Niewiele jest gier komputerowych, które mogą być jednoznacznie określone jako takie, które zapoczątkowały nowe gatunki. "Alone in the dark" niewątpliwie jednak należy od tego grona. To gra, która wyprowadziła przygodówki z klasycznego schematu "weź przedmiot i go użyć", otwierając przy tym drzwi dla zupełnie nowego gatunku gier - survival horroru. W obu przypadkach była zaś bardzo udanym tytułem. Zresztą, wciąż jest.
"Alone in the dark" osadzona jest w realiach twórczości H.P. Lovecrafta. Przybywamy do posiadłości, której ostatni właściciel popełnił samobójstwo, zaś mroczna aura, spowijająca dom, była czymś od dawna znanym. Gdy wchodzimy do środka, drzwi zamykają się, zaś po dotarciu na strych coś zaczyna tłuc w okno. Naszym zadaniem jest przeżyć, rozwikłać tajemnicę starego domostwa i pokonać siły zła. Brzmi trywialnie? Pewnie tak, ale oferuje znacznie więcej, niż by się mogło początkowo wydawać. Co ciekawe, do wyboru otrzymujemy dwie postacie - mężczyznę lub kobietę, co w tamtych czasach było czymś bardzo nietypowym.
Zacznę od fabuły. Tę przedstawiono nietypowo, gdyż w postaci porozrzucanych w całej posiadłości książek, listów, broszur i notatek. Przedstawiają one zarówno fragmenty historii właściciela posiadłości jak również informacje o mitach Cthulhu lub innych wierzeniach. Część z tego służy zaprezentowaniu nam tła fabularnego, część natomiast udziela całkiem konkretnych informacji, niezbędnych do przejścia gry. Bez lektury tych zapisków nie tylko będziemy mieć problemy z przejściem gry, ale nawet nie będziemy za bardzo wiedzieć, co tu się dzieje i dlaczego. Podoba mi się, że wszystkie te dokumenty są czytane dobrze dobranymi głosami.
Mechanika bardzo zręcznie łączy kilka gatunków. Po pierwsze, mamy tu sporo z przygodówki, bo większość zadań musimy rozwiązać przy pomocy głowy. Przez sporą część rozgrywki znajdujemy przedmioty, których musimy używać, aby móc podążać dalej. Większość zagadek jest trywialna i oczywista - hardkorowi fani przygodówek mogą się czuć wręcz obrażeni ich łatwością. Jednakże nie narzekałabym na to. Dynamika i nastrój gry nie sprzyjają przesadnemu główkowaniu, tu często licza się szybkie decyzje, bo "Alone in the dark" lub zabijać gracza. A zabić może nas cokolwiek - od potworów poprzez pułapki, a nawet - przeczytana książka.
Poza czysto logicznymi zagadkami, musimy sobie radzić z potworami, których w posiadłości jest sporo. O ile część z nich jest zwyczajnie nie do ruszenia, to część można zabić. Niektóre dają się pokonać tylko określonymi typami broni, inne można załatwić dowolnie. Na początku mamy do dyspozycji wyłącznie własne pięści i nogi, potem stopniowo znajdujemy kolejne rodzaje broni. Najlepsza jest oczywiście broń palna, ale jej użycie ogranicza zapas posiadanej amunicji. Walk nie ma znowu aż tak dużo. Co istotne, część z nich można ominąć, wykorzystując do tego głowę.
Podoba mi się balans między wątkami logicznymi a zręcznościowymi, jaki tu zastosowano. Pod tym względem "Alone in the dark" jest grą świetną, idealnie równoważącą jedno i drugie, co rzadko się zdarza. Jej twórcom udało się stworzyć grę przygodową, która trudnością zagadek nie zniechęcałaby fanów zręcznościówek oraz grę zręcznościową, która wymaga używania mózgownicy. Dzisiaj nie jest to już niczym nowym czy zaskakującym, ale w 1992, kiedy ukazała się na rynku, była czymś nowym i świeżym. Podobnym tytułem był chyba tylko "Another World", choć on osadzony był w realiach science fiction.
Natomiast w przypadku "Alone in the dark" warstwa horrorowa jest bardzo istotna. Powiedziałabym, że mało która z gier komputerowych tak udanie oddawała nastrój dzieł Lovecrafta. Nawet wydane z błogosławieństwem Chaosium gry pod szyldem "Call of Cthulhu", choć niezłe, nie były aż tak udane jak ta. Może dlatego, brakowało mi tego klimatu nieustannego zagrożenia i napięcia, jakie tu panuje. Podoba mi się, że nigdy nie jesteśmy pewni, czy i jak danego potwora pokonać, że mamy kończące się zasoby (amunicja, zdrowie, nafta w lampie), że śmierć może nas zaskoczyć w każdej chwili, a zdobywane podpowiedzi nie są wcale jednoznaczne i oczywiste. Jest ironią, że początkowo gra ta miała sie ukazać jako oficjalny produkt "Call of Cthulu", jednak Chaosium uznało ją za zbyt prostą i nie pasująca do klasycznych RPG. Cóż, ten sam wydawca aprobował potem do bólu konwencjonalne przygodówki...
Wydana w 1992 gra zebrała entuzjastyczne recenzje. Chwalono praktycznie wszystko - grafikę, muzykę, historię i gameplay, zaś po latach niejednokrotnie trafiała na listy najlepszych gier wszechczasów. Doczekała się pięciu kolejnych gier oraz dwóch filmów - niestety te ostatnie muszę uznać za nieudane.
Czas obszedł się z "Alone in the dark" średnio. Najbardziej ucierpiały projekty postaci - tu niestety widać, że to, co było nowoczesne w 1992, dzisiaj wygląda już groteskowo. Byłam zdziwiona, że nikt nie pokusił się o żadnego moda, który by to poprawiał. Lokacje wypadają już lepiej, zaś naprawdę nieźle wciąż prezentuje się oprawa dźwiękowa (poprawiona w wydaniu z 1994) - ładna, orkiestrowa muzyka, nastrojowe odgłosu oraz czytane głębokimi, pełnymi przekonania, teksty. Niektórych może też pewnie boleć brak obsługi myszki - cała kontrola odbywa się z klawiatury. Ale grywalność jako taka wciąż jest, moim zdaniem, miodna.
Z jednej strony, "Alone in the dark" to zabytek, z drugiej strony - wciąż kawał świetnej gry, która mimo niemal trzydziestu lat na karku może wciągnąć. Sama się o tym przekonałam - bo choć przejście zajęło mi jakieś trzy wieczory, to gra była niekłamaną przyjemnością i bawiłam się bardzo dobrze. Dlatego polecam dać jej szansę - funduje ona nader przyjemną podróż w przeszłość, do czasów, kiedy jeszcze tyle było do odkrycia i stworzenia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz