Etykiety

niedziela, 21 listopada 2021

Shin Megami Tensei 2 - recenzja



W 1994, dwa lata po wydarzeniu, jakim niewątpliwie była w światku konsolowych RPG gra "Shin Megami Tensei", światło dzienne ujrzała druga część serii. Kazuma Kaneko chciał, aby gra była z jednej strony kontynuacją poprzedniczki, ale z drugiej, by była interesującą grą jako osobna produkcja. Jest to dość symptomatyczne - większość popularnych serii konsolowych RPG unika bezpośredniej łączności fabularnej między swoimi częściami.Tu postawiono na pewien kompromis.

Po atomowej zagładzie, jaką przyniósł Japonii Thor w SMT 1, zwycięstwo odnieśli wyznawcy Boga. Zbudowali nowe miasto, zwane Tokyo Millenium, w którym rząd dusz niepodzielnie dzierży kościół mesjasza. Miasto zostało podzielone na sektory, w których ludzie żyją w zależności od własnego znaczenia, bogactwa i pobożności. Jedną z popularniejszych atrakcji są walki gladiatorów. Wśród nich jest bohater gry - Hawk. Zdobywa on mistrzostwo, a przy tej okazji dowiaduje się, że jest kimś innym, osobą przeznaczoną do odegrania wielkiej roli, która zadecyduje o przyszłości Tokyo Millenium - Mesjaszem. Początkowo wiernie służy kościołowi, by jednak z czasem odkryć, że nie wszystko jest takie oczywiste. Od niego zależeć będzie, czy ludzkość schyli głowy przed Bogiem, czy odda tron Lucyferowi, a może sama postanowi kierować swoim losem?

Podstawowym hasłem, jakim można by opisać drugą część serii "Shin Megami Tensei", byłoby "więcej i lepiej". Ta gra nie przynosi rewolucji - jest pod wieloma względami ulepszoną wersją jedynki, z nową fabułą. Ale trzeba też przyznać, ze właściwie w każdym wypadku gra zyskała na jakości. To znowu pewne odejście od tego, co zwykle robią japońcy twórcy gier RPG, starając się, by w każdej kolejnej części cyklu dodawać sporo nowych rzeszy, mieszać w mechanice itd. Tu twórcy wyszli chyba z założenia, że skoro tamta gra się udała, to nie ma co na siłę zmieniać tego, co dobre. I mogę się tu z nimi w pełni zgodzić.

Po pierwsze, zyskała na jakości fabuła - jest ona ciekawsza od poprzedniczki, gęstsza i bardziej zaskakująca.  Pokazanie tutaj Boga, Lucyfera i innych może być dla niektórych mocno bluźniercze. Zresztą, była to jedna z przyczyn, dla których SMT nigdy nie zdobyło na zachodzie takiej popularności jak Final Fantasy, Dragon Quest czy Breath of Fire - dopiero złagodzona odsłona tej serii, Persona, taką zyskała. Decyzje, jakie gracz podejmuje przez cała rozgrywkę, wpływają na to, co się wydarzy i po której stronie konfliktu staniemy. Nie ma tu prostego wyboru między dobrem i złem, sytuacja jest o wiele bardziej złożona. Połączenie w grze mitologii chrześcijańskiej, judaistycznej oraz japońskiej dało naprawdę dobry efekt, choć niektórzy komentowali, że wyłącznie japońskie bóstwa zostały tu pokazane pozytywnie.

Tym, co mnie osobiście bardzo ucieszyło, było zmniejszenie natężenia walka losowych. W SMT 1 mieliśmy do czynienia chyba z najczęściej pojawiającymi się walkami losowymi w grach RPG. Tutaj jest ich mniej - właściwie na poziomie typowego RPG, choć uzależniono to od pory dnia. Generalnie, poziom trudności jakby się nieco zmniejszył. Oczywiście, nie żeby ta gra stała się nagle prosta - ta seria nieprzypadkowo ma opinię jednej z najtrudniejszych produkcji tego typu. W tej części przeniesiono po prostu ciężar. Tutaj gracz musi większy nacisk położyć na tworzenie demonów i budowanie swojej strategii w oparciu o ich umiejętności.

Co bym oceniła na minus, to fakt, że nie zwiększyła się jakoś szczególnie liczba bohaterów. Co prawda, ci, którzy się pojawiają, zostali ciekawiej nakreśleni i mocniej osadzeni w fabule. Dotyczy to nie tylko zresztą ludzi, bo nawet byty nadprzyrodzone stały się tu istotne fabularnie. Ciekawiej też wypada świat - w trakcie podróży dowiadujemy się o nim więcej. Co istotne, jest on dość ograniczony obszarowo. Nie jest to taka wielka powierzchnia jak choćby w Final Fantasy czy Dragon Questach. Tutaj większy nacisk, tak jak zresztą w SMT 1, kładzie się na eksplorację lokacji. Doceniam także to, że gra w większym stopniu sugeruje nam to, co mamy robić. Brak takich informacji potrafił komplikować życie w pierwszej części. Tutaj są nawet gabinety wróżbiarskie, które udzielają nam podpowiedzi, jeśli się zgubimy i nie wiemy, gdzie iść.

Aby nie było tak zupełnie łatwo, gra stała się wyraźnie większa od poprzedniczki. Co prawda nie ma tu jednej takiej lokacji - olbrzyma, jak katedra w SMT 1, ale za to jest po prostu o wiele więcej do przejścia. Jest to jednak ze sobą lepiej połączone, przez co mniej jest momentów, w których po prostu będziemy błądzić bez celu. Ograniczenie powierzchni świata, dostępność teleportów, które pozwalają nam łatwo przemieszczać się między obszarami - to przyspiesza tę długą w sumie grę. Zmianom nie uległ system związany z demonami - choć może mi się tylko wydaje, że teraz jest łatwiej je łapać. Daje on bardzo dużo frajdy i czyni tę serię unikatową wśród innych konsolowych RPGów.

Drobnym zaledwie poprawkom uległa grafika - trochę szkoda, bo tu można było zrobić więcej, zwłaszcza w temacie lokacji, które są nader monotonne, a jednak w nich spędzamy większość czasu. Nieco ładniejsze są chyba projekty demonów. Trzeba pamiętać, że to jednak gra z 1994, w tamtych czasach gry na SNES nie prezentowały jeszcze super jakości. Muzyka jest dość specyficzna - mianowicie wypada dość ponuro i mrocznie, dość dobrze oddając nastrój świata, ale niestety wpada miejscami mocno w monotonię.

Gra nie ukazała się oficjalnie po angielsku, wyszły natomiast dwa fanowskie tłumaczenia, jedno grupy Aeon Genesis, odpowiedzialnej za większość tłumaczeń wczesnych gier z tej serii oraz drugie, grupy Naga, poprawione nieco względem poprzedniego. Oba dotyczą wersji na konsolę SNES. "Shin Megami Tensei 2" otrzymało bowiem dwa remaki - jeden na konsolę PSX, drugi na GBA, niestety, żaden z nich nie jest dostępny po angielsku.

To kawał fantastycznej gry - być może jest to jedna z najlepszych gier RPG, jakie powstały na konsole w latach 90, choć z racji swojej specyfiki, a także ograniczonej dostępności, nie zdobyła tej popularności, na jaką zasłużyła. Niemniej, udanie kontynuowała serię, która wciąż żyje i ma się dobrze, a której podstawy ukształtowały się właśnie wtedy. Dlatego polecam ją tym, którzy szukają nietypowych konsolowych gier RPG, uciekających od schematów, jakie w tym gatunku ukształtowały się i do dziś nierzadko trzymają się mocno.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz