Etykiety

niedziela, 21 maja 2023

Gateway 1 - recenzja


Przełom lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych przyniósł w grach przygodowych przełom iście kopernikański. Dzięki wprowadzeniu mechaniki point and click momentalnie zniknął z powierzchni Ziemi dominujący do tej pory w przygodówkach parser - czyli mechanika oparta na ręcznym wpisywaniu komend. Choć jeszcze przez krótką chwilę w niektórych grach występował on jako wersja opcjonalna, to jako podstawowa mechanika przeszedł do lamusa błyskawicznie. Jako że dominował w takich grach przez niemal dziesięć lat, nie brakowało jednak ludzi, którzy darzyli go sentymentem. I z myślą o nich powstało "Gateway" - ambitna próba stworzenia nowoczesnej przygodówki, łączącej starą mechanikę z nowoczesnością.

Podczas badań układu słonecznego ludzkość natrafiła na pozostałości po pradawnej cywilizacji nazywającej się Heechee. Na znalezionej stacji kosmicznej odkryto statki kosmiczne pozwalające eksplorować odległe rejony kosmosu. Powstała na potrzeby tej korporacja rozpoczęła rekrutację pilotów, którzy mieli zasiąść za steram tych statków. Choć wiąże się z tym ryzyko, to za odkrycia nieznanych planet, nieznanych artefaktów, technologii i sekretów, korporacja płaci duże pieniądze. Nie brakuje zatem chętnych, a wśród nich jest także główny bohater tej gry.

Od strony fabularnej "Gateway" prezentuje bardzo wysoki poziom. Poświęcono tu sporo miejsca, by zaprezentować tło fabularne i miejsca, które odwiedzamy, uzasadnić akcje i wydarzenia. Dawno nie grałam w tak dopracowaną pod tym względem przygodówkę. Szkoda tylko, że nie mogę powiedzieć tego o obsadzie - wszystkie postacie, które tu się pojawiają, mają charakter wyłącznie epizodyczny. Trochę szkoda, bo prosiło się o więcej. Zaznaczyć wypada, że "Gateway" jest luźną adaptacją fragmentów powieści science fiction Fredrica Pohla.

Obsługa tej gry to natomiast coś z zupełnie innej beczki, czego nie było nigdy wcześniej i nigdy później. Gra oferuje niejako dwa sposoby rozgrywki, które można zresztą wykorzystywać naprzemiennie. Pierwszy to właśnie parser, czyli ręczne wpisywanie wszystkich akcji, komend, ruchów itd. Nie muszę dodawać, że wymaga on niezłej znajomości języka angielskiego, zwłaszcza, że mówimy tutaj o grze science fiction.

Drugi sposób sterowania był pewnym kompromisem - w lewym rogu ekranu mamy dwa rzędy słów - pierwszy to komendy typu "weź", "otwórz" itd, drugi zaś to rzeczy znajdujące się w naszej lokacji. Możemy także wybierać komendy i zaznaczać przedmioty myszką na ekranie. Opcja ta jest niewątpliwie wygodniejsza dla ludzi gorzej radzących sobie z językiem angielskim, choć z racji mnogości opcji, jest bardzo rozbudowana.

Generalnie, trzeba uczciwie przyznać, że "Gateway" jest grą trudną. Powiedziałabym nawet, że jest jedną z najtrudniejszych przygodówek, z jakimi miałam w życiu do czynienia. Seria "King's Quest", którą zawsze uważałam za wyznacznik trudności takich gier, jest przy "Gateway" całkiem prosta. Nie wynika to z rozmiarów lokacji, ale po prostu z tego, że mamy naprawdę wielką swobodę w robieniu dookoła różnych rzeczy, opcji jest masa, a do celu prowadzi nas niewielka ilość z nich. Problemem może być także fakt, że gra za bardzo nie podpowiada nam kolejnych akcji.

Oczywiście, tak wysoki poziom trudności może być dla wielu zachętą czy też ostrogą. Nie przeczę, "Gateway" dało mi ostro w kość. Gra zawiera kilka dead endów, co ma zresztą swoje uzasadniene fabularne i mnie akurat cieszy. Tym, co jest jej dużą zaletą, jest także inność - w ten tytuł po prostu gra się zupełnie inaczej, co jest swego rodzaju powiewem świeżości.

Choć jest to pozycja skupiona na tekście, "Gateway" może się pochwalić co najmniej przyzwoitą grafiką. Należy pamiętać, że w gatunku interactive fiction, do którego ten tytuł także bywa zaliczany, często nie ma wcale grafiki. Choć oczywiście nie nazwałabym tej grafiki jakąś wybitną, to jednak prezentuje ona niezły poziom, obrazki udanie tworzą klimat, zawierają także proste animacje. Pochwalić też muszę muzykę, która wypada zaskakująco wręcz dobrze.

W chwili wydania "Gateway" spotkało się z mieszanymi reakcjami - chwalono ogólną jakość gry, ale przyznawano, że  już w momencie premiery tytuł ten był przestarzały i próbował niejako "zawracać kijem Wisłę". Jest w tym sporo prawdy - może nawet szkoda, że nie pokuszano się o to, aby gra była bardziej zrobiona w kierunku "point and click" - choć po prawdzie, na pewno odebrałoby to jej nieco klimatu i specyficznego uroku. Gra musiała sprzedać się jednak nieźle, bo doczekała się sequela - "Gateway 2: Homeworld".

To dziwna gra i w sumie śmiało można stwierdzić, że jedyna w swoim rodzaju. Gdyby ktoś chciał poznać smak przygodówek z lat 80, a jednocześnie ma odrzut przed ich archaicznym i minimalistycznym często wyglądem, to "Gateway" jest tu całkiem niezłą opcją. Jest to także wyzwanie dla tych, którym wydaje się, że zwykłe przygodówki są już dla nich za proste.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz