Etykiety

niedziela, 26 lutego 2023

Space Quest IV: Roger Wilco and the Time Rippers - recenzja


Nadejście lat 90 Sierra powitała wprowadzeniem nowej jakości do swoich gier. Odeszła w przeszłość epoka ręcznego wpisywania komend i grafik EGA. Mechanika point and click miała zdominował przygodówki, które ponadto musiały wyglądać i brzmieć o wiele lepiej niż te z poprzedniej dekady. W epokę tą serię "Space Quest" wprowadziła część czwarta. Ładniejsza o niebo od pozostałych... i niestety zauważalnie od nich słabsza. Choć tu nie wszyscy się zgadzają.

Historia rozpoczyna się w chwil, w której Roger Wilco spędza czas w kosmicznej knajpie i opowiada o swoich przygodach. Nagle do środka wchodzi dwóch uzbrojonych typów, wyprowadza go i już już ma zostać zabity, kiedy nagle pojawiają się inni uzbrojeni panowie, ratują go, po czym każą natychmiast uciekać... w przyszłość. Okazuje się bowiem, że rodzinna planeta głównego bohatera jest w poważnych tarapatach, którym, jak zwykle, tylko nasz woźny jest w stanie stawić czoła.

"Space Quest IV: Roger Wilco and the Time Rippers" prezentuje chyba najbardziej zwariowaną opowieść w dziejach serii. Po prawdzie, jest to pierwsza bodaj gra w tym cyklu, która faktycznie skupia się na jednej, konkretnej historii, a nie na luźno powiązanych ze sobą przygodach. Jest to jej niewątpliwa zaleta, podobnie jak wprowadzenie kilku innych bohaterów. Oczywiście, "Space Quest" nigdy nie było serią nastawioną tak na fabułę jak "King's Quest", ale pod tym względem ta część wypada nieźle. Tradycyjnie sporo tu humoru, żartów z innych gier Sierry, jak i z samego "Space Quest".

Gorzej jest niestety z samą rozgrywką. Co prawda mamy tu nareszcie mechanikę "point and click", więc gra się wygodniej niż przy ręcznym wpisywaniu komend. Szkoda jednak, że "Space Quest IV" jest częścią, która najbardziej próbowała odejść od klasycznego systemu "weź przedmiot i użyj go". Oczywiście, to wszystko tu jest, ale w mniejszym nieco stopniu. Podstawą gry stały się niestety kody i symbole, które trzeba zapamiętywać i notować sobie, bo używa się ich przez całą grę.

Mocniej niż w poprzednich grach zaakcentowano elementy zręcznościowe, mamy tu więc mini gierki, w tym powrót "Astro Chickena" z trójki, ten jest tu na szczęście nieobowiązkowy. Mamy trochę ganiania, skradania, są oczywiście i czasówki. Nie przeszkadzałoby mi to, bo lubię takie dodatki. Problem w tym, że "Space Quest IV" nie różni się specjalnie długością od poprzednich gier. I tu pojawia się kolejny problem - przy bardzo ładnym wykonaniu po prostu prosiłoby się, aby ta gra była dłuższa i ciekawsza. Niestety, tak nie jest.

Braki te maskuje poniekąd bardzo dobra techniczna strona gry. "Space Quest IV" został wydany z użyciem grafiki VGA, co robiło duże wrażenie. Była to także jedna z pierwszych na świecie gier, gdzie zastosowano technikę motion capture do animacji. Do tego doszła świetna oprawa dźwiękowa oraz narrator, opisujący nasze akcje. Po tym względem "Space Quest IV" był bardzo dużym krokiem naprzód i wprowadzał, wspólnie z "King's Quest V" oraz "Quest for Glory III" Sierrę w nową epokę.
Gra spotkała się z bardzo dobrym przyjęciem, recenzje były bardzo dobre, a włożony w nią budżet, większy niż kiedykolwiek, zwrócił się z naddatkiem. Gra ukazała się w dwóch wersjach - płytowej i dyskietkowej. Ta druga nie miała nagranych dialogów i nieco gorszą grafikę. Sprzedaż była lepsza niż wszystkich poprzednich gier razem wziętych, co gwarantowało, że seria będzie kontynuowana.

Sama oceniam tę grę niżej - mniejsza ilość zadań z przedmiotami, męczenie się z kodami sprawiały, że nie polubiłam jej tak jak poprzednich. Trochę szkoda, choć uczciwie zaznaczam, że może to być tylko moja opinia - w końcu w swoich czasach zachwyt nad tą częścią był powszechny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz