Etykiety

sobota, 20 kwietnia 2024

Larry 6: Z impetem w głąb - recenzja

 Piąta część cyklu "Larry" teoretycznie miała domykać historię i dać Larryemu oraz Patti ostatecznie szczęśliwe zakończenie. Teoretycznie... Bo tak już miało być przecież w trzeciej części serii. Tak więc wydanie kolejnej, piątej odsłony cyklu, wcale nie musiało być zaskoczeniem. Jednak zaskoczeniem było to, jak rzecz wykonano, z kilku co najmniej powodów.

Po pierwsze, historia. Rzecz zaczyna się, kiedy Larry wybiera się na plażę kulturystów, aby nabrać krzepy. Los sprawia, że akurat pojawia się tam ekipa szukająca chętnego do udziału w programie randkowym. Pada na Larryego, który trafia do telewizji, a tam wygrywa (powiedzmy...) pobyt w luksusowym hotelu. Naturalnie, w samym hotelu wręcz robi się od piękności, które mają różne problemy. Rolą Larryego będzie je rozwiązać.

 Ktoś zauważył pewien szczegół, a raczej jego brak? Tak, z fabuły całkowicie zniknęła Patti. Bohaterka, która była ważną postacią, wręcz równie istotną co Larry w dwóch poprzednich grach, zniknęła nagle całkowicie, do tego stopnia, że w grze nie pada nawet wzmianka o niej. Przyznam, że takie potraktowanie tej postaci uważam za bardzo niefajne. Rozumiem, że Al Lowe chciał pójść w nieco inną stronę, ale można było zrobić inaczej i jakoś tak bardziej z pomysłem. Szczególnie, że obecność Patti jako pełnoprawnej bohaterki łagodziła szowinistyczny nieco charakter tej gry.

Ale to nie jedyna rzecz, która może zaskoczyć. Druga, być może jeszcze bardziej rzucająca się w oczy, to podejście do erotyki. "Larry 6: Z impetem w głąb" jest chyba najgrzeczniejszą częścią serii. Choć wokół Larryego tradycyjnie roi się od piękności, to praktycznie wszystko tu ma charakter komediowy, a finały tych znajomości nie mają tak jednoznacznego charakteru jak w poprzednich odsłonach cyklu. Zupełnie jakby autor chciał zrobić grę lżejszą. Trochę dziwne to podejście w przypadku cyklu, który budował sobie przecież popularność na odważnych tematach. Co ciekawe, ta zmiana była chwilowa, bo kolejna, siódma część, miała tu zrobić mocny krok naprzód. 

Z tego nie czyniłabym jednak zarzutu. Część ta, podobnie jak poprzednie, jest autentycznie zabawna, przy czym tutaj humoru jest nawet nieco więcej. Natomiast sama gra jest na podobnym poziomie trudności co poprzednia. Nie ma więc już tutaj takich naprawdę zabójczo trudnych zagadek, czasówek jest też niewiele. Co więcej, to pierwsza w tej serii gra całkowicie nieliniowa. Kolejne wątki możemy zaliczać w dowolnej kolejności. To była całkowita nowość, nie tylko tu, ale wśród przygodówek Sierry generalnie. Sprawiała ona jednak, że o jakiejkolwiek fabule trudno było mówić. Przyznać jednak trzeba, że z kolei postacie poszczególnych bohaterek dopracowano nieco lepiej niż w poprzednich częściach.

Szósta część przygód Larryego wprowadziła też nieznaczne zmiany techniczne - pasek menu widoczny jest tu cały czas, nie zaś tylko po najechaniu na niego myszką, jak to zwykle bywało. Zagadki są nieco prostsze, a ilość lokacji ograniczona. Nie podróżujemy tu nigdzie, przez całą grę przebywamy w tym samym hotelu. To kolejne ułatwienie, bo nawet jak coś gdzieś przegapimy, to bez problemu można po to wrócić. 

 Gra ukazała się w 1993, dwa lata po wydaniu piątki. Wyszła na DOSa i wykorzystywała kartę graficzną VGA. Dwa lata później doczekała się reedycji na CD - grafikę poprawiono do standardu SVGA, dodano także pełen dubbing aktorski. Zebrała całkiem pozytywnie recenzje, nie mogła się też wstydzić wyników sprzedaży, choć widać było, że powoli mijało zainteresowanie typowymi grami point'n'click. Niemniej, póki co, marka ta trzymała się nieźle, choć bardziej chyba siłą rozpędu i popularnymi tytułami. Warto zaznaczyć, że gra doczekała się swojej edycji Steamowej, nieznacznie tylko zmienionej w stosunku do wersji CD.

"Larry 6: Z impetem w głąb" był ostatnią z gier w tym cyklu wydanych po polsku. Poza tym, był próbą powrotu do korzeni, czyli rezygnacji z budowy całej fabuły na rzecz kolejnych przygód z dziewczynami. Niestety, brutalne odcięcie się od wydarzeń z poprzednich części niespecjalnie służy tej grze, a jej ugrzecznienie zapewne nie spodoba się niektórym fanom. Jeśli o mnie chodzi, "Larry 6" jest mimo wszystko grą niespecjalnie zapadającą w pamięć, brak tu tego czegoś, co by sprawiło, że akurat pamiętalibyśmy ją bardziej niż inne. I to chyba jej największa wada. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz