Etykiety

niedziela, 16 lutego 2020

The 7th Guest - recenzja


Raz na jakiś czas pojawia się gra faktycznie wyjątkowa - taka, która dokonuje przełomu, okazuje się hitem rynkowym, a gracze wspominają ją przez długie lata. Co więcej, nie starzeje się ona aż tak bardzo z wiekiem i choć mijają lata, wciąż daje dużo zabawy kolejnym pokoleniom. Nie ma takich gier znowu tak dużo. Ale bez wątpienia do tego grona zalicza się "The 7th Guest", rewolucyjna gra przygodowa firmy Trilobite, wydana w 1993.

W 1935 roku włóczęga Henry Stauf morduje w lesie kobietę. Zachęcony tak łatwo zdobytymi pieniędzmi, postanawia wkroczyć na ścieżkę zbrodni. Następnej nocy ma wizję, w której ukazuje mu się wyjątkowej urody lalka. Stauf wykonuje ją, a ona otwiera przed nim drogę odnoszącego sukcesy projektanta zabawek. Z włóczęgi bez grosza Stauf staje się bogatym i wpływowym człowiekiem, który buduje sobie elegancką posiadłość. Nikt nie dostrzega faktu, że dzieci bawiące się wykonanymi przez niego zabawkami chorują i umierają. W pewnym momencie Stauf jednak znika, zaszywając się w swojej posiadłości.

Pewnego razu szóstka ludzi otrzymała zaproszenia od Staufa. Są wśród nich piosenkarka, magik estradowy, rozsypujące się małżeństwo, podstarzała pracowniczka banku i sprzedawca sklepowy. Stauf poinformował ich, że dom jest pełen zagadek - temu, kto rozwiąże ich sens i wykona zadanie, Stauf obiecuje spełnić jedno życzenie. Poza tą szóstką jest jeszcze jedna osoba - główny bohater, który budzi się w posiadłości, nie pamiętając jak i czemu tu się znalazł. aby się wydostać, musi rozwiązać zagadki przewrotnego twórcy zabawek i dowiedzieć się, jaki jest jego cel.

W grze poruszamy się wyłącznie w obrębie posiadłości Staufa. W wielu pomieszczeniach ukryte są różnego rodzaju zagadki i łamigłówki, a ich rozwiązanie pozwala na dalszą eksplorację. Gracz cały czas ma także wizje wydarzeń, które w posiadłości zaszły, dzięki nim stopniowo zaczyna rozumieć, o co chodziło i kim jest ten tytułowy "Siódmy gość". Twórcy nie podali fabuły na tacy - stworzyli ją całkiem misternie, a potem rozrzucili jej kawałki po wszystkich pomieszczeniach. Początkowo może to wywoływać u gracza chaos, dopiero z czasem poszczególne elementy zaczynają do siebie pasować, a historia nabiera sensu i głębi. Była to jedna z pierwszych gier docelowo robiona dla dorosłych graczy.

Choć "The 7th Guest" jest przygodówką, to zrywa całkowicie ze schematem, jaki wiąże się z tym gatunkiem. Nie szukamy tu przedmiotów, by przy ich pomocy radzić sobie z przeszkodami - wszystko polega na stawianiu czoła zagadkom. Te zbudowano głównie w oparciu o logikę i matematykę, choć są wśród nich także i zagadki językowe, a nawet muzyczna. Poziom trudności jest różny - od średnich po rzeźnicko wręcz trudne. Gdy przechodziłam "The 7th Guest" kilka razy byłam bliska rozpaczy i walenia pięścią w biurko, kiedy po raz kolejny jakaś zagadka nader dobitnie dawała mi do zrozumienia, że jestem głupia. Ale z drugiej strony, mało która gra dała mi taki trening umysłu. I mało która przyniosła tyle satysfakcji, kiedy zobaczyłam finał.

Sięgnęłam po tę grę jako fanka horrorów - i nie rozczarowała mnie pod tym względem. Może się pochwalić bardzo udaną fabułą - rzadko kiedy gra przygodowa aż tak duży nacisk kładzie na historię. Co więcej, sposób jej prezentacji skłania gracza do myślenia i interpretowania tego, czego jesteśmy świadkami. Muzyka fantastycznie podkreśla nastrój, a sam Stauf często komentuje nasze wysiłki i kpi z niepowodzeń. 

"The 7th Guest" uchodzi nie bez kozery za jedną z pierwszych superprodukcji w dziejach gier komputerowych. Do jej stworzenia wykorzystano żywych aktorów, nagrano z nimi wiele sekwencji, muzyka została napisana na poziomie niemalże filmowym, a grafika w swoich czasach mogła oszałamiać. Zresztą, do dzisiaj ta gra nie przynosi twórcom wstydu. Nie wygląda nawet szczególnie retro, powiedziałabym, że może tylko sekwencje filmowe wypadają ciut słabiej od strony czysto technicznej. Ale pod każdym właściwie względem, "The 7th Guest" jawi się dzisiaj, 25 lat po jej stworzeniu, jako nadal bardzo dobrze wyglądająca gra. No i kończąca grę piosenka - takie rzeczy wtedy się jeszcze nie zdarzały. Nieprzypadkowo sam Bill Gates stwierdził, że to gra, która wyznacza nowe standardy wśród komputerowej rozrywki.

Gdybym miała szukać jakichś słabszych stron tej gry, to zaliczyłabym do nich kilka detali, takich jak choćby niemożliwość wyłączenia dźwięku (przy niektórych zagadkach niestety potrafi on rozpraszać). Są tu zagadki, które wydają się niemal nie do przejścia (jak słynna zagadka z mikroskopem). Na szczęście twórcy przewidzieli ten problem i gra daje opcję "przeskoczenia" zagadki bez konieczności jej rozwiązania. Bardzo mi brakuje ponadto w tej grze "dead endów", które, jak dla mnie, są obowiązkowy elementem gier horrorowatych. 

Jej przełomowa rola polegała nie tylko zresztą na zjawiskowo wysokiej jakości i nowym podejściu do idei gier przygodowych. "The 7th Guest" był jedną z pierwszych gier, które wydano tylko na CD - było to podyktowane wysoką jakością grafiki oraz dużą ilością sekwencji filmowych. Jej sukces przyczynił się do szybkiej popularyzacji nowego nośnika. Jednocześnie rodzić się zaczął nowy gatunek gier przygodowych, będących w połowie grami, a w połowie interaktywnymi filmami. Choć żywot jego był krótki, to przyniósł kilka wielkich tytułów, jak choćby polski "Jack Orlando: The Cinematic Adventure" czy słynna "Phantasmagoria", wydana na siedmiu płytach CD.

To bardzo udana gra - jej sukces chyba zresztą nawet przerósł jej twórców, którzy nie byli w stanie stworzyć już potem czegoś równie wybitnego. Gorąco polecam ją szczególnie tym, którzy do gier przygodowych podchodzą jak do jeża, niechętnie patrząc na koncepcje noszenia i używania przedmiotów. "The 7th Guest" jest bowiem pozycją stawiającą naszemu intelektowi zupełnie inne wymagania. Gdzieś czytałam, że to wymarzona gra dla ludzi lubiących matematykę - i coś w tym jest, wiele zadań opiera się właśnie na matematyce. Ale bez względu na to, czy macie umysły ścisłe, czy też jesteście humanistami, jestem pewna, że docenicie ten tytuł. Bo to po prostu bardzo dobra gra, a te bronią się zawsze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz