Etykiety

sobota, 28 grudnia 2024

Amazon: The Guardians of Eden - recenzja


Są takie gry, które nawet jeśli wprowadzą coś nowego, to i tak nie zyskają uznania w pamięci potomnych I tylko potem tacy miłośnicy ciekawostek, jak autorka tych słów, będą o tym wspominać. Taki los spotkał m.in. grę "Amazon: The Guardians of Eden", wydaną w 1992.

Historia tu opowiedziana wzorowana jest na filmach przygodowych z gatunku "kina nowej przygody", głównie tych niskobudżetowych. Głównym bohaterem jest naukowiec Jason, którego brat, wieczny podróżnik, zaginął gdzieś w dżungli amazońskiej. Dowiedziawszy się o tym, Jason odkrywa, że jego brat poszukiwał czegoś wyjątkowo cennego, co interesuje także amerykańskie służby. Wymknąwszy się z kraju, po wielu niebezpieczeństwach, wyrusza do Amazonii, by stawić czoła kolejnym trudnościom i dowiedzieć się, o co w tym wszystkim chodzi.

"Amazon: The Guardians of Eden" jest przygodówką tak bardzo podobną do ówczesnych produkcji Sierry, że na początku nie byłam nawet pewna, czy to nie jest rzeczy wydana przez firmę Roberty Williams. Ale nie, grę wydało Access Software, firma szerzej znana dzięki cyberpunkowym przygodówkom o Texie Murphym. Niemniej, z gier Sierry zaczerpnięto tu wiele - co pokazuje, jak bardzo wpływowym było to wydawnictwo.

Gra ma bardzo filmowy klimat. Sekwencje animowane wykonano w postaci digitalizowanych filmów z prawdziwymi aktorami, poszczególne fragmenty gry podzielone są na odcinki serialu, każdy poprzedzony przypomnieniem. Zastosowano sporo filmowych tricków, takich jak cliffhangery, nagłe zwroty akcji, niespodzianki, a czasami także i humor. Wszystko to udanie buduje klimat przygodowego filmu klasy B. Mamy więc zagadki, pościgi, strzelaniny, tajemnice, piękne kobiety i złych ludzi, którzy czyhają wszędzie.

Mechanicznie gra przywodzi na myśl serię "King's Quest". Podstawą jest system "weź przedmiot i użyj go". Mocno jednak podkręcono pozostałe elementy. W grze jest sporo czasówek, często takich, o których nie wiemy, że są dopóki, nam nie wyjdą. Zginąć tu można często, na różne sposoby, co fajnie podkreśla dramatyzm i nastrój opowieści. Mamy tu także jedną mini gierkę w pływanie łodzią, którą jednak trzeba zaliczać kilka razy w trakcie gry. Wszystko to zwiększa nieco poziom trudności i dodaje grze smaku.

Jeśli chodzi o podstawowe zagadki, to prezentują się one nieźle, na pewno nie nazwałabym "Amazon: The Guardians of Eden" grą prostą. Szkoda trochę, że często przedmioty są stosunkowo słabo widoczne na planszy - niestety, pod tym względem gra nawiązuje nieco do produkcji z lat 80, kiedy przedmioty wtapiały się w tło. Potrafi to szczególnie doskwierać podczas czasówek, ale i poza nimi może utrudniać rozgrywkę. Aby to zrównoważyć, wprowadzono system podpowiedzi - po raz pierwszy chyba w grach przygodowych. Czymś, z czym także bardzo rzadko spotykałam się w takich grach, była obecność dwóch postaci i możliwość przełączania miedzy nimi.

Grafika wywołuje mieszane uczucia. Z jednej strony, bardzo dobrze, jak na swoje czasy, prezentują się sekwencje animowane - tutaj "Amazon: The Guardians of Eden" była jednym z pionierów wykorzystania tychże i robiła to naprawdę dobrze.  To samo dotyczyło głosów. Był to także jeden z pierwszych tytułów wykorzystujących grafikę super VGA. Niestety, problemem była zmienna skala postaci. W niektórych lokacjach postacie są względnie normalne, ale na niektórych są bardzo małe, a to sprawia, że dostrzeżenie czegokolwiek jest niełatwe. Ciekawostką może być to, że niemal wszystkie wnętrza budynków obserwujemy z widoku FPP.

Recenzje gry były bardzo dobre - zachwycano się przełomową i nowoczesną grafiką, udaną konwencją, świetnym wykorzystaniem aktorów, a także unikaniem głupoty fabularnej, która często obecna była w filmach, do których "Amazon: The Guardians of Eden" nawiązywało. Mimo jednak generalnie ciepłego przyjęcia, gra nie stała się bestsellerem. Biorąc pod uwagę, że musiała mieć spory, jak na swoje lata, budżet, to zapewne zadecydowało o fakcie, że nie doczekała się kontynuacji.

"Amazon: The Guardians of Eden" pozostaje zatem ciekawostką z początku lat 90, kiedy takich gier powstawało wiele i trudno było się wybić. Choć twórcy włożyli w ten tytuł sporo pracy, to nie zyskał on tak szerokiego uznania, na jakie chyba jednak zasługiwał. Ale taki często już los różnych pionierów, którzy pozostają w cieniu swoich jeszcze bardziej udanych następców.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz