Etykiety

niedziela, 29 listopada 2020

Alfa Boot - recenzja

 Prapoczątki polskiego rynku gier komputerowych to ciekawy temat. Dominowały tam określone gatunki gier - głównie produkcje labiryntowe, ale nie brakowało także przygodówek czy strzelanek. Najgorzej był chyba reprezentowany gatunek RPG - co nie dziwi, gdyż takie gry wymagają o wiele więcej wysiłku przy tworzeniu. Strategii też nie było zbyt wiele. To, co cechowało te gry, to często prostota ich wykonania, gdyż tworzyły je często pojedyncze osoby lub grupy składające się z 2-3 zapaleńców. Do takich gier zaliczyć można Alfa Boot,  grę przygodową stworzoną przez grupę Stanbit w 1994.

Fabułą gry nie jest specjalnie wyszukana - jesteśmy tajnym agentem polskiego wywiadu. Na początku gry dowiadujemy się, że w wyniku awarii reaktora na dno morza bałtyckiego poszedł atomowy okręt podwodny klasy Alfa floty NRD. Naszym zadaniem jest dotarcie na jego pokład i zatrzymanie wycieku, zanim dojdzie do poważnego skażenia wód morskich.Do fabuły twórcy podeszli ze sporym zresztą dystansem - na ów okręt podwodny nasz super agent dotrzeć musi... motorówką. Dla ścisłości dodam, że atomowe okręty podwodne klasy Alfa nigdy nie były na wyposażeniu floty NRD, jedynie floty ZSRR.
Sama gra jest przygodówką z widokiem FPP, dość często wykorzystywanym w tego typu grach, gdyż ułatwiał on wyraźnie pracę twórcom. Czemu? Po prostu nie trzeba było tworzyć animacji poruszającej się po ekranie postaci. Poruszamy się strzałką i sprawdzamy znajdujące się przed nami rzeczy, wchodząc z nimi w interakcję na zasadzie "obejrzyj/weź/użyj". Znalezione przedmioty możemy zabierać, acz nigdzie ich nie widzimy. Podobnie zresztą na ekranie główny - przykładowo, na ekranie widzimy po prostu ławkę, a dopiero, gdy wybierzemy komendę oglądania, dowiemy się, że ławce leży pudełko ze śrubokrętami.

Mechanika gry opiera się na dwóch rzeczach. Pierwszą jest naciskanie różnych przycisków, które coś tam gdzieś aktywują. Drugą, tą powszechniejszą, jest używanie zdobytych przedmiotów. Jednakże, w odróżnieniu od typowych gier przygodowych, tutaj nie mamy żadnego wyboru. Jeśli po prostu posiadamy potrzebny przedmiot, to dana akcja nastąpi, jeśli nie - to nie. Nie mamy ani menu przedmiotów, ani nawet nie wiemy na 100%, czy właśnie danego przedmiotu użyliśmy. Wszystko to wyraźnie pokazuje,  że gra była tworzona mocno prostymi metodami, nawet gdy porównamy ją z wczesnymi produkcjami Sierry, tworzonymi jeszcze na Interpreterze.
Tym, co twórcom się natomiast udało, było dość humorystyczne podejście do rozgrywki. Poza rzeczami niezbędnymi do przejścia, w trakcie rozgrywki znajdujemy różne ulotki itd, które często humorystycznie nawiązują do PRLowskiej rzeczywistości lub do realiów początku lat 90. Jest to całkiem smakowite i dodaje grze pewnego uroku. Psują go natomiast błędy ortograficzne typu "chełm" czy "akfalung", na które patrzyłam z pewnym niedowierzaniem, bo wydawać by się mogło, że przy tak niedużej produkcji powinno być łatwo je wyłapać.

Nie nazwałabym "Alfa Boota" grą długą czy przesadnie skomplikowaną. Lokacje są na tyle niewielkie, że nawet gdy zabraknie nam pomysłów, to po prostu chodzenie tu i tam prędzej czy później rozwiąże sprawę. Przejście tej gry nie powinno zająć więcej niż godzinę, przynajmniej na moje oko. Niby nie dostajemy żadnych podpowiedzi na temat tego, co i jak, ale przez cała grę znajdujemy może łącznie kilkanaście przedmiotów. Tym, co może powodować najwięcej problemów, jest fakt, że niektóre rzeczy zwyczajnie trudno "wymacać" i łatwo je ominąć.
Stosunkowo dobrze prezentuje się grafika - jest czytelna, nie męczy oczu i ma swój pewien oldschoolowy styl. Naturalnie, nie nazwałabym jej jakoś szczególnie udaną, ale nie przynosi też twórcom wstydu. O animacjach nie ma mowy, nawet interakcja z otoczeniem widoczna jest śladowo - sporadycznie widzimy, aby coś na ekranie się zmieniało. Męczy natomiast muzyka - zapętlony w kółko temat buczy i sprawia, że trudno się skupić - choć może to zaplanowane przez twórców utrudnienie?

Najgorzej wypada świadomość, że gra trafiła na rynek w 1994. Prezentuje ona jakość z lat 80, a w chwili pojawienia nie tylko nie miała za bardzo porównania do tego, co wychodziło na zachodzie, ale nawet na polskim rynku. Wykorzystujący podobną przecież grafikę "Barahir" był dużo lepszą pozycją, a popularne przygodówki w rodzaju "Klątwy" także miały więcej do zaoferowania. "Alfa Boot" pozostaje zatem reliktem z tamtej ciekawej epoki, w której polski rynek gier dopiero raczkował. Niemniej warto na niego zwrócić uwagę, gdyż pokazuje, że mimo sporych ograniczeń, nasi twórcy próbowali robić coś swojego.

2 komentarze:

  1. Hej, masz oryginał tej gry? Testowałaś to na PC czy jakimś innym Commodore ?:)

    Pozdrawiam
    Iselor

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Grałam na emulatorze Atarii.Tobie bym raczej poleciła Barahira z takich gierek, pierwszą polską próbę stworzenia czegoś w rodzaju komputerowego RPG.

      Usuń