Etykiety

niedziela, 5 grudnia 2021

Legend of Kyrandia 2: Hand of Fate - recenzja


Skłamałabym, gdybym napisała, że pierwsza część "Legend of Kyrandia" zrobiła na mnie jakieś wielkie wrażenie. Ot, przyzwoita przygodówka, bez wpadek, ale też bez niczego, co by jej gwarantowało osiągnięcie poziomu znanego choćby z gier Sierry. Niemniej, doczekała się kontynuacji, toteż postanowiłam sprawdzić, co i jak się zmieniło.

Kyrandia zaczęła znikać. Kawałek po kawałku, kamienie, drzewa, domy, fragment lądu - coś sprawia, że wszystko to przestaje istnieć. Zebrani wspólnie magowie szukając wyjaśnienia, doszli do wniosku, że problem musi leżeć w kołach czasu - skomplikowanej maszynerii, która określa to, co dzieje się na świecie. Czasu jest niewiele, zatem w podróż zostaje wyprawiona najmłodsza z całego zgromadzenia - znana nam już z poprzedniej części gry Zanthia. Niestety, pomysł, by zrobić to przy pomocy czaru teleportacji, okazuje się zniweczony, bo w międzyczasie ktoś splądrował dom naszej bohaterki, kradnąc wszystko, co ma związek z magią. Zanthia musi zatem dotrzeć do celu o własnych nogach, wykorzystując to co znajdzie i kogo spotka po drodze.

Byłam do tej gry nastawiona względnie pozytywnie, już choćby za sprawą obsadzenia w roli głównej kobiety - co w latach 90 wcale nie było jeszcze takie częste. To akurat się twórcom udało - Zanthia jest dość sympatyczną postacią, podoba mi się także to, że w zależności od lokacji zmienia stój na taki, który bardziej pasuje. Niby detal, ale ile znacie przygodówek, gdzie bohaterowie to robią? Doceniam także fakt, że gra została obdarzona sporą dawką humoru, przez co zachowała lekki klimat, charakterystyczny także dla poprzedniczki.

Niestety, tu lista zalet powoli się kończy. Najsłabiej wypada chyba fabuła - tak naprawdę przez cały czas rozgrywki nie posuwa się ona ani trochę naprzód, nie wiemy, kto stoi za całym problemem, o co chodzi itd. Właściwie do samego końca twórcy nie raczyli niczego wyjaśnić, ani nawet sprawić, czy fabuła popychała jakoś gracza do dalszych działań. Wszystko opiera się na rozwiązywaniu kolejnych problemów. Ten potrafią być zabawne i dać nawet trochę frajdy, ale niestety, czuć tu wyraźnie brak jakiegoś "kleju", który trzymałby to wszystko razem.

Zdecydowaną wadą "Legend of Kyrandia 2: Hand of Fate" jest moim zdaniem także brak związku z poprzednią częścią. Nie licząc Zanthii, nie pojawia się tu nikt z jedynki, historia nie ma z nią większego związku, w efekcie jest to coś zupełnie odrębnego. W moim odczuciu wypada to na niekorzyść gry, będącej, bądź co bądź, bezpośrednią kontynuacją tamtej. Zresztą, generalnie, obsada gry nie jest także jej mocną stroną. Z racji tego, że bohatera podróżuje przez różne miejsca, 90% postaci ma charakter epizodyczny. Wyłącznie Marco, fajtłapowaty mag, który chciałby zostać w oczach Zanthii bohaterem, podąża wytrwale jej śladami.

Pod kątem rozgrywki nie nastąpiły daleko idące zmiany, choć przyznam, że ta część potrafi być trudniejsza i wredniejsza. Nie ma tu co prawda tak złożonych zagadek jak chodzenie po jaskini z fireberry, jak w jedynce, jednakże wprowadzono nowy element. Zanthia może ze znalezionych przedmiotów przygotowywać magiczne eliksiry. Problem w tym, że księga zaklęć bardzo ogólnie określa ich składniki (np. "Coś, co śmierdzi zgniłymi jajami", "Coś miękkiego i puchatego"). Co prawda, poszczególne eliksiry można stworzyć z różnych składników, ale jeśli je zmarnujemy to koniec - trzeba wczytywać grę. Na plus można dodać, że gra jest rozgrywana epizodami, zaś w każdym mamy zupełnie nowe przedmioty. Nie ma więc sytuacji, że jeśli nie zabierzemy czegoś na początku gry, to zablokujemy się w jej środku.

Pewnej poprawie uległa grafika - akurat na lepsze, bo stała się czytelniejsza i bardziej efektowna. Podobnie animacje - na ekranie dzieje się więcej, scenki są bardziej udane i rozbudowane. Gra została w całości udźwiękowiona - i od tej strony też nie mam powodów, aby się przyczepić. Warto wspomnieć, że była to także jedna z pierwszych gier, które dostały w pełni profesjonalne polskie wydanie. Niestety, dotyczyło ono wyłącznie tłumaczenia teksów, nie pokuszono się o polski dubbing.

"Legend of Kyrandia 2: Hand of Fate" nieco mnie rozczarowało. Oczekiwałam czegoś lepszego od jedynki, a dostałam coś ledwie równie dobre, co ona, gdzie zalety właściwie równoważyły wady, nie czyniąc tego tytułu wyraźnie bardziej udanym. Największym jednak rozczarowaniem był brak związku pomiędzy obiema grami. W takich bowiem przypadkach wręcz prosi się o tworzenie jakiejś sagi. Tutaj niestety z tego zrezygnowano. Szkoda.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz