Przeglądając moje notatki znalazłam zapis rozgrywki w "50 Trupów G.Reya", grę narracyjną o której kiedyś pisałam tutaj. Co prawda to tylko początek a i tak musiałam go skrócić o połowę, żeby go można było tutaj wrzucić (bo inaczej blog by musiał mieć ostrzeżenie XD). Może jeśli uda mi się jakoś ocenzurować całość, to wrzucę ciąg dalszy, chociaż i tak 50 trupów nie dogoniłam...
Samą grę możecie znaleźć na tej stronie.
Start:
Silvia otworzyła oczy. Przetarła je, strącając z powiek
resztki snu. Leżała wygodnie rozłożona w puchowej pościeli na szeroki łóżku.
Jeśli czegoś mogła być pewna, to na pewno tego, że nie było to jej łóżku – w
klitce, w której mieszkała nie zmieściłoby się coś tak okazałego. Ale
pomieszczenie, w którym się znajdowała, nie przypomniało maleńkiego pokoiku w
jej kawalerce, było raczej urządzone ze smakiem znamionującym jednoczesną
zamożność. W regałach i szafach, stojących pod pokrytą tapetą ścianą, w ciężkich,
grubych zasłonach okiennych, w lampce stojącej przy stoliku – we wszystkim tym
czuć było staromodną stylistykę. Nie wiedziała, na ile było to autentycznie
wiekowe, na ile po prostu ktoś chciał, by pokój tak wyglądał.
Wstała z łóżka, rozglądając się. Miała na sobie tylko
bieliznę. Był to znak zarówno dobry (bo nie była w końcu zupełnie goła), ale i
niebezpieczny (bo możliwe, że ktoś ją jednak do bielizny rozebrał). Podeszła do
szafy i otworzyła grube, zapewne dębowe odrzwia. Ku jej zaskoczeniu, w środku
znajdowały się wyłącznie stroje przeznaczone dla pokojówek. Kuse spódniczki,
pończochy i pasy do nich, czepki, czarno-białe fartuszki, na dole w równym
rządku obcasy – wyglądało to, jak zaplecze dla służby domowej albo fetyszysty.
Silvia westchnęła i wzięła się za przeszukiwanie reszty pokoju, które niestety
nic nie przyniosło. Wizja paradowania po nieznanym jej domu w majtkach i
staniku niezbyt ją urządzała, dlatego wybrała możliwie najprostszą z sukienek
(niestety, wszystkie miały doszyte fartuszki) i buty na najniższym z obcasów.
Reszty nie zamierzała zakładać. Następnie skierowała się ku drzwiom. Znalazła
się na korytarzu. Na obu jego końcach były drzwi:
Mapa 1:
Silvia wahała się chwilę, po czym zdecydowała się i ruszyła
w prawo. Pchnęła drzwi. (losowanie karty: as pik). Poczuła świeże powietrze.
Znajdowała się na obszernym tarasie, zakrytym dachem podtrzymywanym przez dwie
kolumny. Taras ogrodzony był wysoką, drewnianą barierką. Rześkie, poranne
powietrze pomogło jej do końca pozbyć się resztek senności. Dostrzegła, że na
białym krześle, stojącym niedaleko, ktoś siedzi. Podeszła bliżej. Dostrzegła
młodego mężczyznę o ostrych, regularnych rysach twarz. Jego jasne włosy były
krótko przycięte, niemal na wojskową modłę. Miał na sobie jasny szlafrok przewiązany
turkusowym pasem. Na stoliku obok krzesła stała szklanka niedopitej do końca
herbaty.
Mapa 2:
- O, wreszcie jesteś – powiedział, nie odwracając się,
pewnie usłyszał jej kroki – Umyj szklankę i przynieś mi z salonu dzisiejszą
gazetę. I pośpiesz się, nie lubię czekać, wiesz przecież – w jego głosie
słyszalna była pretensja.
- Co takiego? – Silvia szybko opanowała zaskoczenie, teraz
kierowała nią złość – Co ty sobie wyobrażasz, kim ty niby jesteś? Tak się
składa, że nie jestem twoją…
- Służącą? A niby kim? – mężczyzna spojrzał na nią –
Oczywiście, że jesteś moją służącą. I widzę, że muszę nauczyć cię znowu nieco
manier.
- Że co… Ale… - Silvia była zarazem zła i zaskoczona. To
drugie sprawiło, że nie zdążyła zareagować, kiedy mężczyzna wstał, złapał ją i
zdecydowanym ruchem przełożył przez kolano, po czym wymierzył jej solidnego
klapsa. Zaraz potem następnego.
- Zostaw! Przestań, ty psycholu! Auu! Auuu!
- Nie lubię krnąbrnej służby – powiedział, zadając kolejne,
piekące uderzenia. W końcu puścił ją. Pośladki Silvi płonęły z bólu, ale to
było niczym. Dziewczyna była wściekła z powodu upokorzenia. Odruchowo chwyciła
szklankę, która stała na stoliku i uderzyła. (rzut k6 + 1 kropka=5+1=6) Szkło
prysnęło na wszystkie strony. Silvia cofnęła się, zaskoczona tym, co zrobiła.
Mężczyzna patrzył na nią równie zaskoczonym wzrokiem, ale coś innego przykuwało
jego uwagę. Kawałek szkła z rozbitej szklanki przebił jego gardło, z którego
tryskała krew. Ruszył w kierunku drzwiom, ale kiedy je otwierał, upadł,
potykając się o prób. Padł na ziemię. Silvia dobiegła do niego. Wokół jego szyi
powiększała się kałuża krwi. Było jasne, że nic się już nie da zrobić. Chwilę
potem wszystko przed jej oczami pociemniało i ogarnął ją mrok.
Gdy Silvia odzyskała zmysły, stwierdziła, że leży na łóżku,
w tym samym pomieszczeniu, co poprzednio. Właściwie wszystko było takie samo,
poza tym, że miała na sobie strój pokojówki, ten sam, który wcześniej założyła.
No, prawie, bo tym razem miała także białe pończochy i czepek na głowie.
Podniosła się z łóżka, czując, jakby się obudziła ze złego snu… i znalazła w
jeszcze gorszym. Błyskawicznie podbiegła do drzwi, wyszła na korytarz i
skierowała się w kierunku tarasu. Wybiegła, lecz tam było już zupełnie psuto.
Ani śladu krwi na ziemi. Zobaczyła jednak błyszczące kawałki stłuczonego szkła.
Czy to był sen, czy jawa? Sama już nie wiedziała. Wróciła na korytarz i
skierowała się ku drzwiom z jego drugiej strony. Otworzyła je (losowanie – 7
trefl).
Mapa 3:
Obszerny hall dawał pojęcie o
wielkości domu, w jakim się znajdowała. Silvia czuła się nawet trochę tym
przytłoczona. Przyzwyczajona do mieszkania w skromnych warunkach, była
zaskoczona faktem, że coś takiego mogło należeć do jednej lub kilku osób.
Jednak jej myśli przerwał odgłos kroków. Spojrzała w kierunku schodów
prowadzących na górę, znajdujących się dokładnie naprzeciwko niej. Schodził po
nich mężczyzna… ten sam, którego spotkała na tarasie. Odruchowo cofnęła się,
czując, że kręci się jej w głowie. Przecież go zabiła. A może nie? Może to
tylko było złudzenie. Mężczyzna nie wydawał się przejmować jej obecnością.
- Trzeba zamieść taras – powiedział, ledwie zaszczycając ją
spojrzeniem niebieskich oczu – Jak skończysz, idź do kuchni i zrób obiad.
Silvia była na równi zaskoczona jego reakcją, co zła. Coś
się w niej gotowało. Czy to jakaś chora gra? Głupia zabawa? Nabrała powietrza i
ruszyła w jego stronę, stając przed nim w połowie schodów.
- Słuchaj no, nie wiem, w co ty sobie pogrywasz, ale mnie to
nie bawi!
- Spuść z tonu, panno – powiedział spokojnym głosem, w
którym jednak aż nazbyt wyczuwalna była nuta groźby.
- Bo co? – Silvia złapała go za koszulę. Czuła delikatny,
ale przyjemny zapach jego wody po goleniu – Kim ci się wydaje, że jesteś?
- Puść mnie – sam ton jego głosu wystarczył, by puściła go,
jakby pchnięta niewidzialną siłą – A teraz miotła i na taras. Jest tam rozbite
szkło. Posprzątaj.
Minął ją i ruszył w dół. Silvia stała jak sparaliżowana,
gotowa wykonać natychmiast wydane jej polecenie. W jej głowie toczyła się walka
między dwiema siłami. Coś kazało jej uczynić to, co powiedział ten mężczyzna,
ale równie mocna część jej umysłu wzbraniała się przed tym. W końcu nie
wytrzymała, krzycząc szarpnęła się gwałtownie, tracąc przy tym równowagę.
Poleciała w dół, wpadając na mężczyznę, który pchnięty impetem zleciał ze
schodów. Kiedy upadała usłyszała wyjątkowo nieprzyjemny odgłos, przypominający
jakby trzask suchej, pękającej gałęzi. Odwróciła się i zobaczyła tego
człowieka. Leżał na ziemi obok niej z głową przekręconą pod mocno nienaturalnym
kątem. Próbowała się podnieść, ale coś sprawiało, że nie mogła. Krzyknęła,
czując jak oczy zachodzą jej dziwną mgłą, a w ciele traci czucie. Po chwili
wszystko wokół pociemniało i zlało się w jedno...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz