Etykiety

sobota, 21 września 2024

Persona 2: Innocent Sin - recenzja



Gry RPG kojarzą się ze światami fantasy lub science fiction, opcjonalnie innymi światami lub realami postapokaliptycznymi. Czy więc zwykłe codzienne życie współczesnych licealistów może być tematem na taką grę? Brzmi to karkołomnie, ale seria "Persona", będąca spin offem cyklu "Megami Tensei" pokazała jak się to robi. A zrobiła to tak dobrze, że jej druga część, wydana w 1999, długo była niedostępna dla zachodnich graczy legalnymi drogami? Dlaczego? O tym poniżej.


To byłby zapewne kolejny, zwykły dzień w życiu Tatsui Suo, ucznia ostatniej klasy liceum Seven Sisters, miłośnika motorów i raczej spokojnego chłopaka. Nawet zagadkowa rozmowa z Mayą Okamurą, zwaną „Profesor Ideal”, nie zapowiadała niczego niezwykłego. Tatsuya zdążył już nawet przywyknąć do tego, że wielu uczniów szkoły nosi na twarzach opatrunki – ostatnio w dziwny sposób pojawiają się na ich ciałach blizny, oszpecające ich oblicza. Gorzej, że dotarła do niego wiadomość, iż lider gangu z konkurencyjnej szkoły, liceum Kasugayama, porwał jedną z uczennic Seven Sisters. Wspólnie z Lisą Silverman, koleżanką z klasy, mającą cudzoziemskie korzenie i skłonność do bijatyk, Tetsuya wyrusza na ratunek. Na miejscu okazuje się, że porwana wcale nie potrzebowała ratunku, a ten szef gangu, Ekichi Mishina, to równiacha, nawet jeżeli ma na swój temat dość wygórowane zdanie. Na dodatek, zarówno on, jak i Lisa i Tatsuya potrafią przyzywać Persony, tajemnicze duchy wspomagające ich w walce. Czy to zbieg okoliczności? Ale to nie koniec bo zaraz potem pojawia się tajemniczy Joker, który zapowiada bohaterom, że ich zabije z zemsty za zło, jakie mu wyrządzili, a w zapowiedzi zamienia w cienie kolegów Ekichiego. Cienie, które szybko znikają i o których wkrótce wszyscy zapomną.

Ani Tatsuya, ani Lisa ani Ekichi nie pamiętają jednak niczego, o co ten dziwny facet mógłby mieć do nich pretensje. Rozwścieczony tym dodatkowo Joker zapowiada, że nie zabije ich na razie, ale zmusi, żeby przypomnieli sobie swoje winy. Ale co takiego mogła zrobić trójka nie znających siebie jeszcze dzień wcześniej nastolatków? Nad liceum Seven Sisters a także nad Sumaru city zbierają się ciemne chmury. Do Tatsui, Lisy i Ekichiego dołączają dziennikarka Maya i fotoreporterka Yukkino, które robią reportaż o Jokerze. Nad ich życiem wisi ciągłe niebezpieczeństwo, zatem muszą nauczyć cię walczyć, zdobyć broń oraz dowiedzieć się, kim jest Joker i za co ma do nich żal. A to dopiero wprowadzenie do niezwykle skomplikowanej historii, która swój początek ma w tragicznych wydarzeniach sprzed lat. Swoje do powiedzenia mają tu też siły pradawnego zła, rodem z mitów Cthulu. A także pewien człowiek, który ma swoje, wyjątkowo czarne, miejsce w historii świata. Kluczem do zagadki będzie zaś prawda kryjąca się w plotkach, których sieć gęsto oplata miasto.

„Persona 2: Innocent Sin”  to jedno z najniezwyklejszych jRPG, w jakie grałam. Już początek wciąga niesamowicie i przez kolejne kilkadziesiąt godzin nie sposób się oderwać od genialnej historii, jaką opowiedziano w tej grze. Porusza ona kilka ważnych dla każdego człowieka tematów. Każde z bohaterów ma jakiś kłopot, kompleks, który stara się ukryć przed innymi. Postacie mają też swoje marzenia, które stają się dla nich przekleństwami. Sumaru to miasto przeklęte, w którym plotki, marzenia, sny i obsesje stają się rzeczywistością. Po ulicach i budynkach krążą postacie z miejskich legend, takie jak przeklęty taksówkarz czy dziewczynki rodem z filmów w rodzaju „The Ring” albo „Dark Water”. Żaden z bohaterów nie jest wojownikiem. Lisa zna sztuki walki, ale ani Ekichi ani Tatsuya nigdy nie musieli walczyć z potworami. Jedynie Maya i Yukino, bohaterki pierwszej części gry, wiedzą coś na temat tego, co się dzieje. Ale one też nie orientują się w planach i celach tajemniczego Jokera. To on ustalił zasady gry, zmuszając bohaterów do przypomnienia sobie tego, co wydarzyło się wiele lat temu, kiedy jeszcze byli dziećmi. Czy naprawdę są niewinni czy może są grzesznikami?

Mi od razu „Persona 2: Innocent Sin” skojarzyła się z Final Fantasy VIII. Tatsuya przypomina trochę Squalla a Lisa – Zella. Maya ma w sobie coś z Quistis. Tylko Ekichi i Yukino nie są podobni jest do nikogo. Tak samo jak tam, tutaj bohaterowie nie pamiętają swojego dzieciństwa, nie bardzo wiedzą, co się wówczas działo, a przypomnienie sobie tego całkowicie odwraca układ w świecie gry. Tak samo jak w „ósemce”, długo nie wiadomo, kto rzeczywiście jest głównym wrogiem ani jaki jest cel działań postaci. Obie gry mają bardzo podobne menu i realistyczny wygląd bohaterów. Obie rozgrywają w światach nietypowych dla jRPG. W obydwu występują też przyzywane istoty (w FF VIII – Guardian Force, w Persona 2 – Persony), które mają swój wpływ na przebieg fabuły. W obu grach rozwój postaci mocno zależy od posiadanych GFów/Person. W jednej i drugiej występują karty. Obie mają doskonałą muzykę i znakomite sekwencje FMV. No i obie wciągają gracza jak bagno.

Ale dlaczego Persona 2 jest lepsza? Bohaterowie są mniej jednoznaczni od tych z FF VIII. Ekichi od samego początku jest postacią dwuznaczną a na temat innych dowiadujemy się więcej w trakcie gry. W grze jest cała armia Person, które możemy przyzywać, ale ich zdobycie jest dużo trudniejsze od Gfów z „ósemki”. Żeby zdobyć Personę, musimy najpierw ją spotkać w czasie walki, porozmawiać z nią, przekonać do siebie. Potem trzeba zdobyć odpowiednio dużą ilość określonych kart Tarota (które dostajemy od wrogów, jeśli ich przekonamy w rozmowie) i być na odpowiednio wysokim poziomie doświadczenia. Dopiero wtedy można iść do specjalnego budynku w pasażach handlowych, gdzie czwórka dziwacznych artystów stworzy graczowi kartę Persony. Na dodatek możemy w pewien sposób określić jej zdolności i statystyki wedle naszego widzimisie. Persony leveleują w bardzo ograniczonym stopniu, poprzez nabywanie ośmiu nowych rang i uczenie się pięciu nowych czarów. Aby levelowały, musimy używać ich w walce. Żeby jednak zdobyć mocniejsze Persony, trzeba się namęczyć. Jeśli jednak ktoś nie chce, wprowadzono tu ułatwienie. Każdy z bohaterów ma na początku jedną Personą, związaną z nimi fabularnie. Te pięć Person rozwija się w trakcie gry i uprgaduje w swojej silniejsze wersje podczas wydarzeń fabularnych. Pewnie nawet da się przejść grę używając tylko i wyłącznie ich.

Choć Persony są tutaj bardzo ważne, nie mają tych kilkuminutowych animacji walki, jakie były w FF VIII. To ważne, bo podczas walk z bossami, gdzie co turę używamy często tylko i wyłącznie Person, zajęłoby to bardzo dużo czasu. Walk, także tych losowych jest tu dużo, ale trzeba pamiętać, że podczas random encounter często nie chodzi o to, żeby po prostu zabić wroga, ale żeby go zagadać i przekonać, aby dołączył do nas, dał nam karty albo jakąś plotkę. System zdobywania nowych broni opiera się tu na plotkach. Pisałam, że w Sumaru City plotki stają się rzeczywistością. Są też wyspecjalizowani ludzie, plotkarze, których hobby jest kolekcjonowanie i rozpowszechnianie plotek. Żeby zdobywać nową broń, trzeba umieć posługiwać się plotkami. Tak samo, aby zdobyć dostęp do opcjonalnych bossów oraz ostatecznych broni. Dzięki temu „Persona 2: Innocent Sin” jest grą jeszcze ciekawszą.

Poziom trudności jest dosyć wyrównany. Chociaż seria „Persona” związana jest z serią „Shin Megami Tensei”, która nieprzypadkowo ma opinię jednego z największych hardkorów w dziejach jRPG, to w „Persona 2: Innocent Sin” nie trzeba spodziewać się masakrycznie trudnych przeciwników i długich lochów. Ostatnich bossów można przejść mając ok. 65 poziomu doświadczenia. Nie ma w tej grze wrogów, na których można by utknąć na dłużej. W pewnym momencie jednak zaczyna brakować forsy. Kupowanie wszystkim najlepszych broni i ciuchów sprawia, że zacznie nam na nie brakować pieniędzy dość szybko. Na początku natomiast trzeba jeszcze kupować często przedmioty lecznicze. Z wrogami często trzeba też negocjować zamiast walczyć. 

Muzyka w tej grze jest cudowna. Mi szczególnie spodobały się podniosłe partie chóralne, które słyszymy podczas walk z bossami. Gra jest udźwiękowiona, postaci od czasu do czasu mówią coś własnymi głosami, podobnie ich przeciwnicy. Tak samo wykrzykiwane są komendy podczas używania Person, jęki podczas zadawania ciosów i otrzymywania obrażeń. W grze na PSX to wcale nie była norma. Projekt postaci to coś pomiędzy komiksem japońskim a realizmem. Nie ma tu typowych wielkich oczu i cycków, długich nóg, projekty postaci są podobne do tych znanych w Final Fantasy VIII. Tylko w animacjach widzimy bardziej podobne do anime twarze bohaterów. Ciekawie i oryginalnie wyglądają przeciwnicy. Kogoś może śmieszyć wygląd bossów opcjonalnych, ale jeśli poczyta o japońskich legendach ulicznych, to zrozumie, dlaczego właśnie tak wyglądają. Lepiej mogłyby wyglądać animacje ataków Person, ale przynajmniej są krótkie i szybkie. Doskonale wyglądają sekwencje FMV, nawet jeśli nie ma ich tak wiele jak we wspominanym tu kilka razy.

„Persona 2: Innocent Sin” kontynuuje historię rozpoczętą w "Persona 1", ale też nie zamyka opowieści. Jej ciąg dalszy znajduje się w grze „Persona 2: Eternal Punishment”. Troche jest to kontynuacja a trochę alternatywna wersja wydarzeń, gdzie główną bohaterką jest tym razem Maya. W obu grach mamy tzw „cichych protagonistów”. To znaczy, że bohater główny (w „Innocent Sin” jest nim Tatsuya) nie mówi prawie nic, a kiedy podczas rozmowy ma podjąć jakąś decyzję, zwykle ma dwie możliwości i to gracz wybiera, co powie. Podoba mi się to rozwiązanie, ale ma jedną wadę. Maya, która w „Innocent Sin” bardzo dużo gada, w „Eternal Punishment” zmienia się nagle w milczka, a Tatsuya w kontynuacji ubiera się jak dresiarz. Pojawiają się tam też zupełnie nowi bohaterowie, tacy jak brat Tatsui, pracujący w policji detektyw czy Ulala, dziewczyna, która mieszka z Mayą w jednym mieszkaniu.

Recenzje gry były bardzo dobre, chwalono oryginalne podejście do tematu, niebanalne pomysły na postacie i fabułę oraz to, jak całą historia obraca się wokół licznej przecież obsady. Dużo dobrych słów otrzymała mechanika gry, bogata, ale prosta i intuicyjna w obsłudze. System plotek wskazywano jako coś zupełnie niespotykanego w innych grach.

To, że na zachodzie można było zagrać w „Persona 2: Innocent Sin” zawdzięczamy grupie translatorskiej Devil Hackers. Poza Japonią nikt nie miał odwagi wydać gry, w której uczniowie zabijają nauczycieli, dwaj mężczyźni stają się kochankami a jedną z ważnych postaci jest Adolf Hitler. Chyba dobrze, że tak się stało. Pierwsza „Persona” w wydaniu angielskim została ocenzurowana, zmieniono też projekty postaci a dialogi uproszczono, żeby zrozumiał je przeciętny Amerykanin. Wydano natomiast po angielsku oficjalnie „Persona 2: Eternal Punishment”, gdzie również wprowadzono angielski dubbing. Fanowskie tłumaczenie „Persona 2: Innocent Sin” docenił nawet Atlus, uznając je podczas jednego z konwentów za prawie że oficjalne. Dopiero po kilku ładnych latach gra doczekała się natomiast remaku na PSP, który ma normalne, angielskie tłumaczenie.
Uważam, że „Persona 2: Innocent Sin” to obok „Vagrant Story” albo „Final Fantasy VII-IX” najlepsza gra jRPG na Playstation, w jakie miałam okazję zagrać. Nie ma ona właściwie żadnych wad ale tylko same zalety (albo ja nie widziałam tam po prostu wad). Zagrać w nią powinien każdy, kto chciałby zobaczyć inne oblicze jRPG, w którym nie walczy się ze smokami i nie ratuje księżniczek porwanych przez złych czarodziejów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz