Etykiety

sobota, 1 lipca 2023

Banner Saga - recenzja

 Choć koncepcja taktycznej walki turowej w grach RPG narodziła się na zachodzie, wywodząc się bezpośrednio z Dungeons and Dragons, a potem pojawiając się po raz pierwszy w Ultima III, to Japończycy zrobili z tego oddzielny gatunek, tzw. taktyczne RPG. Najsłynniejszym przedstawicielem tegoż do dzisiaj pozostaje seria Fire Emblem. Na zachodzie natomiast taka mechanika przeniosła się z gier RPG do wojennych i tam do dzisiaj ma się dobrze. W grach RPG chętniej korzystano z mechaniki mieszanej, jak choćby w cyklu Fallout. Co nie znaczy, że od czasu do czasu ktoś na zachodzie próbuje stworzyć coś klasycznie tRPGowego. Dobrym przykładem jest Banner Saga - bardzo udany tytuł nawiązujący do gier japońskich, ale z drugiej strony - bardzo europejski. 

Przedstawiony tu świat jest bardzo bliski epoce wikingów, z tym, że zamieszkują go dwie rasy - ludzie oraz varlowie - rogaci giganci. Między nimi panowała wojna aż do momentu, kiedy z północy przybyła trzecia rasa - drążycieli, chcąca zniszczyć jednych jak i drugich. To wymusiło pokój między ludźmi i varlami, a gdy zagrożenie zdołano odrzucić, dwie rasy zawarły rozejm i, lepiej lub gorzej, ale jakoś ze sobą koegzystują w niezbyt przyjaznym, mrocznym i mroźnym świecie. Wzajemne uprzedzenia jednak nie wygasły, zaś drążyciele, odrzuceni daleko, wcale nie zostali pokonani do końca. Zbliża się czas przełomu w dziejach obu ras i moment, w którym wielu będzie musiał podjąć brzemienne w skutki decyzje.

Historia zaprezentowana w Banner Saga rozgrywa się wielotorowo. Obserwujemy ją z perspektywy dwóch podróżujących grup. Pierwsza składa się głównie z varlów, którym towarzyszy książę ludzi Ludin, wraz ze swoją obstawą. Ten wątek pozwala nam lepiej poznać tło polityczne i historyczne świata. Druga z grup to drużyna ludzi, która ucieka przed nadciągającą groźbą z północy, napotykając na swojej drodze sojuszników jak i wrogów. Ten wątek z kolei pokazuje lepiej tło społeczne świata, relacje między rasami oraz panujące tu mity i legendy. 

Banner Saga prezentuje nam całkiem bogatą gamę bohaterów, jak na porządnego taktycznego RPGa przystało. Do drużyny możemy także zwerbować nowe postacie. Każda z ekip będzie rosnąć, a od gracza będzie zależało, z których postaci będzie korzystał częściej. Bohaterowie są całkiem udani, dają się lubić i potrafią zaskoczyć. Ciekawostką jest przywódca ludzi o imieniu Rook, niezwykle wręcz podobny do komiksowego Thorgala - ciekawe, czy to przypadek? Postacie często mają też swoje własne, unikalne zdolności, dzięki którym nawet pozornie słaby wojownik może okazać się bardzo przydatny na polu bitwy.

 Gra wykorzystuje mechaniki kilku gatunków. Podczas naszej podróży często stajemy w obliczu pewnych wydarzeń i musimy podejmować decyzje, które mogą przynieść pozytywne lub negatywne skutki. Podobnie jest w trakcie rozmów. Ten element dość mocno przypomina rozwiązania rodem z gier typu visual novel. Mechanika walki to czyste tRPG, z turowym podziałem akcji. Ciekawe jest to, że jeśli postać zginie podczas walki, to nie zostaje z automatu zabita (jak w Fire Emblem), ale otrzymuje ranę, którą może wyleczyć, kosztem czasu. To spore ułatwienie, które sprawia, że nie wisi nad nami groźba tak częstego powtarzania walk jak w grach japońskich. Postacie rozwijamy za zdobywane w trakcie gry punkty sławy, przy czym to my decydujemy, jakie postacie rozwijamy i w kierunku jakich współczynników. Możemy też, zamiast tego, wydawać punkty na zwiększanie możliwości zdobywanych przedmiotów.

Ale to nie wszystko. Banner Saga wprowadziło też element kontroli zasobów. To jeden z bardziej oryginalnych aspektów mechaniki tej gry. Drużyna liczy pewną ilość ludzi i varlów, którzy nie są bohaterami, ale po prostu z nami podróżują. Musimy dbać o ich morale i żywność, kupując zapasy, by mogli się odżywiać w trakcie podróży. Decyzje, jakie podejmujmy, mogą sprawić, że dołączą do nas nowi członkowie, zwiększając skład i siłę naszej drużyny, ale też sprawiając, że trzeba ich będzie wyżywić. Pewne decyzje mogą natomiast sprawić, że inni nas opuszczą. Podczas niektórych walk dochodzi do bitew, gdzie poza aspektem taktycznym pojawia się także element strategiczny.

 Podoba mi się to, jak wiele decyzji ma znaczenie. W Banner Saga głównie podróżujemy i w trakcie tych podróży co jakiś czas zdarzają się nam nie tylko ważne fabularnie zdarzenia, ale także losowe spotkania. Często jest tak, że decyzja nie jest łatwa i oczywista, a jej wybór może mieć tak pozytywne jak i negatywne konsekwencje jednocześnie. Czasem litościwa i dobroduszna decyzja może mieć fatalne skutki, a pozornie okrutny wybór być najlepszym. Bardzo dobrze buduje to nastrój gry i ponurego, surowego świata, w którym ona się toczy. 

Grafika jest naprawdę świetna - nie tylko jest bardzo stylowa i wpasowuje się w klimat, ale jest charakterystyczna i nie próbuje też być na siłę mangowa. To problem, przed którym czasem stają twórcy gier inspirowanych produkcjami dalekowschodnimi. Przypomina mi ona trochę europejskie gry przygodowe z lat 90, kiedy to chętnie nawiązywano stylistyką do komiksów czy filmów animowanych Do tego bardzo klimatyczna oprawa dźwiękowa. Choć przecież Banner Saga nie jest grą AAA, to pod tym względem wygrywa moim zdaniem z wieloma wysokobudżetowymi tytułami. Bo choć nie ma wspaniałych sekwencji animowanych, to wszystko tu idealnie się uzupełnia i buduje klimat. 

Śmiało mogę stwierdzić, że to tytuł bardzo udany. Ma świetny, charakterystyczny klimat i sympatyczne postacie oraz ciekawą fabułę. W temacie trudności - gracz może samemu określić jej poziom i, co ciekawe, zmieniać go w trakcie rozgrywki. Mogłabym postawić jej jeden w sumie zarzut - jest stosunkowo krótka. Ale w chwili, w której to piszę, wyszły już dwie kolejne części, więc jeśli kogoś zachwyciła, to kontynuacja opowieści jest już gotowa.

1 komentarz:

  1. W którejś z recenzji przeczytałem, że Banner Saga to gra, której słowo-klucz to "cierpienie". I trudno nie przyznać tym słowom racji. Zwiastunem tego jest przecież sam początek, w którym dowiadujemy się, że z niewiadomych przyczyn słońce nagle po prostu się zatrzymało. Jesteśmy więc zawieszeni w dość obrzydliwej porze dnia, czyli tych krótkich momentach zimowego poranka, gdy już robi się jasno, ale wszędzie wokół wciąż wyczuwalna jest noc.

    Cierpią również bohaterowie, za sprawą wszystkich fabularnych kłód, które są im rzucane pod nogi. Cierpi gracz, po pierwsze - przejmując się losem członków klanu i wojowników. Są przecież tylko liczbami, bo nawet ich nie widzimy, twórcy jednak umiejętnie podsuwają nam w trakcie podróży historie o bawiących się dzieciach, głodujących rodzinach czy ojcach zmuszonych zostawić tych, których kochają i udać się na front.

    Trudne są również wszelkie podejmowane przez gracza decyzje, bo nawet z tragicznymi wydarzeniami musimy się zwyczajnie pogodzić. Scenki są w większości losowe a gra nie posiada możliwości zapisywania w dowolnych momentach. Nie możemy więc cofnąć złych decyzji, bo poprzedni autozapis kosztuje nas godzinę gry i ryzyko, że dana sytuacja w ogóle się nie powtórzy i stracimy okazję jej naprawienia.

    Nie mówiąc już o finałowej, traumatycznej decyzji, której w żaden sposób nie da się ominąć.

    Warto wspomnieć, że pierwsza część to właściwie preludium do rewelacyjnie poprowadzonej fabuły i dramatów, które czekają nas w "dwójce". Finał trylogii jeszcze przede mną, ale czują, że twórcy nie zwolnią tempa.

    Warto.

    OdpowiedzUsuń