Kiedy Ashely miała ledwie trzy lata, jej matka została
zamordowana. Ukryta w szafie dziewczynka patrzyła, jak umiera na jej oczach.
Niedługo potem zniknął jej ojciec. Dziecko wychowała ciotka, Jessica,
zastępując oboje rodziców najlepiej jak tylko mogła. Przez cały ten czas dziewczynkę
dręczyły koszmary, w których na nowo przeżywała śmierć matki. I nagle, kiedy
Ashley miała trzynaście lat, otrzymała paczkę, a w niej dziwne urządzenie o
dwóch ekranach i wiadomość, że ojciec chce się z nią spotkać na wyspie Blood Edward.
Nie zwlekając, wyruszyła tam wraz z Jessicą. Jednak na przystani nie czekał na
nie nikt, a po Jessice, która wyruszyła poszukać ojca Ashely, ślad zaginął
niedługo potem. Trzynastolatka, nie mając wyjścia, sama ruszyła, by odnaleźć
swoich bliskich i poznać prawdę o wydarzeniach, zarówno tych z niedalekiej, jak i z bardziej odległej
przeszłości.
„Trace Memory” (wydana także jako „Another Code: Two Memories”) to gra przygodowa, wydana
przez Cing, firmę znaną głównie z dwóch znakomitych historii tego rodzaju,
wydanych nieco później – “Hotel Dusk: Room 215” i „Last Window: The Secret of
Cape West”. Ten tytuł, opublikowany w 2005, był niejako przymiarką do tego rodzaju
gier. Przymiarką bardzo udaną, dodajmy, gdyż wielu uznało, że to pierwsza naprawdę dobra
gra przygodowa, jaka powstała na DS. Historia w niej opowiedziana nie jest może
tak wciągająca jak przygody Kyla Hyde, jednak ma swój klimat. Sięga czasami do
połowy XX wieku, a specyficzny wystrój domu, w którym się rozgrywa, pomaga tu
bardzo. Pewną słabością historii jest niepotrzebne wmieszanie wątków
paranormalnych. Osobiście wolę takie opowieści w wersjach całkowicie
realistycznych. Dają one bowiem większą frajdę, choć jednocześnie wymagają od
twórców większego zaangażowania. Trzeba jednak pamiętać, że na tej grze Cing
uczyło się dopiero.
Mechanika opiera się na klasycznym systemie przygodówek,
czyli poszukiwaniu przedmiotów i używaniu ich, by fabuła toczyła się dalej. Tu
mam jedno zastrzeżenie – aby móc zabrać przedmiot i użyć go, musimy najpierw
stawić czoła problemowi, dopiero potem można wrócić po przedmiot i go zabrać.
Wcześniej będzie on leżał i nie będzie szans, by go ruszyć. W pewnym sensie
upraszcza to grę, która, przynajmniej jeśli chodzi o przedmioty i tak do
specjalnie trudnych nie należy, bo akurat zagadki z nimi związane nawet średnio
doświadczony fan przygodówek rozgryzie bez większego kłopotu. Zwraca jednak
uwagę ich większa ilość niż w opowiastkach o Hydzie. Nie to jednak stanowi
prawdziwe mięcho w tej grze.
Jeśli już gdzieś się można w „Trace Memory” zaciąć, to na
typowo DSowych zagadkach. Twórcy w pełni wykorzystali możliwości, jakie niesie
ze sobą konsola Nintendo. Trzeba tu będzie poruszać przedmioty stylusem,
nakładać na siebie obrazki, dmuchać w mikrofon. Cieszy to, bo o ile są gry, gdzie
takie dodatki wydają się być niczym więcej jak wrzuconymi na siłę bajerkami, to
w przygodówkach sprawdzają się doskonale. Czasami trzeba się nagimnastykować,
na szczęście głównie intelektualnie, bo wątków stricte zręcznościowych tu na
szczęście nie ma. Pod względem frajdy, jaką daje sama rozgrywka, oceniłabym
„Trace Memory” dość wysoko. Podobnie jak w „Hotel Dusk…”, gra podzielona jest
na rozdziały, zaś po zakończeniu każdego zadawane jest nam kilka pytań
związanych z fabułą gry.
Słabością jest z kolei niewielka ilość postaci. Przez całą
grę przewija się ich w sumie sześć, z czego tylko dwie występują przez jej
większość, reszta pełni rolę bohaterów epizodycznych. To znacznie ogranicza
ilość rozmów. W „Hotel Dusk…” to właśnie rozmowy stanowiły przeważającą część
gry, a także istotny element rozgrywki. Tu zaś w roli takiego występują dopiero
pod sam koniec. Reszta dialogów ma charakter wyłącznie opisowo - fabularny. Taka
a nie inna ilość bohaterów sprawia, że nie ma tu także możliwości rozwoju
relacji głównej bohaterki z nimi i różnorodnych zakończeń. Tak naprawdę mamy
możliwość uzyskania jednej, dodatkowej sceny, jeżeli odkryjemy wszystkie
wspomnienia D. Nie ma też właściwie szans na niepomyślne ukończenie gry, takich
jak choćby questy czasowe.
Broni się za to grafika. Wykonana w niezłym 3D,
wykorzystującym jak na swoje czasy całkiem dobrze możliwości DS. Poszczególne lokacje
zostały dopracowane i różnią się od siebie. Niektórych może zaskoczyć brak
wyróżnienia graficznego przedmiotów i miejsc ważnych fabularnie – po prostu
trzeba uważnie obszukiwać półki, szafki i obrazy. Projekty postaci są ciągle
jeszcze w sporym stopniu „japońskie”, realizmu, który dominował w grach o
przygodach Kyla Hyde próżno tu szukać, choć nie powinno to przeszkadzać. Mamy
też tu trochę scenek, wszystkie jednak mają charakter statyczny. Muzyka jest
dobrze zrobiona i wprowadza w odpowiedni nastrój, przy czym część dźwięków (jak
choćby fanfara zwiastująca udane rozwiązanie zagadki) pojawia się także w „Hotel
Dusk…”. Ograniczono za to do minimum rolę efektów dźwiękowych. Nie ma tu także
głosów, wszyscy "mówią" wyłącznie napisami. Mimo tego, od strony technicznej gra
wypada co najmniej dobrze.
To przyzwoita gra przygodowa, która spodoba się szczególnie
graczom nie sięgającym po nie na co dzień. Ci bardziej wyczuleni zapewne
rozczarują się prostotą większości zagadek. Jednak jeśli ktoś jedynie od czasu
do czasu sięga po takie gry, to ów wyśrodkowany poziom trudności uzna zapewne
za zaletę, bo choć gra się w przygodówki po to, by ruszać głową, to jednak nie każdy lubi walić nią o ścianę,
zastanawiając się nad najbardziej abstrakcyjnymi możliwościami. Względnie
krótki czas trwania i mimo wszystko średnia fabuła oraz niewielka ilość postaci
to wyraźne wady „Trace Memory”, nie na tyle duże jednak, by przekreślały jej
grywalność.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz