
Dawno, dawno temu różne rasy żyły na świecie w zgodzie i
harmonii… podobno, tak przynajmniej twierdzą ci, którzy coś tam o przeszłości
słyszeli. Problem w tym, że takie pojmowanie rzeczywistości to właśnie
przeszłość. Obecnie poszczególne rasy nie darzą się delikatnie rzecz ujmując
sympatią. Na czoło wyszli ludzie, którzy mają ochotę zepchnąć resztę w diabły.
W takich to czasach przyszło żyć dwójce głównych bohaterów „Another Bible”.
Główny bohater jest jedynym ocalałym ze spalonej przez bandytów wioski, który
przemierza się, wałęsając się bez konkretnego celu. Sytuację zmienia spotkanie
z dziewczyną napadniętą przez bandytów. Kapłanka mogłaby mieć kłopoty z
poradzeniem sobie ze stadem drani, ale dla naszego herosa to nie kłopot. W
nagrodę panienka postanawia mu towarzyszyć. Tylko po co? Ano w niedalekim
mieście spotykają czarodziejkę Herę, która
wyjaśnia im, że kroi się coś niedobrego. No nic, świat przecież nie
uratuje się sam.

„Another Bible” to finałowa część cyklu „Megami Tensei
Gaiden”, będącego spin ofem dla popularnej serii jRPG „Shin Megami Tensei”, rozgrywającym się w realiach fantasy.
Różnice są jednak wyraźne. Po pierwsze, to właśnie kwestia świata
(większość zaś gier związanych z cyklem SMT/Persona ma miejsce w Japonii czasów współczesnych lub też mniej
lub bardziej odległej przyszłości). Po drugie, jej fabuła jest raczej prosta i
nieskomplikowana. Po trzecie, to taktyczny RPG, rozgrywany w klasycznym dla
tego rodzaju gier trybie. Stąd też, jeśli ktoś polubił cykl SMT, to „Another
Bible” wcale nie musi go zachwycić.
To dość prosta gra. W zasadzie, na te niemal dwadzieścia
starć, jakie przyjdzie nam obserwować w trakcie rozgrywki, żadne nie powinno
sprawić większego problemu. Do boju możemy wystawić dziesięć postaci, a nasza
armia może liczyć ich ze trzy razy tyle. Wynika to z tego, że poza napotkanymi
postaciami możemy rekrutować potworki, które pojawiają się na polu walki - to takie nawiązane do klasycznego w tym cyklu elementu, jakim zawsze było rekrutowanie demonów.
Nowością jest natomiast fakt, że mamy tu także (w późniejszym momencie gry) możliwość łączenia ich z
naszymi bohaterami. Dość prosty jest tu system rozwoju – co poziom otrzymujemy dwa
punkty, które możemy rozdzielić między pięć statystyk – siłę, wytrzymałość,
magię, szybkość i szczęście. Żadna ze statystyk nie może przekroczyć liczby 30.
Co więcej, możemy kupić przedmioty, które co turę będą dodawały noszącej je
postaci pewną ilość punktów doświadczenia. Sprawia to, że rozwój postaci jest szybszy niż w innych grach z serii. Wszystko nabija się automatycznie, w trakcie rozgrywki, więc
nie trzeba tu tracić czasu na levelowanie - to znowu coś, co dla fanów cyklu, przyzwyczajonych niekiedy do długiego levelowania, może być nowością..
Wady? Cóż, to gra z 1995, w dodatku na GB. Czarno biała,
bardzo prosta grafika, choć jak na możliwości tej konsoli – niezła, to jednak
daleka od standardów, które większość graczy gotowa jest akceptować jako
minimalne. Do tego piski i buczenie – sama wyłączyłam dźwięk niemal z marszu,
fundując „Another Bible” ścieżkę dźwiękową z rozmaitych płyt black metalowych
i ambientowych. Sprawdziło
się całkiem nieźle.
Śmieszy zdecydowanie łatwość, z jaką kolejni bohaterowie i
bohaterki dołączają do naszej drużyny – jedno, dwa słowa i już są w teamie.
Niektóre plansze są, trzeba to przyznać, za długie i nudne. Wreszcie, prostota. Nawet zupełnie zieloni
gracze nie będą mieli problemu z ukończeniem tej gry.
Dziś „Another Bible” to w
zasadzie ciekawostka dla fanów serii Shin Megami Tensei.
Historycznie nawet ważna - to w końcu pierwsza gra w tym cyklu, która wykorzystała mechanikę tRPG. Wiele lat później do niej wrócono w znakomitym cyklu Shin Megami Tensei: Devil Survivor. Ale to już zupełnie inna historia...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz