Etykiety

sobota, 1 stycznia 2022

Distraint - recenzja

Sądzę, że niejednemu z moich czytelników zdarza się kupować gry w paczkach. Kupujemy dla jednej czy dwóch, a o reszcie zapominamy. Potem, po kilku latach możemy się nawet zdziwić, że mamy jakąś grę w bibliotece. Tak było u mnie z Distraint. Znalazłam ją w swojej bibilotece trochę przypadkiem, ale postanowiłam dać jej szansę. I to była dobra decyzja. 

Distraint to gra przygodowa, w której wcielamy się w rolę Price'a, młodego i ambitnego pracownika firmy komorniczej. Nasz bohater stoi u progu rozpoczęcia prawdziwej kariery w swojej firmie i stania się jednym z jej szefów. Zanim jednak zdoła to osiągnąć, musi wykonać kilka ostatnich zleceń, dotyczących eksmisji różnych ludzi. Nie są to zadania przyjemne, ale Price wie, że droga do kariery nie jest łatwa. W związku z tym jest zdeterminowany je wykonać. 

Sam pomysł na fabułę i głównego bohatera jest już ciekawy, bo jesteśmy postacią robiącą w sumie złe rzeczy. Mija trochę czasu, zanim nasz bohater to sobie uświadomi. Ale to wcale nie musi oznaczać z automatu jakiejś cudownej przemiany. Powoduje to jednak koszmary, które zaczynają go dręczyć, do tego stopnia, że granica między snem a rzeczywistością z wolna zaczyna stawać się coraz bardziej płynna. Momentami można się zastanawiać, w których momentach akcja dzieje się w rzeczywistości, a kiedy jest odbiciem wyrzutów sumienia Price'a.

Tym, co zwraca uwagę od samego początku to grafika, a nawet bardziej - barwy. Gra operuje dość oszczędną paletą kolorów, ale robi to naprawdę świetnie, przypominając mi tutaj trochę rewelacyjne (choć z zupełnie innej bajki) Salt and Sanctuary. Grafika, na początku mogąca się wydawać trochę bajkowa, świetnie buduje klimat i sprawia, że całość ma nastrój staroświeckiego filmu. Oprawa dźwiękowa, choć oszczędna, ładnie ją uzupełnia.

Mechanicznie Distraint wykorzystuje typową mechanikę point'n'click. Zagadki są tu proste, daleko jej do rasowych gier tego typu. Ale mam wrażenie, że takie było od początku założenie autora. Sama mechanika pełni tu rolę nieco służebną w stosunku do fabuły i klimatu. Myślę jednak, że wielu graczom, nie będącym hardkorowymi miłośnikami przygodówek, przypadnie to do gustu. Przedmiotów tu niewiele, ich użycie jest oczywiste, a i lokacje nie są za duże. Tylko jeden fragment gry zawiera wątki zręcznościowe w postaci czasówek. 

Najmocniejszym jednak elementem pozostaje nastrój i opowieść. Ma ona mocny aspekt moralizujący, ale nie popada w tanią dydaktykę i oczywisty moralitet. Miejscami jest dość gorzka i smutna, potrafi także zaskoczyć. Potrafi także wywołać refleksje i zmusić do myślenia, a to jest na pewno duża zaleta. Wykorzystywanie snów jest całkiem pomysłowe, choć czasami można odnieść wrażenie, że nie bardzo wiadomo, co się tak naprawdę dzieje.  Distraint klasyfikowane przez często jako horror - ma to swoje uzasadnienie, ale wydaje mi się, że jeśli ktoś sięgnie po ten tytuł właśnie szukając wrażenie z klasycznych gier grozy (jak choćby z Lone Survivor) to może się rozczarować. 

A wady? Chyba największą z nich jest, przynajmniej na samym początku rozgrywki, kontrola gry, oparta na przyciskach WSAD oraz E jako klawiszu akcji. Po jej włączeniu miałam na początku wrażenie, że nic nie mogę zrobić. Do tego nie miałabym nic przeciwko, gdyby gra trochę lepiej wprowadzała gracza w całą opowieść. 

Distraint to naprawdę udane maleństwo, Gra jest dość krótka, nie powinna zająć więcej niż może 2-3 godzin (a doświadczonym graczom może nawet mniej), jednak jest przekonana, że zapadnie każdemu w pamięć. Jej bardzo ciepłe przyjęcie spowodowało, że doczekała się kontynuacji.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz