Etykiety

niedziela, 1 marca 2020

Icewind Dale Enhanced Edition - recenzja


Po stworzeniu przez Black Isle głębokich od fabuły gier na silniku Infinity, takich jak "Baldur's Gate" czy "Planescape: Torment", twórcy postanowili zrobić coś innego. Grę, która byłą hołdem dla cRPGów z lat 80 i początku 90, a także dla systemu Dunegons and Dragons w jego pierwotnej postaci. Pozycję, w której istotą byłą nie skomplikowana intryga i liczne subquesty, ale mordercza podróż przez podziemia, lochy i jaskinie, wypełnione stadami wrogów. I tak narodziło się "Icewind Dale".

Fabuła gry, choć daleka od skomplikowania poprzedniczek, może zaciekawić. Coś złego dzieje się w Dolinie Lodowego Wichru. Świeżo przybyli członkowie drużyny zostają poproszeni o pomoc w zorganizowaniu ekspedycji do miasta Kuldahar, atakowanego przez orki. Po drodze jednak ekspedycja zostaje zniszczona przez lawinę i jedynymi ocalałymi są nasi bohaterowie. W ich rękach jest los Kulhadar, a jak się wkrótce przekonają, także i całej doliny, nad którą zawisła przedwieczna groźba.

Historia w grze rozwija się dość powoli i liniowo. Odwiedzamy kolejne lokacje, poznajemy kolejne etapy konfliktu, w który drużyna została wmieszana, a potem likwidujemy jego źródła. Nie ma tu za bardzo miejsca na dyplomację, intrygowania czy wszelkie inne kwestie "społeczne".  Questów rozwiązywanych "słownie" jest tu bardzo mało. Właściwie wszystkie problemy w tej grze rozwiązywane są przy pomocy siły. Inna sprawa, że przeciwnicy, z jakimi mamy do czynienia, raczej nie są z tych, którzy chcieliby cokolwiek negocjować.

Skoro fabuła raczej nie porywa, to co z stoi za sukcesem, jaki niewątpliwie odniosła ta gra? Przede wszystkim bardzo wysoka grywalność. W "Icewind Dale" gra się dokładnie tak jak w klasyczną, konwencjonalną sesję "Dungeons and Dragons". Tworzymy sobie kilkuosobową drużynę wedle własnych gustów i ruszamy walczyć z potworami. Liczy się przede wszystkim taktyka, jaką przyjmiemy, umiejętne wykorzystywanie naszych postaci, ich umiejętności itd. O wiele bardziej niż inne gry z tej serii, "Icewind Dale" daje pożywkę powergamerom, których nic nie ogranicza w próbach tworzenia najbardziej zabójczych postaci, najlepszych kombinacji czarów itd.
Swoje robi też poziom trudności. Pod tym względem "Icewind Dale" niewątpliwie przewyższa choćby "Baldura", gdzie tak naprawdę nie było zbyt wiele wymagających starć. Tu wrogowie atakują nas całymi chmarami, pędzenie przed siebie na hura zwykle kończy się śmiercią drużyny, zaś kilku bossów może naprawdę przyprawić nawet silną drużynę o ból głowy. Naturalnie, zależy to od ustawionego poziomu trudności, ale już na zwykłym gra potrafi stwarzać wyzwane. Sama złapałam się kilka razy na tym, że nagle zwykli, szeregowi przeciwnicy mnie znienacka otoczyli i wyrżnęli słabsze postacie.

Wyraźnie mniej uwagi poświęcono tu aspektom społecznym - o ile w takim "Planescape: Torment" odgrywały one pierwszorzędną rolę, w "Baldurze" też były nie bez znaczenia, tak tu charyzma czy reputacja nie są czymś, nad czym by się trzeba zastanawiać (jeśli nie mamy w drużynie paladyna, to w zasadzie reputacja nie gra żadnej roli). Złodziej zajmuje się tu otwieraniem skrzyń i drzwi oraz rozbrajaniem pułapek. O ile bardziej mordercza jest np. magia obszarowa. Jako że walczymy najczęściej w korytarzach i komnatach, to czary typu "Zabójcza Chmura", "Eksplodująca Czaszka" itd okazują się jednymi z najskuteczniejszych i często ratują nam życie. Mam wrażenie, że mój mag zabił w tej grze o wiele więcej wrogów niż w "Baldurze".
Choć gra wykorzystuje nam sam silnik co poprzednie gry z tej serii, to graficznie prezentuje się nieco ładniej. Nie ma tu jednak mowy o jakieś rewolucji. Dopiero wydane rok później "Neverwinter Nights" prezentowało faktyczny skok jakościowy. Oprawa dźwiękowa prezentuje również zbliżony poziom, co jednak w żadnym razie nie jest zarzutem - w swoich latach była to ścisła czołówka gatunku, a i dzisiaj nie ma się tu czego wstydzić.

"Icewind Dale" ukazało się w 2000 roku i spotkało z bardzo pozytywnym przyjęciem czego efektem była wysoka sprzedaż - 400 000 w ciągu pierwszych kilku miesięcy. Recenzje były również bardzo optymistyczne. W recenzjach podkreślano, że gra ta jest bardzo udanym ukłonem w stronę klasyki gatunku, choć zwracano uwagę na niewielki stopień interakcji z otoczeniem i zdecydowane przesunięcie ciężaru na walkę, co nie wszystkim się podobało. Niemniej, została doceniona i do dzisiaj często jest umieszczana na różnych listach "Najlepszych RPG wszechczasów".

Rok później ukazał się dodatek "Serce Zimy". Zebrał on już nieco gorsze recenzje, choć fabularnie był ciekawy, gdyż w autorzy próbowali w nim nieco bardziej postawić na przedstawienie sytuacji politycznej w regionie. Niestety, krótki czas trwania okazał się tu kluczowy. W odpowiedzi na to wydano kolejny, darmowy dodatek "Trials of the Luremaster". Prezentował on osobną, ciekawą historię i, co istotne, mocno podnosił poprzeczkę trudności.

W 2014 ukazała się odświeżona wersja pt. "Icewind Dale: Enhanced Edition". Nie wprowadzała ona rewolucji. Poprawiono rozdzielczość, dołączono oba dodatki  i poprawiono kilka bugów. Z rzeczy całkowicie nowych - pojawiły się nowe rodzaje ekwipunku (katany, scimitary). Bardzo przydatne są dodatkowe przedmioty pozwalające przenosić większe ilości rzeczy (torba na amunicję, sakiewka na klejnoty itd). Wprowadzono nowy, najniższy poziom trudności (tryb opowieści) i kilka ułatwień. Część z tych zmian fani przyjęli krytycznie, twierdząc, że czynią grę za prostą. Niemniej, wersja ta jest dziś powszechnie dostępna i chodzi bez problemu na nowych systemach i komputerach.
"Icewind Dale" to wciąż kawał udanego, RPGowego hack'n'slasha, który może stanowić wyzwanie dla wielu graczy. Ma swoje lata, ale, jak na ironię, zestarzała się raczej z gracją, bo od samego początku nie była grą, która miała wyznaczać nowe trendy. Jej nostalgiczny charakter sprawił, że dzisiaj wypada równie efektownie co kiedyś. Co więcej, takich akurat gier nie ukazało się znowu aż tak wiele. Dlatego, jeśli ktoś chciałby pograć w klasyczne D'n'Dki, to "Icewind Dale" niewątpliwie daje doskonale poczuć ich pierwotny klimat.

2 komentarze:

  1. Hej! Miło przeczytać wpis o mojej pierwszej grze CRPG. Chociaż sam zagrałem dopiero w drugą część Icewinda. Miało swój urok podglądanie jak gra brat. Do dziś właśnie do tej serii mam największy sentyment.

    OdpowiedzUsuń
  2. Mój ulubiony cRPG na Infinity :)

    OdpowiedzUsuń