawiam już wam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz