Etykiety

niedziela, 28 sierpnia 2022

Ys 3: Wanderers from Ys - recenzja

 Sukces dwóch pierwszych części serii Ys w oczywisty sposób zapowiadał, że na nich seria się nie skończy. Jednakże, tworząc trzecią część, jej twórcy otwierali nowy epizod. Historia opowiedziana w tamtych grach została ostatecznie zakończona i trzeba było rozpocząć coś nowego. Charakterystyczne, że większość japońskich serii unikała prostej kontynuacji - gry miały kolejne numery, ale opowiadały zupełnie nowe historie z nowymi postaciami, gdzieś tam najwyżej luźno odnosząc się do poprzedniczek. Starano się bardziej zachować podobną mechanikę.

Twórcy wydanego w 1989 Ys III zdecydowali się pójść w innym kierunku. Gra rozpoczyna się trzy lata po wydarzeniach z Ys II. Adol kontynuuje swoją podróż po świecie, towarzyszy mu zaś Dogi, jego przyjaciel. Podczas wizyty w pewnym mieście zatrzymują się u wróżki. Wróżba wywołuje niepokój u Dogiego, który nalega, aby natychmiast udali się do Redmont, jego rodzinnego miasta. Niepokój okazuje sie uzasadniony - tuz po przybyciu ratują Ellenę, przyjaciółkę Dogiego, przed potworem, a wkrótce potem dowiadują się, że miasto jego zagrożone przez ludzi z niedalekiego zamku, którego władca z jakiegoś powodu postanowił ich zniszczyć. Adol, jak przystało na bohatera, postanawia pomóc.
W Ys III nie podróżujemy w takim stopniu jak w poprzedniczkach. Nasza bazą jest Redmont, zaś z niego wyruszamy do kolejnych lokacji, położnych bliżej lub dalej miasta. Nie podróżujemy też po świecie. Po wyjściu z miasta wybieramy na mapie cel naszej podróży i tam się przenosimy. Przyspiesza to oczywiście rozgrywkę, ale jednocześnie trochę ją utrudnia, bo nie mamy takich "lekkich" lokacji do expienia - musimy walczyć z wrogami w odwiedzanych przez nas miejscach, a na początku praktycznie zawsze nawet pojedynczy przeciwnik może stanowić problem.

Największą jednak zmianą w Ys III była zmiana widoku. W poprzednich dwóch częściach obserwowaliśmy wydarzenia z góry. Ta część natomiast przeniosła widok na bok, zupełnie jak klasyczne gry platformowe. Zmieniło to sporo. O ile wcześniej można było względnie łatwo unikać wrogów poprzez omijanie ich, tu co najwyżej można było nad nimi przeskakiwać, a wąskie niekiedy korytarze czyniły to trudniejszym. W rezultacie poziom trudności YS III wzrósł względem swoich poprzedniczek. Taka perspektywa zmieniła zupełnie strategię walk z bossami - niektórzy są nawet nieruchomi, a cała sztuka polega na umiejętnym podchodzeniu i odskakiwaniu. Usunięto też opcję automatycznego ataku.
Zmianie nie uległa natomiast mechanika gry. Uzbrojenie, dodatkowe przedmioty, ekwipunek - wszystko jest identyczne jak poprzednio, choć nie ma już magii ofensywnej - może zresztą i dobrze, bo jej użycie miejscami zamieniało Ys w strzelankę, a to nie do końca pasowało do klimatu tej gry. Liczna poziomów jest dość niska - Adol w trakcie rozgrywki może osiągnąć maksymalnie szesnasty poziom - choć z mojego własnego doświadczenia wynika, że zdobywa go tuż przed ostatnią lokacją. Gra narzuca miejscami konieczność expienia. Choć wiele poziomów da się przejść bardziej bazując na zręczności. Są wręcz takie, gdzie trudno się oprzeć wrażeniu, iż twórcy sugerują, że zamiast walki lepiej skakać.

Pierwsze części Ys były chwalone i doceniane za nacisk, jaki kładły na fabułę. Przyznam, że początkowo Ys III wydawał mi się pod tym względem dość konwencjonalny i mnie oryginalny od poprzedników. Jednak w miarę upływu czasu fabuła nabrała pewnych rumieńców, zaś zakończenie w pewnym sensie może nawet zaskoczyć. Nie ma co oczekiwać historii o stopniu żłożności znanym z gier RPG z lat 90, ale jak na swoje czasy, Ys III prezentował się tutaj całkiem nieźle. Grafika wypadała przyzwoicie, a muzyka prezentowała całkiem wysoki poziom, co było także jedną z cech serii Ys.

Gdybym miała wskazać wady tej gry, to na pierwszym miejscu byłaby to pewna monotonia. Nie postarano się tu o odpowiednie zróżnicowanie lokacji, nie ma w nich żadnych zagadek ani kwestii, które by wymagały od gracza ruszenia głową - bodaj w ostatniej tylko mamy coś w tym stylu, reszta jest liniowa, prosta i oczywista. Bossowie nie należą do szczególnie wymagających. Łapałam się na tym, że miałam większe problemy, aby dojść do jakiegoś bossa niż aby go pokonać. 

Gra została dobrze przyjęta, czego dowodem były liczne porty na inne platformy. Co ciekawe, w odróżnieniu od wielu popularnych gier, Ys III ukazał się początkowo na komputery, a dopiero potem trafił na konsole, w tym na bardzo popularnego SNESa - i ta wersja trafiła zresztą na zachód. Wiele lat później ukazał się jego remake pt. "Ys: Oath at Felagana", wydany na PC. Miał nową grafikę i bardzo pogłębioną fabułę. Interesujące może być też to, że powstał i port na konsolę poprzedniej generacji, czyli NESa - ze słabszą grafiką, oczywiści.
Choć był grą niezłą, to Ys III pozostał swego rodzaju eksperymentem. W kolejnych grach powrócono już bowiem do klasycznego widoku z góry, zmieniając jedynie czasem kąt widzenia, ale generalnie uznano, że widok a'la Castlevania czy Metroid niespecjalnie pasuje do Ys. Z tego też powodu ta gra pozostaje ciekawostką, w którą warto zagrać, ale głownie, jeśli kogoś interesuje seria Ys. Sama w sobie jest raczej średniakiem, przyzwoitym, ale nie mającym znowu aż tak wiele, by mówić o jakiejś szczególnej jakości czy wyjątkowości.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz